Syndycy mieli jednak pecha, ostatni zwrot Geary’ego ustawił jego okręty pod pewnym kątem do ich wektora lotu, ale tym razem zrobił to dosłownie tuż przed rozpoczęciem walki i syndyccy dowódcy nie mieli już dość czasu, by ten ruch zauważyć i na niego zareagować.
— Do wszystkich jednostek, atakujcie dywizjonami i eskadrami, najpierw kartaczami, potem salwami piekielnych lanc, w momencie gdy wróg znajdzie się w polu rażenia waszej broni. Powtarzam, otworzyć ogień natychmiast. — Rozkaz ten oznaczał, że cały dywizjon albo eskadra otworzą ogień do jednego okrętu, co znacznie zwiększało szanse na zadanie śmiertelnego uderzenia w ciągu trwającego mikrosekundy przejścia przez szyki wroga, kiedy okręty będą tak blisko siebie, żeby prowadzić skuteczny ostrzał.
— Kartacze i rakiety wroga przeszły pod nami — zameldował wachtowy z działu systemów uzbrojenia, gdy ogień zaporowy jednostek Syndykatu dotarł do miejsca, w którym powinna znajdować się według wroga flota Sojuszu.
Mgnienie oka później nadszedł i natychmiast minął moment pierwszego starcia. Gdyby ludzkie oko było zdolne do rejestracji tak szybkich zdarzeń, ujrzałoby, jak płaskie tarcze monet Sojuszu przecinają pod małym kątem górną część syndyckiego prostopadłościanu, koncentrując ogień na wybranych jednostkach znajdujących się na samym skraju i nieco głębiej w mijanej formacji, podczas gdy wróg mógł odpowiedzieć jedynie zaatakowaną częścią swoich sił, prowadząc rozproszony ogień do wszystkich przelatujących obok okrętów Sojuszu. Monety stanowiące rozwarte flanki floty Sojuszu, przedarły się przez górne rogi syndyckiego szyku bojowego, prowadząc jeszcze bardziej skoncentrowany ostrzał.
Geary zamrugał, zastanawiając się, czy naprawdę dostrzegł błyski wystrzałów i wybuchów, które przeminęły w ułamku sekundy, jaki był potrzebny zautomatyzowanym systemom celowniczym do przeprowadzenia ataku szybszego nawet od ludzkiej myśli. W czasie gdy okręty dokonywały zwrotu do kolejnej szarzy, wachtowi rozpoczęli zliczanie strat, zarówno po stronie wroga, jak i własnych.
— Dopadliśmy ich — oświadczyła Desjani.
Na ekranie wyświetlacza wraki dwóch okrętów liniowych powoli odłączały się od syndyckiego szyku, a towarzyszyły im wypalone kadłuby pancernika, pięciu ciężkich krążowników i nieprzeliczonych lekkich jednostek, w tym wielu ŁZ-etów. Eskorta górnej części flotylli Syndykatu praktycznie przestała istnieć. Zanotowano jeszcze sporą liczbę trafień na pozostałych okrętach wroga, ale żadne z nich nie okazały się krytyczne.
Po stronie Sojuszu skończyło się na utracie sporej ilości energii w polach siłowych i uszkodzeniach kilku lżejszych jednostek. Na szczęście wszystkie mogły nadążyć za głównymi siłami floty.
Geary wydał kolejną partię rozkazów.
— Do wszystkich formacji, zmienić kurs góra jeden dwa zero stopni, czas dwa cztery.
Niespełna minutę później jednostki Sojuszu rozpoczęły nawrót w górę po trasie przypominającej nieco wielką literę C, schodząc z wcześniej obranego kursu.
Zgodnie z przypuszczeniami Geary’ego Syndycy spróbowali natychmiast dokonać korekty swoich ruchów, by powrócić na kurs przechwytujący, i wykonali niemal lustrzane odbicie jego posunięcia. Identyczny nawrót musiał zaowocować ponownym przejściem okrętów Sojuszu po skraju syndyckiej formacji, ale tym razem był to jej dolny sektor. Tak się pechowo złożyło, że znajdowały się w nim te same jednostki, które przetrwały pierwsze starcie obu flot, w czym nie było żadnej tajemnicy, obie formacje wykonały bowiem pełen nawrót.
Raz jeszcze zgrupowania Sojuszu przedarły się przez skrajne szeregi Syndyków i narożniki ich szyku. Raz jeszcze skumulowany ostrzał wybranych celów przyniósł wrogiej stronie znacznie poważniejsze straty, niż sama była w stanie zadać okrętom Sojuszu.
— Załatwiliśmy kolejne dwa syndyckie pancerniki! — podniecała się Desjani. — I jeszcze jeden okręt liniowy!
— Ale i sami zaliczyliśmy znacznie więcej trafień przy tym przelocie.
Dwa niszczyciele, Asegai i Rapier, utraciły niemal wszystkie stanowiska bojowe, ale zachowywały wciąż zdolność manewrowania. Kilka lekkich i ciężkich krążowników zostało poważnie uszkodzonych, rakiety wroga przedarły się także do okrętów liniowych Sojuszu. Geary wydawał kolejne rozkazy, nie spuszczając oka z jednego liniowca.
— Do wszystkich formacji, zwrot dół dziewięć zero stopni, czas trzy pięć.
Flota Sojuszu weszła w kolejny zwrot, a Syndycy po chwili idealnie go skopiowali.
Jednakże jeden z okrętów liniowych Sojuszu nie utrzymał się w szyku, powoli oddalał się od swojego zgrupowania, wykonując łagodniejszy zwrot, który mimo wszystko i tak musiał go postawić na drodze szarżującej formacji Syndykatu.
— Sprawdźcie, co się stało ze Sławą — zażądał Geary.
Wachtowy szybko sprawdził zapis ostatniego przelotu i odtworzył jego fragment z prędkością, która pozwalała ludzkiemu oku na rozpoznanie szczegółów. Tym razem Syndycy wiedzieli już, na jakim kursie znajdzie się flota Sojuszu, i postawili ogień zaporowy, głównie z kartaczy. Sława znajdowała się najbliżej wroga, zajmując pozycję na flance skrajnego zgrupowania, i zaliczyła bezpośrednie trafienia kilkoma salwami, które pozbawiły ją czołowych tarcz. Systemy bojowe natychmiast przełączyły część mocy z tarcz rufowych, ale syndyckie rakiety zostały już wystrzelone i mierzyły właśnie w osłabioną rufę Sławy. Trzy pierwsze wyparowały na tarczach energetycznych, niszcząc je kompletnie, a kolejne trzy całkowicie pozbawiły okręt napędu.
Wstrząsana eksplozjami Sława powoli oddalała się od swojej formacji, nie mając jakiejkolwiek możliwości zmiany kursu.
Samotny okręt liniowy, nie mogący nadrobić prędkością słabości tarcz i pancerza, pozbawiony osłony ze strony towarzyszy broni.
— Sława melduje: przewidywany czas przywrócenia ograniczonej zdolności manewrowej nie mniejszy niż trzy zero.
Niestety nikt chyba nie miał wątpliwości, że ogromny liniowiec przetrwa kolejne trzydzieści minut potrzebne do naprawienia napędu. Syndycka formacja przetoczy się wokół jego kadłuba za niespełna dziesięć minut.
Geary wyszeptał modlitwę. Zmienić kurs floty, zawrócić, by dać osłonę osamotnionej jednostce. Chciał to uczynić, ale nie mógł. Prawa fizyki na to nie pozwalały.
— Co robi Paladyn? — zapytała zaniepokojona Desjani.
Geary spojrzał w jej stronę. Na Paladynie znajdującym się na samym skraju formacji dostrzeżono problemy Sławy i zareagowano na czas. Pancernik wykonywał już tak ciasny zwrot, że wszystkie kompensatory musiały trzeszczeć w szwach.
Ale Geary nie mógł tego nakazać całej flocie. Jednostki znajdujące się na obrzeżach zgrupowań miały do pokonania znacznie większą przestrzeń niż te w centrum, kiedy dochodziło do zwrotu wokół którejś osi formacji. Jedynym sposobem na powtórzenie wyczynu Paladyna było złamanie szyku bojowego, co mogło mieć katastrofalne skutki w obliczu szarżującego z całym impetem wroga.
— Paladyn! Natychmiast wracajcie na swoje stanowisko w szyku! — rozkazał Geary. Zaraz musiał nakazać zwrot całej floty podczas ostatniej fazy manewru, by ponownie ustawić się pod kątem do wroga i ominąć środek zgrupowania Syndyków. — Do wszystkich formacji, zmiana kursu zero dwa stopnia, czas cztery zero.