Выбрать главу

— Co możemy dla nich zrobić? — zapytała Rione siedząca w głębi mostka, ale w jej głosie nie było typowej hardości.

Geary wiedział, że chodziło jej o Sławę i jej załogę.

— Nic — odparł tak cicho, że zabrzmiało to jak szept. — Jeśli pozwolę na złamanie szyku całej formacji, i tak nie zgromadzimy wokół tego okrętu wystarczających sił, by go ocalić, ale za to doprowadzimy do sytuacji, w której nasze straty będą wielokrotnie większe.

— Sława melduje, że rozkazano wszystkim zbędnym członkom załogi przemieszczenie się do kapsuł ewakuacyjnych — zameldował wachtowy z działu bojowego.

Geary skinął głową, przestał ufać swemu głosowi. Sto lat temu — dla niego zaledwie kilka miesięcy temu — wydał identyczny rozkaz podczas bitwy na Grendelu.

Zaniepokojona Desjani spojrzała na niego, ale nie odezwała się słowem.

Paladyn kontynuował zwrot, kierując się wprost na Sławę, a reszta floty w tym czasie wykonywała rozkaz, skręcając jednocześnie w dół i coraz bardziej oddalając się od obu okrętów.

— Paladyn! — ryknął Geary, nie dbając o to, że zachowuje się nieprofesjonalnie podczas walki. — Wracajcie natychmiast do szyku! Zwalniam kapitan Mideę ze stanowiska dowódcy okrętu! Pierwszy oficer, proszę przejąć kontrolę nad jednostką i wracać na swoje miejsce!

Chyba było już na to za późno. Z pewnością było za późno. Przy tak wielkich prędkościach, jakie osiągały w tym momencie okręty, Paladyn został tak daleko w tyle, że nie zdążyłby wrócić, a Syndycy już nadlatywali, tym razem starając się przejść pod formacjami Sojuszu, kierując prosto na Sławę i Paladyna.

Gdy pierwsze okręty Syndyków dotarły na odległość strzału, z kadłuba Sławy wytrysnęły setki kapsuł ratunkowych i wszystkie widma, jakie znajdowały się jeszcze na jej pokładzie. Resztki kartaczy doszły celów; rozpadając się na atomy, rozpalały ognie na syndyckich tarczach. Jedna, potem drugi ŁZ-et rozpadł się na kawałki w kompletnej ciszy, gdy dosięgły ją potężne ładunki wystrzelone z okrętu liniowego. Lekki krążownik poszedł w ich ślady. Tarcze najbliższego liniowca Syndykatu rozbłysły żywym ogniem i zniknęły pozwalając, by pozostałe piekielne lance wystrzelone z samotnego okrętu wdarły się do gigantycznego kadłuba.

Ale wróg odpowiedział lawiną ognia. Osłabione tarcze nie mogły tego wytrzymać i cienki pancerz w ułamkach sekund został przedziurawiony w setkach miejsc, wszystkie baterie piekielnych lanc zamilkły, gdy już całkowicie bezbronnym okrętem wstrząsały kolejne eksplozje.

— Nie wykrywamy aktywności żadnego systemu na Sławie — zameldował wachtowy spokojnym, ale drżącym głosem. — Sława odpala boje ratunkowe. Ocalali członkowie załogi opuszczają okręt.

Geary na własnej skórze przeżył identyczną sytuację. Mając nadzieję, że odnajdzie choć jedną nieuszkodzoną kapsułę, pędził korytarzami, które wydawały mu się coraz bardziej obce i nieznane wskutek ogromu zniszczeń, jakich wciąż dokonywał wróg, nieustannie ostrzeliwujący konający okręt.

— Sława przesterowuje rdzeń reaktora. Kontakt ze Sławą został utracony.

Na ekranie wypalony wrak, który jeszcze kilka minut temu był okrętem liniowym Sojuszu, wirował dostojnie w całkowitej ciszy, jego reaktor został ustawiony na samozniszczenie, aby nie pozostawić wrogowi żadnej szansy na zdobycie tajemnic floty, a ocalali z pogromu członkowie załogi dryfowali w przestrzeni pomiędzy kapsułami ewakuacyjnymi z okrętów, które zdążyli zniszczyć.

Paladyn przemknął nad wrakiem liniowca, przybył zbyt późno, aby mieć szansę na ocalenie Sławy. Salwa jego piekielnych lanc dosięgnęła jednak formacji ŁZ-etów oddalającej się właśnie z miejsca starcia. Dwie z nich zniknęły natychmiast, trzecią kolejne lance rozdarły na strzępy sekundy później. Następnym celem samotnego pancernika Sojuszu była formacja lekkich krążowników wroga. Słabe tarcze nie mogły powstrzymać jego huraganowego ognia, dwie kolejne jednostki dołączyły do listy ofiar Paladyna, jeden krążownik został zniszczony, drugi poważnie uszkodzony.

Ale w tym samym momencie jego własne tarcze rozbłysnęły żywym ogniem, gdy skoncentrował się na nich ogień kolejnej wrogiej formacji. Ciężkie krążowniki. Paladyn zdążył rozpruć na wylot kadłub jednego z nich, zanim przemknęły, pozostawiając go sam na sam z całym dywizjonem syndyckich pancerników.

— Kapitan Midea jest szalona, ale polegnie z honorem — powiedziała zasmucona Desjani.

— Pytanie tylko, czy musiała zabierać ze sobą okręt i całą jego załogę? — odparł Geary szeptem. Za późno, za późno, by odwołać Mideę. Za późno na to, by odgadnąć, jak sprawować kontrolę nad oficerem, który dzierży w ręku los całego okrętu.

— Paladyn stracił tarcze — zameldował wachtowy.

Geary mógł to zobaczyć także na własnym wyświetlaczu. Paladyn toczył swoją samotną walkę w sporym oddaleniu od reszty floty, światło potrzebowało kilku sekund, by od niego dotrzeć. A w ciągu kilku sekund wiele mogło się zdarzyć.

Ale Paladyn potrzebował znacznie mniej czasu, by wpaść pomiędzy wrogie pancerniki stojące na jego wektorze przejścia. Ogromny kadłub wstrząsany był kolejnymi eksplozjami, gdy lecąc pomiędzy okrętami wroga, otrzymywał trafienia ze wszystkich stron. Załoga Paladyna strzelała również, koncentrując cały ogień na jednym pancerniku wroga, chociaż jego baterie piekielnych lanc milkły jedna po drugiej trafiane celnymi salwami. Kiedy obie jednostki zbliżyły się maksymalnie, z pokładu okrętu Sojuszu odpalono projektor pola zerowego. Prosto w tarcze dziobowe. Osłabione wcześniejszym ostrzałem osłony padły natychmiast, a pole zerowe przeniknęło w głąb syndyckiego pancernika, wypalając w nim gigantyczny krater.

Trafiony okręt wypadł z szyku i zaczął dryfować, a Paladyn parł przez resztę formacji wroga, otrzymując kolejne trafienia. Jego systemy milkły jeden po drugim, a fragmenty pancerza i wyposażenia mknęły w przestrzeń, gdy kolejne piekielne lance, kartacze i widma odnajdywały drogę do jego wnętrza.

Gdy flota Geary’ego dokończyła manewr zwrotu, by po raz kolejny zmierzyć się z siłami wroga, Paladyn już zamilkł, leciał nadal w kierunku kolejnych formacji Syndykatu, ale jedyną oznaką życia były odpalane z rzadka kapsuły ewakuacyjne.

— Pomścimy ich wszystkich — oświadczył Geary, gdy okręty Sojuszu szykowały się do kolejnego przejścia przez górną część formacji wroga. Ale tym razem przeliczył się odrobinę, może to, co przydarzyło się Sławie i Paladynowi rozkojarzyło go zbyt bardzo, i obie floty minęły się, ledwie wchodząc w zasięg strzału z piekielnych lanc, i choć odpalono wiele pocisków, znaczniejszych strat po obu stronach nie zanotowano.

— Dostaniemy Syndyków w następnym przejściu — zawyrokowała wściekła Desjani.

— Tak. — Geary zaczerpnął powietrza, a potem wydał kolejne rozkazy. — Do wszystkich formacji, zwrot góra jeden zero zero stopni, bakburta zero jeden stopni, czas pięć siedem.

Gdy flota wykona ten rozkaz, on wyda kolejny, aby obydwa wrogie zgrupowania znów weszły na kurs zbliżenia. Dowódca Syndyków powinien już zrozumieć, że nie osiągnie większych sukcesów, jeśli nie przełamie schematu działania, ale z drugiej strony wróg nigdy nie odstępował, jeśli widział choć najmniejszą szansę na zadanie strat Sojuszowi. Nigdy się to jeszcze nie zdarzyło, uporczywie tkwili przy strategii walki odzwierciedlającej jedynie bezsensowną brawurę i determinację. W tej bitwie siły Syndykatu poniosły o wiele większe straty niż Sojusz, nawet wliczając w to Sławę i Paladyna. Ale gdyby w tym momencie zdecydowali się na ucieczkę, żaden z ich uszkodzonych okrętów nie miałby szansy na ujście pościgowi.