— Może zrobili to, bo wiedzą, że i tak nie możemy ich wykorzystać? Nadal znajdujemy się w potrzasku. — Geary poczuł narastający w nim gniew. Po tym wszystkim, co przeszedł i czego dokonał, wmieszanie się Obcych, i to po stronie wroga, było naprawdę nie fair. Dlatego się wkurzał, nie przez sam fakt, że inna rasa broniła swoich interesów, ale że zagrywała tak nieczysto. — Teraz albo wrócimy do przestrzeni Sojuszu najtrudniejszą drogą albo nie wrócimy wcale. A musimy wrócić!
Rione spojrzała na niego z niedowierzaniem, a potem roześmiała się.
— Od rozpaczy do determinacji. To był naprawdę dobry dzień. — Uśmiech zniknął z jej twarzy, znów pojawiły się zmarszczki na czole. — Nie rozważyliśmy jeszcze jednej rzeczy…
— Jakiej?
— Być może Obcy z rozmysłem pozwolili nam dowiedzieć się o tym, co mogą zrobić z systemem hipernetowym. Być może spodziewali się, że uciekniesz z tego systemu gwiezdnego, skoro udawało ci się to poprzednio. Być może wcale nie pomagali Syndykatowi, tylko starali się przekazać nam jakąś wiadomość.
Geary wpatrywał się w holomapę, pozwalając, by idea przedstawiona przez Wiktorię została przetrawiona przez jego umysł.
— Wystarczy mi, że tak wielu ludzi uważa, iż dokonam niemożliwego. Nie potrzebuję dodatkowych wyznawców pośród Obcych. Po co mieliby robić coś takiego?
— Nie mam pojęcia — odparła Rione z wyraźną frustracją. — Nie wiemy, jakie są cele naszych niewidzialnych przeciwników. Nie wiemy nawet, jak myślą, jeśli nie są ludźmi. Czego mogą chcieć? Wciągnięcia ludzkości w niekończącą się wojnę? Wybudowania wystarczającej liczby wrót hipernetowych, żeby je potem zniszczyć, uwalniając tym samym wielką i niszczycielską siłę, która wymaże rasę ludzką raz na zawszę z mapy galaktyki? A może wrota są po prostu ubezpieczeniem na wypadek, gdybyśmy zdołali im zagrozić? A może chodzi o coś zupełnie innego, jakiś obcy nam zamysł, którego nie jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić?
— Chcesz powiedzieć, że oni wcale nie muszą być nam wrodzy? Nawet po tym, jak przekierowali całą flotę Syndykatu na Lakotę, gdzie o mały włos zostaliśmy przez nią doszczętnie rozbici?
— Właśnie to staram się powiedzieć. Co zrobisz, jeśli jutro pojawi się obok nas flota Obcych?
Geary nie odpowiadał przez chwilę.
— Jeśli otworzą do nas ogień, decyzja będzie łatwa. Ale jeśli tylko się pojawią… Wydaje mi się, że najrozsądniej będzie podjąć z nimi rozmowy. Dowiedzieć się, czego chcą.
— A potem — dodała Rione z bezwzględnością w oczach — zdecydować, czy ludzkość zdoła przeżyć w obliczu ich planów.
— Kimkolwiek albo czymkolwiek są, z ich winy straciliśmy Najśmielszego, Niestrudzonego i Nieposłusznego — odparł Geary stanowczym tonem. — Lepiej więc, żeby mieli naprawdę dobre usprawiedliwienie.
Trzy kolejne dni na przemyślenia i trzy kolejne dni bez znalezienia choćby jednej odpowiedzi. Gdy flota wychodziła z nadprzestrzeni na Ixionie, Geary czuł w ustach gorzki posmak. Przy studni grawitacyjnej łączącej ten system z Lakotą Syndycy nie postawili pól minowych, mógł więc spokojnie obserwować, jak wokół Nieulękłego znikąd pojawiają się otoczone błyskami okręty wojenne Sojuszu. Nie odrywał przy tym oczu od raportów o stanie jednostek, sprawdzając wszelkie zmiany dotyczące stanu uszkodzeń i napraw, zapasów ogniw paliwowych i amunicji. A wszystko to wyglądało bardzo źle. A nawet jeszcze gorzej, zważywszy, że sporo okrętów wciąż wymagało remontu głównych jednostek napędowych. I dopóki te naprawy nie zostaną ukończone, nie mieli szansy na oddalenie się z tego miejsca bez pozostawienia ich za sobą.
Pozostawienie ich za sobą na pastwę wilczych stad Syndykatu, które już niedługo wyjdą z tego samego punktu skoku. Geary nie miał najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie tej sceny, zbyt wiele razy puszczał symulacje najgorszych scenariuszy zdarzeń. Flota Sojuszu uciekała w stronę najbliższego punktu skoku, szybsi Syndycy ruszali za nią, roje lekkich krążowników i ŁZ-etów dopadają najwolniejsze jednostki, te najmocniej uszkodzone, a potem biorą się za główne siły floty, uderzając na ostatnią linię szyku, i wyłuskują kolejno, by stały się łatwym łupem dla podążających z tyłu pancerników i liniowców.
Sprawdzał na symulacjach, co się stanie, jeśli zmieni szyk i stanie do walki z przeważającymi siłami wroga, które wyłonią się z punktu skoku. Mając tak wiele uszkodzonych jednostek i resztki paliwa oraz wyczerpane zapasy amunicji, mógł jedynie doprowadzić do szybszej zagłady całej floty.
Zakładając, że po następnej odprawie nadal będzie jej dowódcą. Zdawał sobie doskonale sprawę, że teraz, kiedy wzrosło zagrożenie ze strony wroga, także opór jego przeciwników wewnątrz floty stanie się mocniejszy.
Nie mogli pozostać na Ixionie ani chwili dłużej, niż było to konieczne, gdyż nie zdołaliby go opuścić bez utraty kolejnych okrętów. Gdyby flocie Sojuszu udało się jakimś cudem wyrwać z tego systemu, i tak nie pozbyłaby się syndyckiego pościgu, i na nic zdałoby się poświęcenie tych wszystkich jednostek, które zostały zniszczone w walkach na Lakocie. Kiedy rozglądał się po mostku Nieulękłego, widział wokół siebie jedynie wylęknione oczy wachtowych, w których zabrakło już nadziei. A im więcej docierało do nich informacji o stanie floty, tym bardziej byli wystraszeni i przygnębieni.
Nie mogli tu zostać, nie mogli uciekać.
Geary nagle uświadomił sobie, co powinna zrobić jego flota.
Pieprzyć odprawy dowódców! Ja będę od tej pory podejmował decyzje, a reszta ma wykonywać rozkazy.
Wziął głęboki oddech, popatrzył przeciągle na zmasakrowane okręty uciekające z punktu skoku, a potem spokojnie nacisnął klawisz komunikatora.
— Do wszystkich okrętów Sojuszu, mówi kapitan Geary. Wykonać pełny zwrot, natychmiast. Powtarzam: wykonać natychmiast pełen zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
Kapitan Desjani automatycznie przekazała rozkazy załodze, a potem odwróciła się i spojrzała zdziwiona na Geary’ego. Nie musiał widzieć twarzy pozostałych marynarzy, żeby wiedzieć, że zareagowali podobnie.
— Sir? — zwróciła się do niego Desjani. — Zawracamy? Jeśli chce pan postawić pola minowe, wystarczy…
— Nie będziemy stawiali pól minowych — oświadczył Geary. — Mamy ich tak mało na stanie, że i tak nie wyrządziłyby większej szkody.
— Kapitanie Geary — odebrał wiadomość z komunikatora. — Tutaj kapitan Duellos z Odważnego. Proszę o potwierdzenie rozkazu.
— Potwierdzam. Wszystkie jednostki wykonują pełny zwrot. Natychmiast.
Geary zastanawiał się, czy któryś z jego dowódców nie posłucha i poleci dalej w głąb systemu Ixiona, ale wiedział też, że nie ma tu miejsc, w których mogliby się schronić przed wrogiem, i miał świadomość, że mało kto podejmie ryzyko odmowy wykonania rozkazu i pozostania w osamotnieniu na tyłach wroga. Widział, jak okręty jeden po drugim zawracają. Nie utrzymywały żadnego znanego szyku, ale Geary nie miał czasu zajmować się takimi szczegółami. Pomimo dość wolnego tempa lotu, jakie utrzymywali po wyjściu ze studni grawitacyjnej, manewr ten trwał stanowczo za długo jak na wyobrażenia komodora, ale w końcu wszyscy lecieli w przeciwną stronę. Prosto na punkt skoku.
— Zgłasza się Kolos, co pan zamierza zrobić, kapitanie Geary? Czy nie powinniśmy zwołać odprawy dowódców w najbliższym czasie? Mamy do przedyskutowania kilka ważnych spraw dotyczących dowodzenia…
— Tu Zdobywca, popieram opinię Kolosa.