Выбрать главу

– No pewnie – odparła, przyglądając mu się z troską. – Wyglądasz jak wrak człowieka – dodała.

Patrik zaśmiał się.

– Dziękuję ci bardzo, od razu mi lepiej…

Nie zwracając uwagi na sarkazm, Annika zaczęła go strofować.

– Jedź do domu, zjedz coś, odpocznij. Ostatnio żyjesz w tempie zupełnie nieludzkim.

– Wiem – westchnął Patrik. – Ale co mam zrobić? Dwa równoległe śledztwa w sprawie dwóch morderstw, a media opadły nas jak stado wilków. W dodatku jedno śledztwo chyba wykracza poza naszą gminę. I właśnie dlatego potrzebna mi twoja pomoc. Czy mogłabyś zwrócić się do wszystkich komend okręgowych policji w całej Szwecji z zapytaniem o niewyjaśnione morderstwa, wypadki lub samobójstwa? Mają je łączyć pewne cechy.

Wręczył Annice listę. Przeczytała ją uważnie, a gdy dotarła do ostatniego punktu, drgnęła i spojrzała na Patrika pytająco.

– Sądzisz, że takich przypadków może być więcej?

– Nie wiem – odparł Patrik. Zamknął oczy i potarł nasadę nosa. – Ale nie udaje nam się wymyślić, co łączy śmierć Marit Kaspersen ze sprawą z Borås. Chciałbym się upewnić, czy nie było więcej podobnych spraw.

– Myślisz o seryjnym mordercy? – spytała z niedowierzaniem.

– Chyba nie. Jeszcze nie – odpowiedział. – Mogliśmy przeoczyć coś, co łączy ofiary. Z drugiej strony zgodnie z definicją seryjny morderca to sprawca zabójstwa dwóch lub więcej osób, więc formalnie rzecz ujmując, właśnie takiego szukamy. – Uśmiechnął się krzywo. – Tylko nie wygadaj się przed mediami. Wyobrażasz sobie, co by się działo w telewizji? A te tytuły w gazetach! „Seryjny morderca grasuje w Tanumshede”. – Zaśmiał się, ale Annika nie widziała w tym nic śmiesznego.

– Roześlę pisma do wszystkich komisariatów – powiedziała. – A ty jedź do domu. Zaraz, natychmiast.

– Przecież dopiero czwarta – zaoponował Patrik, chociaż miał ochotę posłuchać. Annika traktowała wszystkich po matczynemu, i nie tylko dzieci, ale również dorośli mężczyźni miewali ochotę usiąść jej na kolanach i dać się pogłaskać po głowie. Szkoda, że nie ma własnych dzieci. Patrik wiedział, że starali się z mężem wiele lat, ale nic z tego nie wyszło.

– W tym stanie nie przynosisz żadnego pożytku. Uciekaj do domu, odpocznij. Jutro wrócisz z nowymi siłami. Przecież wiesz, że to załatwię.

Przez chwilę walczył ze sobą i ze swym przywiązaniem do luterańskiej etyki pracy. W końcu stwierdził, że Annika ma rację. Czuł się wyżęty jak ścierka, całkiem do niczego.

Erika spojrzała na Patrika i włożyła rękę w jego dłoń. Przechodzili przez Ingrid Bergmans torg. Popatrzyła na zatokę i odetchnęła głęboko. Powietrze było chłodne, przepełnione wiosenną świeżością. Zapadał zmierzch, niebo na horyzoncie poczerwieniało.

– Jak dobrze, że mogłeś wcześniej wrócić do domu. Wyglądasz na przemęczonego – powiedziała, kładąc policzek na jego ramieniu. Patrik pogłaskał ją i przytulił.

– Ja też się cieszę. Zresztą nie miałem wyboru. Annika niemal wypchnęła mnie do domu – odparł.

– Przypomnij mi, żebym jej przy okazji podziękowała. – Erice zrobiło się lekko na sercu. Szła już nie tak lekko. Byli dopiero w połowie drogi do szczytu Långbacken, ale zdążyli się już zasapać.

– Nie jesteśmy przykładem najlepszej kondycji – zauważyła, wywieszając język jak pies, żeby pokazać, jaka jest zadyszana.

– Rzeczywiście, nie można tak powiedzieć. – Patrik również dyszał. – Tobie to jeszcze ujdzie, twoja praca polega na siedzeniu przez cały dzień na tyłku, ale ja kompromituję całą policję.

– Gdzie tam. – Uszczypnęła go w policzek. – Jesteś najlepszy ze wszystkich…

– W takim razie niech Bóg zachowa w opiece mieszkańców gminy Tanumshede. – Patrik się zaśmiał. – Muszę przyznać, że dieta twojej siostruni jest skuteczna. Rano zauważyłem, że spodnie są trochę luźniejsze.

– Zgadza się – powiedziała. – Ale zdajesz sobie sprawę, że zostało tylko parę tygodni, więc musimy się jeszcze postarać.

– A potem będziemy mogli się razem objadać i razem tyć – odparł Patrik, skręcając koło sklepu spożywczego Evas Livs. – I razem się zestarzeć.

Przytulił ją mocniej i dodał z powagą:

– I razem się zestarzeć. W domu starców. Maja będzie nas odwiedzać raz czy dwa razy do roku, bo w przeciwnym razie zagrozimy, że ją wydziedziczymy…

– Okropny jesteś. – Roześmiała się i klepnęła go w ramię. – Przecież wiesz, że jak się zestarzejemy, zamieszkamy u Mai. Oznacza to, że trzeba będzie pogonić wszystkich zalotników.

– Nie ma problemu – zauważył Patrik. – Mam pozwolenie na broń.

Doszli do kościoła i na chwilę przystanęli. Spojrzeli na wieżę kościelną, wznoszącą się wysoko nad miasteczkiem. Granitowy kościół był ogromny, stał na wzniesieniu. Roztaczał się stamtąd widok na morze.

– Kiedy byłam mała, marzyłam, że kiedyś wezmę tu ślub – powiedziała Erika. – Zawsze wydawało mi się to takie odległe. I proszę: jestem dorosła, mam dziecko, biorę ślub. Czasem wydaje mi się to całkowicie nierzeczywiste. A tobie?

– Nierzeczywiste to mało powiedziane. Nie zapominaj, że ja w dodatku jestem rozwodnikiem. To dopiero sprawdzian dorosłości.

– Rzeczywiście, jak mogłam zapomnieć o Karin? I Leffem – zaśmiała się Erika, ale w jej głosie zadźwięczał ton niechęci, jak zawsze, gdy mówiła o byłej żonie Patrika. Wprawdzie nie była zazdrosna i wcale nie żądała, żeby Patrik dotrwał w czystości do trzydziestych piątych urodzin – tyle miał, gdy się spotkali – ale było jej przykro na samą myśl, że był z kimś innym.

– Sprawdzimy, czy jest otwarte? – Patrik ruszył do drzwi kościoła.

Otworzyli i weszli do środka, ostrożnie, jakby w obawie, że naruszają jakieś niepisane zasady. Postać stojąca przed ołtarzem odwróciła się.

– Kogo ja widzę, witam.

Był to proboszcz Fjällbacki, Harald Spjuth, jak zawsze pogodny. Mówiono o nim same miłe rzeczy. Patrik i Erika cieszyli się, że właśnie on udzieli im ślubu.

– Przyszliście poćwiczyć? – spytał, idąc im na spotkanie.

– Nie, wyszliśmy na spacer i zachciało nam się wejść – odparł Patrik.

– Nie przeszkadzajcie sobie – powiedział. – Robię tu trochę porządków, ale czujcie się jak u siebie. A gdybyście mieli jakieś wątpliwości w związku ze ślubem, proszę pytać. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy tydzień wcześniej zrobić próbę.

– Świetnie – odparła Erika. Pastor podobał jej się z każdą chwilą coraz bardziej. Cieszyła się, bo wieść niosła, że mimo dojrzałego wieku spotkał miłość swego życia i już nie jest na plebanii sam. Nawet najstarsze i najpobożniejsze mieszkanki Fjällbacki nie komentowały tego, że ich duszpasterz jeszcze się nie ożenił ze swoją Margaretą. Podobno poznał ją dzięki ogłoszeniu, i „żył z nią w grzechu”. Wiele to mówiło o sympatii, jaką się cieszył.

– Pomyślałam, że do dekoracji weźmiemy czerwone i różowe róże. Co ty na to? – spytała Erika, rozglądając się po kościele.

– Na pewno będzie świetnie – odpowiedział z roztargnieniem Patrik. Spojrzał na nią i zrobiło mu się głupio. – Wiesz, przykro mi, że na ciebie spadł cały ciężar przygotowań. Wolałbym mieć w nich większy udział, ale… – Rozłożył ręce, Erika chwyciła jego dłoń. – Wiem, nie musisz przepraszać. Mam do pomocy Annę. Załatwimy to. Przecież to nieduże wesele, więc co za problem?

Patrik podniósł brew, Erika zaśmiała się.

– No dobrze, przyznaję, że to dość skomplikowane i trudne zadanie. Przede wszystkim cholernie mi trudno stawiać czoło twojej mamie. Ale zdarzają się również bardzo przyjemne chwile. Słowo daję.