– Oczywiście. Potrzebna nam wszelka pomoc. Tak jak wam. Wymienimy się materiałami i będziemy w kontakcie telefonicznym.
– Dobrze – powiedziała.
Patrikowi nie umknęło pełne podziwu spojrzenie jej męża. Jego uznanie dla Rickarda Svenssona jeszcze wzrosło. Tylko prawdziwy mężczyzna potrafi docenić żonę, która go wyprzedziła w karierze zawodowej.
– Orientujecie się, gdzie moglibyśmy znaleźć księdza Manciniego? – spytał Martin, wstając.
– Kancelaria parafii znajduje się w centrum. – Meltzer zapisał adres w notesie, wyrwał kartkę i podał Martinowi. Potem wyjaśnił, jak tam trafić.
– Po rozmowie z księdzem możecie w naszej recepcji odebrać paczkę z dokumentami ze śledztwa – powiedziała Gerda Svensson, podając Patrikowi rękę. – Dopilnuję, żeby wszystkie zostały skserowane.
– Dziękuję za pomoc – Patrik był szczerze wdzięczny. Tak jak powiedziała, współpraca policji z różnych komisariatów często pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego ucieszył się, że tym razem będzie inaczej.
– Nie uważasz, że pora wreszcie skończyć z tymi głupstwami?
Jonna przymknęła oczy. Głos mamy w słuchawce brzmiał jak zawsze twardo, oskarżycielsko.
– Rozmawialiśmy o tobie z tatą i oboje uważamy, że marnowanie życia w ten sposób jest absolutnie nieodpowiedzialne. Musimy również mieć na uwadze naszą reputację w szpitalu. Musisz zrozumieć, że wystawiasz na pośmiewisko nie tylko siebie, ale i nas!
– Wiedziałam, że chodzi o szpital – mruknęła Jonna.
– Co powiedziałaś? Mów tak, żebym rozumiała. Jonno, masz dziewiętnaście lat, naucz się w końcu mówić wyraźnie. Muszę ci również powiedzieć, że te ostatnie artykuły w gazetach nie były dla nas przyjemne. Ludzie zaczynają się zastanawiać, co z nas za rodzice. Przecież robiliśmy, co tylko można, tyle ci powiem. Mamy z ojcem bardzo ważną pracę. Jesteś już na tyle dorosła, że powinnaś to zrozumieć i uszanować. Wczoraj operowałam chłopczyka, którego przywieźli do nas z Rosji z poważną wadą serca. Nie mógł być operowany u siebie w kraju, ale ja mu pomogłam! Pomogłam mu przeżyć i jeszcze dałam mu szansę na godne życie! Uważam, że powinnaś wykazać więcej pokory. Przecież miałaś wszystko. Czy kiedykolwiek ci czegoś odmówiliśmy? Miałaś w co się ubrać, miałaś dach nad głową i jedzenie na stole. Pomyśl o dzieciach, które nie mają w połowie, nawet w dziesiątej części tego co ty. Byłyby wdzięczne, będąc na twoim miejscu. I na pewno nie robiłyby tych głupstw z cięciem się. Uważam, że jesteś egoistką, Jonno. Pora, żebyś wreszcie dorosła! Uważamy z tatą…
Jonna wyłączyła komórkę i osunąwszy się po ścianie, usiadła na ziemi. Lęk nasilał się. Miała wrażenie, jakby tkwił w gardle i chciał się tamtędy wydostać. Wypełniał ją całą. Pomyślała, że zaraz ją rozsadzi. Jak wiele razy przedtem obezwładniło ją poczucie, że nie ma gdzie się podziać ani dokąd uciec. Trzęsącymi się rękami wyjęła żyletkę. Zawsze nosiła ją przy sobie, w portfelu. Upuściła ją i zaklęła, usiłując ją podnieść. Pokaleczyła sobie palce, ale w końcu się udało. Powoli przyłożyła ją do prawego przedramienia. W skupieniu patrzyła na żyletkę. Przykładała ją do pokrytej bliznami, pokaleczonej skóry, przypominającej nieziemski krajobraz, raz biały, raz różowy, poprzecinany czerwonymi kreskami jak strumykami. Pojawiła się pierwsza krew, lęk osłabł. Przycisnęła mocniej. Strużka zamieniła się w czerwony pulsujący strumień. Patrzyła na niego z ulgą. Wytyczyła wśród blizn nowy strumyk. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do kamery. Wyglądała na szczęśliwą.
– Szukamy księdza Manciniego. – Patrik okazał legitymację policyjną kobiecie, która im otworzyła. Odsunęła się od drzwi i odwracając się w głąb korytarza, zawołała:
– Silvio! Policja do ciebie.
Wyszedł do nich siwowłosy mężczyzna w dżinsach i swetrze. Patrik zdał sobie sprawę, że podświadomie spodziewał się księdza w sutannie, a już na pewno nie w zwykłym, codziennym ubraniu. Wiedział oczywiście, że ksiądz nie może stale chodzić w sutannie, a mimo to potrzebował kilku chwil, żeby się przestawić.
– Moje nazwisko Patrik Hedström, to Martin Molin. – Wskazał kolegę.
Ksiądz skinął głową i wskazał stojącą obok kanapę i fotele. Pokój było niewielki, ale przyjemny. Patrik dostrzegł sporo przedmiotów, które kojarzyły mu się z religią katolicką: obrazki z Matką Boską i sporych rozmiarów krucyfiks. Pani, która im otworzyła, przyniosła kawę i ciasteczka. Ksiądz podziękował, a ona uśmiechnęła się i wyszła. Ksiądz zwrócił się do gości doskonałą szwedczyzną, choć z wyraźnym włoskim akcentem:
– Czym mogę służyć policji?
– Mamy kilka pytań dotyczących Elsy Forsell.
Westchnął.
– Miałem nadzieję, że wcześniej czy później policja znajdzie jakiś nowy punkt zaczepienia. Wprawdzie wierzę w czyściec i w piekło, jako coś realnego, ale wolałbym, żeby mordercy ponosili karę już za życia. – Jego uśmiech wyrażał jednocześnie poczucie humoru i empatię. Patrik pomyślał, że musiała go łączyć z Elsą wielka zażyłość. Potwierdziły to jego następne słowa:
– Przyjaźniliśmy się z Elsą od lat. Aktywnie uczestniczyła w życiu naszej parafii. Byłem również jej spowiednikiem.
– Czy Elsa Forsell od urodzenia była katoliczką?
– Nie – zaśmiał się. – Takich katolików jest w Szwecji mało. Chyba że urodzili się w rodzinach pochodzących z katolickiego kraju. Pewnego dnia przyszła do naszego kościoła i wydaje mi się, że po prostu poczuła, że trafiła do domu. Elsa miała… – zawahał się – duszę w strzępach. Szukała czegoś, co, jak sądzę, znalazła u nas.
– Czego szukała? – spytał Patrik, wpatrując się w siedzącego przed nim mężczyznę, z natury sympatycznego, promieniejącego spokojem. Prawdziwego człowieka bożego.
Ksiądz milczał dłuższą chwilę, jakby ważył słowa. W końcu spojrzał Patrikowi w oczy i odparł:
– Przebaczenia.
– Przebaczenia? – powtórzył Martin.
– Przebaczenia – spokojnie potwierdził ksiądz. – Wszyscy go szukamy, choć większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Przebaczenia naszych grzechów, zaniechań, słabości i błędów. Przebaczenia tego, co uczyniliśmy… i co zaniedbaliśmy.
– Przebaczenia czego szukała Elsa Forsell? – cicho spytał Patrik, patrząc uważnie na księdza.
Przez chwilę wydawało się, że ksiądz Mancini coś powie, ale spuścił wzrok i powiedział:
– Tajemnica spowiedzi jest święta. Zresztą jakie to ma znaczenie? Wszyscy mamy na sumieniu coś, co wymaga przebaczenia.
Patrik odniósł wrażenie, że za tymi słowami kryje się coś więcej. Wiedział jednak o tajemnicy spowiedzi, więc wolał nie naciskać.
– Od jak dawna Elsa Forsell należała do waszej społeczności?
– Od osiemnastu lat – odparł ksiądz. – Jak już mówiłem, zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi.
– Wie ksiądz może, czy miała jakichś wrogów? Czy był ktoś, kto źle jej życzył?
Znów chwila wahania, potem ksiądz potrząsnął głową.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Elsa oprócz nas nie miała nikogo, ani przyjaciół, ani wrogów. Byliśmy jej rodziną.
– Czy to jest typowe? – spytał Martin. W jego głosie słychać było powątpiewanie.
– Domyślam się, o co panu chodzi – spokojnie odparł ksiądz. – Nasi wierni nie podlegają żadnym szczególnym ograniczeniom. Mają zarówno rodziny, jak i przyjaciół, tak jak wyznawcy każdej innej religii chrześcijańskiej. Z wyjątkiem Elsy. Ona miała tylko nas.