Выбрать главу

Gösta z wahaniem podniósł do góry rękę.

– Chciałbym jeszcze raz pomówić z Olą Kaspersenem. Przesłuchiwaliśmy go z Hanną w ubiegły piątek i odniosłem wrażenie, że nie powiedział wszystkiego.

Hanna spojrzała na Göstę.

– Nic takiego nie zauważyłam – powiedziała tonem sugerującym, że Gösta gada od rzeczy.

– Ale zauważyłaś, że… – Gösta zaczął przekonywać Hannę, ale Patrik mu przerwał:

– Pojedziecie do Fjällbacki porozmawiać z nim. Annika weźmie na siebie listę właścicieli psów. Chciałbym ją zobaczyć. Połóż mi na biurku, gdy skończysz.

Annika skinęła głową i zanotowała.

– Martinie, przejrzyj nagrania telewizyjne z tego wieczoru, gdy zginęła Barbie. Mogliśmy coś przeoczyć. Oglądaj klatkę po klatce.

– Tak jest – odparł Martin.

– No to do roboty – powiedział Patrik, biorąc się pod boki. Kiedy wszyscy wyszli i został sam, rozejrzał się po pokoju. Poczuł się przytłoczony. Skąd ma wiedzieć, co łączy wszystkie te sprawy?

Sięgnął po cztery wyrwane z książki kartki i poczuł, że ma pustkę w głowie. Co zrobić, jak wycisnąć z nich jakieś informacje?

Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Ubrał się, ostrożnie włożył kartki do teczki i opuścił komisariat.

Martin oparł nogi na stole, w ręku trzymał pilota. Był już bardzo zmęczony tym wszystkim, zaczynał mieć dość. W ostatnich tygodniach aż za dużo się działo, za dużo rozgłosu i napięcia, za mało czasu na odpoczynek i bycie z Pią i osóbką, którą roboczo nazwali „szyszeczką”.

Nacisnął play i zaczął odtwarzać taśmę na zwolnionych obrotach. Widział już to nagranie i nie wierzył w sens oglądania go znowu. Dlaczego na taśmie miałby zobaczyć mordercę albo dostrzec jakiś trop? Przypuszczalnie dziewczyna zginęła, gdy wybiegła poza teren domu ludowego. Ale Martin przyzwyczaił się wykonywać polecenia i nie potrafił się sprzeciwić Patrikowi.

Od patrzenia w telewizor w półleżącej pozycji zachciało mu się spać, zwłaszcza że oglądał w zwolnionym tempie. Musiał się zmusić, żeby otworzyć oczy. Nie zauważał nic nowego. Najpierw kłótnia między Uffem i Lillemor. Rzeczywiście zażarta. Obejrzał w normalnym tempie, żeby jednocześnie patrzeć i słuchać. Uffe zarzucił jej, że go obgadała, nazwała głupkiem, tępakiem i prymitywem. Lillemor zaprzeczała z płaczem. Nigdy tak nie mówiła, to kłamstwo, ktoś ją oczernia. Uffe nie uwierzył, posunął się do rękoczynów. W tym momencie Martin zobaczył siebie. Wraz z Hanną pojawili się w polu widzenia kamery i przerwali kłótnię. Wyglądali na zdecydowanych i działali zdecydowanie.

Przez kolejne czterdzieści pięć minut nic się nie działo. Martin bardzo się starał uważać, dokładnie sprawdzić, czy coś mu wcześniej nie umknęło, jakieś słowa, ruchy w najbliższym otoczeniu, ale nic ciekawego ani nowego nie zobaczył. W dodatku cały czas walczył z klejącą mu powieki sennością. Wcisnął pilotem pauzę i poszedł po kawę, żeby nie zasnąć. Wrócił, usiadł wygodnie i wcisnął odtwarzanie. Zanosiło się na awanturę między Tiną, Callem, Jonną, Mehmetem a Lillemor. Z ich ust padały te same oskarżenia, które wcześniej słyszał z ust Uffego. Popychali Lillemor, krzyczeli, że obgaduje ich za plecami. Zobaczył, jak Jonna nagle rusza do ataku na Lillemor, jak Lillemor broni się z płaczem, rozmazany tusz do rzęs spływa jej czarnymi strugami po policzkach. Aż się wzruszył. Nagle, mimo tlenionych włosów, makijażu i silikonu, wydała mu się młodziutka i bezbronna jak mała dziewczynka. Wypił łyk kawy i zobaczył, jak interweniują z Hanną, kładąc kres awanturze. Kamera śledziła raz odprowadzającą na bok Lillemor Hannę, raz jego, z wściekłością przywołującego do porządku pozostałych. Potem oko kamery skierowało się z powrotem na parking. Zobaczył Lillemor biegnącą w kierunku centrum, potem Hannę rozmawiającą przez komórkę i znów jego. Widać było, że nadal jest zły, ale teraz patrzył za biegnącą Lillemor.

Minęła kolejna godzina i nie zobaczył nic poza huczną zabawą pijanej młodzieży i uczestników programu. Około trzeciej rozeszli się ostatni imprezowicze. Wyłączono kamery. Martin przewinął taśmę, niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w czarny ekran telewizora. Nie mógłby powiedzieć, że znalazł coś, co pomogłoby pchnąć śledztwo do przodu. A jednak coś nie dawało mu spokoju, jakby jakiś pyłek wpadł mu do oka. Patrzył na ekran i znów nacisnął klawisz odtwarzania.

Mam tylko godzinę przerwy na lunch – opryskliwie powiedział Ola Kaspersen, gdy tylko otworzył drzwi. – Streszczajcie się. – Gösta i Hanna weszli i zdjęli buty. Wprawdzie jeszcze tu nie byli, ale nie zdziwił ich nienaganny porządek. Wystarczyło, że widzieli jego gabinet.

– Muszę zjeść – powiedział, wskazując talerz z ryżem, filetem z kurczaka i groszkiem.

Bez sosu, zanotował Gösta, który nie wyobrażał sobie zjedzenia czegokolwiek bez sosu. Sos był najważniejszy. Na szczęście los obdarzył go taką przemianą materii, że nie groziło mu wyhodowanie brzucha, chociaż przy takim wikcie miałby go jak banku. Może dla Oli Kaspersena los nie był równie łaskawy.

– Czego chcecie? – Kaspersen nabił na widelec kilka groszków. Gösta zaobserwował ze zdziwieniem, że najwyraźniej unika brania do ust wszystkiego naraz: osobno jadł groszek, osobno ryż i mięso.

– Od ostatniego razu uzyskaliśmy trochę nowych informacji – odparł sucho Gösta. – Czy coś panu mówią nazwiska Börje Knudsen i Elsa Forsell?

Kaspersen zmarszczył czoło. Usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się. Sofie wyszła ze swojego pokoju i pytająco spojrzała na Göstę i Hannę.

– Co robisz w domu o tej porze? – Kaspersen obrzucił córkę gniewnym spojrzeniem.

– Źle… źle się poczułam – odparła Sofie. Rzeczywiście nie wyglądała najlepiej.

– A co ci jest? – Kaspersen nie wydawał się przekonany.

– Zrobiło mi się niedobrze. Wymiotowałam – powiedziała. Ręce jej drżały, skórę pokrywała warstewka potu. Chyba go przekonała.

– Idź, połóż się – powiedział łagodniejszym tonem.

Sofie potrząsnęła głową

– Nie, chcę usiąść z wami.

– Powiedziałem: idź się położyć. – Głos Kaspersena brzmiał stanowczo, ale spojrzenie jego córki było jeszcze bardziej stanowcze. Nic nie mówiąc, usiadła na stojącym w głębi kuchni krześle. Kaspersenowi wyraźnie się to nie podobało, ale nie odezwał się. Nabrał ryżu do ust.

– O co pytaliście? Co to za nazwiska? – spytała Sofie, patrząc szklistymi oczami na Göstę i Hannę. Wyglądała, jakby miała gorączkę.

– Pytaliśmy, czy zetknęliście się, twój tata albo ty, z nazwiskami Börje Knudsen i Elsa Forsell.

Sofie myślała przez chwilę. Potrząsnęła głową i pytająco spojrzała na ojca.

– Tato, znasz te nazwiska?

– Nigdy ich nie słyszałem – odpowiedział. – Co to za jedni?

– Kolejne ofiary – cicho odparła Hanna.

Kaspersen drgnął. Ręka z widelcem zatrzymała się w pół drogi do ust.

– Co pani powiedziała?

– Te osoby padły ofiarą tego samego mordercy, który zabił pańską byłą żonę. Twoją mamę – cicho dodała Hanna, nie patrząc na Sofie.

– Co to za historia? Najpierw wypytujecie o jakiegoś Rasmusa. A teraz przychodzicie i mówicie o dwóch kolejnych? Czym ta policja się zajmuje?

– Pracujemy na okrągło – odparł kwaśno Gösta. Facet doprowadzał go do białej gorączki. – Ofiary mieszkały w Lundzie i w Nyköpingu. Czy pańska była żona miała jakieś związki z tymi miastami?

– Ile razy mam powtarzać! – warknął Ola. – Poznaliśmy się w Norwegii, w wieku osiemnastu lat przeprowadziliśmy się tutaj za pracą i od tamtej pory mieszkaliśmy w tym samym miejscu! Nie może to do was dotrzeć?