Выбрать главу

– Chcę zrobić przelew na dwieście tysięcy – powiedział, podsuwając urzędniczce kartkę z numerem konta. Był naprawdę dumny. Niewielu policjantom udawało się tyle uciułać z pensji. Drobne oszczędności dały w sumie kawał grosza, ściślej mówiąc, przeszło dwieście tysięcy koron. Rose-Marie dołoży drugie tyle, resztę się pożyczy. Tak powiedziała. Ale gdy wczoraj zadzwoniła, podkreślała, że trzeba działać szybko, bo mieszkaniem zainteresowała się inna para.

Smakował te słowa. „Inna para”. I pomyśleć, że na starość został czyjąś „parą”. Zaśmiał się pod nosem. A jeśli chodzi o osiągnięcia łóżkowe, mogliby stanąć do zawodów z młodymi. Ona jest cudowna. Zawsze i wszędzie.

Zrobił przelew i już miał się odwrócić i wyjść, gdy nagle przyszedł mu do głowy wspaniały pomysł.

– Ile mi zostało na koncie? – spytał urzędniczkę.

– Szesnaście tysięcy czterysta – odparła. Mellberg potrzebował tylko ułamka sekundy na zastanowienie. Zdecydował się.

– Podejmę całą sumę. Gotówką.

– Gotówką? – upewniła się jeszcze urzędniczka, a Mellberg z zapałem przytaknął. W jego umyśle nabierał kształtów pewien plan. Im dłużej o nim myślał, tym wydawał mu się lepszy. Starannie włożył pieniądze do portfela i wrócił do komisariatu. Nigdy by nie pomyślał, że wydawanie pieniędzy może być takie przyjemne.

Martin.

Martin zdziwił się, gdy Patrik wpadł do jego pokoju zupełnie bez tchu.

– Martin – powtórzył Patrik. Musiał usiąść, żeby spokojnie odetchnąć.

– Zawiesiłeś się? – uśmiechnął się Martin. – Strasznie sapiesz, zrób z tym coś.

Patrik zbył go machnięciem ręki. Tym razem nie miał ochoty się droczyć.

– Wszystko się wreszcie łączy – powiedział, pochylając się w przód.

– Co się łączy?

Co go opętało? Martin stwierdził, że Patrik najwyraźniej ma mętlik w głowie.

– Nasze śledztwa – z triumfem oznajmił Patrik.

Martin się zmieszał.

– Przecież wiemy – powiedział z ociąganiem – że wspólnym mianownikiem jest jeżdżenie po pijanemu… – Zmarszczył brwi. Usiłował się domyślić, o co Patrikowi chodzi.

– Nie w tym rzecz. Śmierć Lillemor ma związek z pozostałymi. Sprawca jest ten sam.

W tym momencie Martin uznał, że Patrik zwariował. Może to skutek stresu? Ostatnio dużo pracował, i jeszcze te nerwy przed ślubem. Każdy by…

Patrik musiał się domyślić, co Martinowi chodzi po głowie, bo powiedział ze złością:

– Mówię ci, że coś je łączy. Posłuchaj.

Krótko zreferował mu rozmowę z Vilgotem Runbergiem. W miarę jak opowiadał, Martina ogarniało coraz większe zdumienie. Nie do uwierzenia, wręcz nieprawdopodobne. Patrzył na Patrika i próbował to wszystko ogarnąć.

– Więc mówisz, że ofiara numer dwa to Jan-Olov Persson, ojciec Lillemor Persson. I że ona widziała mordercę. Miała wtedy dziesięć lat.

– Tak – Patrik ucieszył się, że Martin wreszcie zrozumiał. – Wszystko się zgadza! Przypomnij sobie, co napisała w pamiętniku. Że kogoś rozpoznała, chociaż nie pamięta, skąd go zna. Widziała go przez chwilę, osiem lat temu, gdy miała dziesięć lat. Nie mogła go zapamiętać dobrze.

– Ale morderca się domyślił się, kim jest Lillemor, i bał się, że sobie przypomni.

– I dlatego musiał ją zabić, zanim go rozpozna i połączymy go z morderstwem Marit Kaspersen.

– A w konsekwencji z pozostałymi zabójstwami – wtrącił w podnieceniu Martin.

– Zgadza się, prawda? – odparł Patrik, równie podniecony.

– Czyli jeśli schwytamy mordercę Lillemor Persson, znajdziemy sprawcę pozostałych morderstw – cicho podsumował Martin.

– Albo odwrotnie. Jeśli wyjaśnimy tamte sprawy, będziemy mieli mordercę Lillemor Persson.

– Tak.

Obaj umilkli. Patrik miałby ochotę krzyknąć „eureka”, ale zdawał sobie sprawę, że byłoby to nie na miejscu.

– Jakie mamy punkty zaczepienia w śledztwie w sprawie Lillemor? – retorycznie spytał Patrik. – Psia sierść i telewizyjne nagranie z nocy, gdy zginęła. Oglądałeś je jeszcze raz w poniedziałek. Znalazłeś coś ciekawego?

Martin miał wrażenie, jakby coś bezskutecznie próbowało się wydostać z głębi jego podświadomości. Potrząsnął głową.

– Nic nowego nie zobaczyłem. To samo, co napisaliśmy z Hanną w raporcie z tamtego wieczoru.

Patrik skinął głową.

– W takim razie zacznijmy od spisu właścicieli psów. Annika dała mi go wczoraj czy przedwczoraj. – Wstał. – Pójdę przekazać wiadomość reszcie.

– Dobrze – powiedział z roztargnieniem Martin. Ciągle próbował sobie uzmysłowić, co takiego umknęło jego uwadze. Co to było? A może czego nie było? Im bardziej się starał, tym bardziej mu umykało. Trudno, na razie da sobie spokój.

Wiadomość podziałała jak wybuch bomby. Najpierw nie mogli uwierzyć, jak wcześniej Martin, ale w miarę jak Patrik przytaczał kolejne fakty, docierało do nich, co się stało. Patrik mógł wrócić do swego pokoju i zastanowić się, co dalej.

– Niesamowitą wiadomość przyniosłeś – powiedział od drzwi Gösta.

Patrik kiwnął głową.

– Chodź, siadaj – powiedział.

Gösta wszedł.

– Problem w tym, że nie wiem, jak to rozplątać – mówił Patrik. – Pomyślałem, że przejrzę spis właścicieli psów, który przygotowałeś, i papiery z Ortboda. – Wskazał na leżące na biurku wydruki z faksu. Przyszły przed dziesięcioma minutami.

– Jest co robić – westchnął Gösta, rozglądając się po ścianach. – To jest jak wielka pajęczyna. Tylko nie wiadomo, gdzie pająk.

Patrik roześmiał się.

– Co za porównanie. Nie wiedziałem, że masz żyłkę do poezji.

Gösta mruknął coś w odpowiedzi. Wstał i zaczął chodzić po pokoju, wpatrując się w przyczepione do ścian dokumenty i zdjęcia.

– Musi być jakiś niewielki, maleńki szczegół, który nam umknął – powiedział.

– Jeśli coś znajdziesz, będę więcej niż zobowiązany. Tak nad tym wszystkim ślęczałem, że już nic nie widzę. – Patrik zatoczył ręką po pokoju.

– Nie rozumiem, jak możesz pracować z tym za plecami. – Gösta wskazał na zdjęcia zwłok rozmieszczone według kolejności morderstw. Elsa Forsell bliżej okna, Marit Kaspersen przy drzwiach. – Nie dodałeś jeszcze Jana-Olova Perssona – zauważył sucho i wskazał palcem na prawo od zdjęcia Elsy Forsell.

– Nie zdążyłem – powiedział Patrik, z rozbawieniem obserwując u niego przebłysk zainteresowania pracą. Widać właśnie przyszła na taki przebłysk pora.

– Posunąć się? – spytał Patrik, gdy Gösta próbował się przecisnąć za jego krzesłem.

– Proszę, będzie łatwiej.

Gösta stanął z boku, przepuszczając Patrika. Patrik oparł się o przeciwległą ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Dobrze, żeby ktoś inny rzucił na to okiem.

– Widzę, że wszystkie kartki wróciły z laboratorium – Gösta odwrócił głowę do Patrika.

– Tak, wczoraj. Brakuje tylko kartki Perssona. Nie zachowali jej.

– Szkoda. – Gösta przesunął się w stronę zdjęcia Elsy Forsell. – Ciekawe, dlaczego właśnie Jaś i Małgosia – powiedział w zamyśleniu. – Przypadek czy coś to znaczy?