Выбрать главу

— Ale co robi Zielona Łodyżka? — przerwała mu Ravna. — Co się z nią dzieje? — Nie można już było zobaczyć każdego ze Skrodojeźdźców z kamery drugiego. Zielona Łodyżka i jej obecni towarzysze wznieśli się ponad ciżbę i ulatywali nad wielkim placem. Zamiast kółek używali dysz gazowych. Ktoś bardzo się spieszył.

Wkrótce i Błękitny Pancerzyk zdał sobie sprawę z powagi wydarzeń. Obraz przesyłany z jego skrody wirował w zawrotnym tempie, gdy krążył w tę i z powrotem wokół świty świętego Rihndella. Usłyszeli grzechot jeździeckiej mowy, a po chwili jego głos wrócił na wewnętrzny kanał, smutny i zmieszany.

— Nie ma jej. Nie ma jej… Muszę… Jestem zmuszony… — Nagle gwałtownie podtoczył się do zębonogów i ponownie wszczął przerwaną na chwilę dysputę. Po kilku sekundach znowu usłyszeli jego głos na wewnętrznym kanale. — Co mam robić, sir Phamie? Jeszcze nie dokończyliśmy transakcji, a tymczasem moja Zielona Łodyżka gdzieś sobie poszła.

Albo została porwana.

— Zajmij się sprzedażą, Pancerzyku. Łodyżce nic się nie stanie… PPII: Przechodzimy do Planu B. — Nałożył hełmofon i odepchnął się od konsoli.

Ravna wstała razem z nim.

— Gdzie się wybierasz? Uśmiechnął się.

— Na zewnątrz. Pomyślałem sobie, że w razie kłopotów święty Rihndell mógłby nagle stracić aureolę i na wszelki wypadek przygotowałem się na taką okoliczność. — Ruszyła za nim, gdy ześlizgiwał się w dół przez właz w podłodze. — Posłuchaj. Chcę, żebyś została na pokładzie. Nie mogę wziąć ze sobą zbyt wielu wykrywaczy. Będę potrzebował twoich wskazówek.

— Ale…

Zsunął się przez właz głową w dół, nie zważając na jej protesty. Nie podążyła za nim, ale po sekundzie usłyszał jej spokojny głos w hełmofonie. Znów była to Ravna, jaką znał. Otrząsnęła się ze zmartwień i gotowała się do walki.

— W porządku, będę z tobą… ale co możemy zrobić?

Pham opuszczał się na dół, pomagając sobie rękami, osiągając szybkość, przy której jakiś świeżo upieczony kosmiczny żeglarz dawno zacząłby się obijać o ściany. W karkołomnym tempie zbliżał się do masywnej ściany ładowni. Po chwili pla-snął delikatnie ręką o ścianę, odbił się i wykonał zamaszyste salto, po czym wyhamował, rękami precyzyjnie chwytając za wystające ze ścian wypustki, tak aby przy zderzeniu z klapą prowadzącą do śluzy nie skręcić sobie kostek. Wewnątrz śluzy jego skafander czekał gotowy do użytku.

— Phamie, nie możesz wyjść na zewnątrz. — Najwyraźniej obserwowała go przez kamery w śluzie. — W ten sposób dowiedzą się, że mamy ludzi na statku.

Głowę i ramiona miał już w kombinezonie. Czuł, jak spód skafandra zaciska się wokół jego ciała i następuje uszczelnienie.

— Niekoniecznie. — Chociaż teraz to i tak pewnie nie ma najmniejszego znaczenia. — Tam, na placu pełno jest dwuramiennych/dwunogich stworzeń, a ja sprawiłem sobie kombinezon z małym kamuflażem.

Wsunął brodę w kontrolkę hełmu i wyzerował odczyty. Zbrojony skafander ciśnieniowy był wyjątkowo prymitywnym sprzętem w porównaniu z kombinezonami roboczymi, jakie widział na Przekaźniku. Ale flota Queng Ho dałaby cały statek za ten strój. Początkowo planował włożyć go na siebie, żeby zrobić wrażenie na Szponach, ale przyszła chyba pora na odbycie wstępnych testów.

Brodą włączył obraz zewnętrzny. Teraz widział to samo co Ravna: siebie samego, potężną czarną postać wysoką na dwa metry. Jego ręce były wyposażone w pazury, a każdy bok był ostry jak brzytwa i najeżony kolcami. Te ostatnie dodatki powinny wystarczająco odczłowieczyć figurę, a jeśli się uda, mogą także pełnić funkcję odstraszającą. Pham opuścił śluzę i ruszył przez terytorium robaków. Otaczały go ściany z błota, przesłonięte lekką mgiełką wilgoci, a wokół niego krążyły roje owadów.

W uchu zabrzęczał mu głos Ravny.

— Doszło do mnie zapytanie niskiego rzędu, wysłane najpewniej przez jakiś automat: „Po co wysyłacie trzeciego negocjatora?”

— Zignoruj je.

— Phamie, uważaj na siebie. Te stwory ze Środkowych Przestworzy, szczególnie stare rasy, często mają w rezerwie niesamowite okropności. Gdyby nie to, dawno by już ich tu nie było.

— Będę się zachowywał jak porządny obywatel. — Dopóki będą mnie miło traktować. Cała ta ich szerokopasmowa komunikacja mogła się odbywać za pośrednictwem lokalnej sieci. Zdziwił się, że Rihndell jeszcze ich nie odłączył. Zapewne Błękitny Pancerzyk jak dotąd nie zdołał sfinalizować transakcji. Może rzeczywiście nie było żadnego przekrętu… albo święty Rihndell nie miał z nim nic wspólnego.

— Phamie, przestałam odbierać obraz z kamery Zielonej Łodyżki w chwili, kiedy weszła do czegoś w rodzaju tunelu. Jej sygnał lokalizacyjny wciąż jest wyraźny.

Brama na plac otworzyła się i po chwili Pham wmieszał się w tłum krążących po targowisku. Ogłuszający zgiełk przenikał jego zbroję. Poruszał się wolno, trzymając się najbardziej zatłoczonych przejść i kierując się wiszącymi w górze linami orientacyjnymi. Ciżba nie stanowiła większego problemu. Każdy ustępował mu drogi, niektórzy nawet jakby w panicznym pośpiechu. Pham nie wiedział, czy przyczyną tego były ostre kolce, czy też woń chloru, jaką rozsiewał jego strój. Z tą osłoną zapachową to chyba trochę przesadziłem. Ale przecież chodziło o to, żeby jak najmniej przypominać człowieka. Zwolnił jeszcze bardziej, usilnie starając się nikogo nie zranić. Jakiś blask bardzo przypominający promienie wykrywacza laserowego zamigotał w oknie przekazującym mu widok z tyłu. Szybko zanurkował w tłum i skrył się za akwarium, kiedy usłyszał głos Ravny.

— To terytorium skarży się na twój strój. W tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: „Złamałeś przepisy dotyczące ubioru”.

To pewnie przez ten smród chloru. A może wykryli broń?

— A co na zewnątrz? Nie widać czasem Motyli?

— Nie, statek nie wykazał nic nowego przez ostatnie pięć godzin. Żadnych ruchów floty Aprahantich ani zmian w przepływie informacji…

Nastała chwila ciszy. Słyszał niewyraźne odgłosy z mostka. To Błękitny Pancerzyk rozmawiał z Ravną. Nie rozumiał słów, ale zorientował się, że Jeździec jest bardzo podekscytowany. Próbował znaleźć bezpośrednie połączenie. Po chwili Ravna znowu do niego mówiła:

— Hej! Błękitny Pancerzyk mówi, że Rihndell zaakceptował towar! W tej chwili ładują nam płachty antygrawu. PPII dostał też potwierdzenie zakończenia napraw! — A więc byli gotowi do lotu — tyle że troje z nich wciąż przebywało poza statkiem, a jedno z tej trójki gdzieś przepadło.

Pham wzniósł się nad akwarium i wreszcie dostrzegł Błękitnego Pancerzyka. Ostrożnie wyłączył dysze skafandra i opadł na powierzchnię tuż obok Jeźdźca.

Jego przybycie spotkało się z równie entuzjastycznym powitaniem jak pojawienie się gronkowca na pikniku. Rzeźbiony zębonóg właśnie paplał coś, postukując swymi misternie zdobionymi kończynami o murek, na którym siedział, podczas gdy jeden z jego pomocników tłumaczył wszystko na triskweliński. Gdy zobaczył lądującego Phama, wciągnął do środka ogromne kły, a wyrastające bezpośrednio z szyi ramiona zwinęły się same. Cała reszta zębonogów zachowała się podobnie. Następnie wszyscy odsunęli się na drugi koniec ściany, jak najdalej od Phama i Błękitnego Pancerzyka.

— Nasza transakcja dobiegła końca. Nie wiemy, gdzie zniknęła twoja przyjaciółka — odezwał się tłumacz.