Presfora przecięła zewnętrzny dziedziniec zamku. Dookoła wciąż toczyły się gorączkowe prace budowlane, ale grupy pracujących były już mniejsze. Stal zabudowywał dziedziniec drewnianymi chatami. Większość z nich stanowiły atrapy. Stal żywił nadzieję, że uda mu się przekonać Ravnę, aby wylądowała na specjalnie przygotowanym miejscu, nieopodal wewnętrznego stołbu.
Wewnętrzny stołb. To była jedyna rzecz w całym zamku zbudowana zgodnie ze standardami zastosowanymi na Ukrytej Wyspie. Rzeczywiście budowla mogła być tym, czym nazwał ją Stał, odpowiadając na pytanie Amdijefriego: monumentem wzniesionym dla właściwego uhonorowania statku, w którym przybył Jefri, mającym jednocześnie na celu jego ochronę przed atakiem Snycerki. Centralnie położony, przykryty kopułą gmach z pasowanego kamienia był wewnątrz równie wielki jak główna sala zebrań na Ukrytej Wyspie. Presfora spojrzała na budowlę jedną parą oczu, obchodząc ją dookoła. Stal pragnął przyozdobić ją najpiękniejszym różowym marmurem. Miała być widoczna z wysokości kilkudziesięciu mil. Wbudowane w jej konstrukcję mechanizmy — umożliwiające zwalenie na dół całego dachu — Stal uważał za jeden z najważniejszych elementów swojego planu, w razie gdyby przybysze lecący na ratunek nie wpadli w inną przygotowaną przez niego pułapkę już przy lądowaniu.
Szrek i dwaj inni Słudzy stali na schodach zamkowej sali zebrań. Wszyscy stanęli na baczność, gdy się zbliżyła. Cała trójka wycofała się szybko, szorując brzuchami po kamiennej posadzce… ale już nie tak szybko jak kilka miesięcy temu. Wiedzieli, że pozostałe fragmenty Ociosa zostały zniszczone. Kiedy ich mijała, Presfora uśmiechnęła się nieznacznie. Przy całej swej słabości i trapiących ją problemach wiedziała, że przewyższa całą trójkę.
Stal był już w środku, sam. Najważniejsze spotkania odbywały się właśnie w takim składzie, Stal i ona, nikogo więcej. Stal po prostu się jej bał — była jedyną istotą, której, jak sądził, nie mógłby zabić. Przez dziesięć dni miotał się, nie wiedząc, czy ma się przed nią płaszczyć, czy też poddać ją rozczłonkowaniu. Zabawne było obserwować, jak mocuje się z wciąż jeszcze funkcjonującymi ograniczeniami, które Ociosa wyrobił w jego duszy wiele łat temu. Wtedy właśnie przyszła wieść o zgładzeniu pozostałych fragmentów. Presfora przestała być Ociosem-Oczeku-jącym-Swej-Reszty. W tamtym czasie wciąż spodziewała się nagłej śmierci. Ale w pewnym sensie tragiczne wieści zapewniły jej bezpieczeństwo. Teraz Stal już się tak nie bał, a jego potrzeba posiadania bliskiego doradcy mogła zostać zaspokojona bez konieczności życia w poczuciu ciągłego zagrożenia. Presfora stała się jego dżinnem z butelki posiadającym całą mądrość Ociosa bez jego karzącej łapy.
Tego popołudnia wydawał się niemal całkowicie rozluźniony. Na widok wchodzącej Presfory lekko skinął głową. Odpowiedziała mu podobnym skinieniem. Pod wieloma względami Stal był jej — jako Ociosa — dziełem. Ociosywanie i szlifowanie go kosztowało wiele pracy. Dziesiątki całkiem wartościowych sfor zostało poświęconych, by uzyskać kombinację, jaką był Stal. Pragnęła — to znaczy Ocios pragnął — otrzymać najdoskonalsze połączenie geniuszu z bezwzględnością. Jako Presfora potrafiła dostrzec prawdę. Mimo pełnego trudu ociosywania, Mistrz stworzył biedną i przeraźliwie smutną istotę. Dziwna rzecz, ale… czasem Stal wydawał się najbardziej godną pożałowania ofiarą Ociosa.
— Wszystko gotowe do wielkiej próby? — spytała Presfora. Po długich oczekiwaniach radio wreszcie było gotowe.
— Za chwileczkę. Najpierw chciałbym wysłuchać twojego zdania w kwestii odpowiedniej synchronizacji naszych działań. Moje źródła donoszą, że armia Snycerki jest już w drodze. Jeśli będą maszerować w odpowiednim tempie, powinni być tutaj w ciągu pięciu dziesięciodni.
— Będzie to co najmniej trzy dziesięciodni przed przybyciem Ravny.
— Właśnie. Pozbędziemy się twego dawnego wroga na długo przed grą o wysoką stawkę. Ale… wydaje mi się, że ostatnie przesyłki od Dwunogów są nieco dziwne. Jak myślisz, co mogą podejrzewać? Czy to możliwe, żeby Amdijefri mówił im więcej niż to, co wiemy?
Tego rodzaju niepewność Stal starałby się ukryć wtedy, gdy Presfora była jeszcze Ociosem-Oczekującym-Swej-Reszty. Usiadła wygodnie, zanim udzieliła odpowiedzi.
— Gdybyś bardziej przyłożył się do nauki języka Dwunogów, mój drogi, albo przynajmniej pozwolił mnie samej nauczyć się więcej, z pewnością znałbyś odpowiedź. — Przez całą zimę Presfora usilnie starała się znaleźć okazję, by porozmawiać z dzieciakami sam na sam i jakoś przekazać ostrzeżenie nadlatującym. Obecnie nie była już taka chętna do podejmowania podobnych kroków. Amdijefri był tak prostolinijny, tak niewinny. Gdyby choć w części dzieciaki zdały sobie sprawę z krętactw Stali, na pewno nie potrafiłyby tego ukryć. A cóż mogliby zrobić ci, którzy lecieli na ratunek, gdyby dowiedzieli się, z jakim nikczemnikiem mają do czynienia? Presfora widziała statek w locie. Sam hałas przy lądowaniu wydawał jej się straszliwą bronią. Poza tym… Jeśli Stal zdoła przeprowadzić swój plan z powodzeniem, nie będziemy potrzebowali dobrej woli przybyszów.
— Dopóki będziesz udawał tak świetnie jak dotąd, ze strony dziecka nie musisz się niczego obawiać. Czy nie widzisz, że on cię kocha? — ciągnęła Presfora.
Przez moment Stal wyglądał na zadowolonego, ale po chwili podejrzenia wróciły.
— Bo ja wiem. Cały czas wydaje mi się, że Amdi naigrawa się ze mnie, jakby już dawno przejrzał moją grę.
Biedny Stal. Amdiranifani był jego największym sukcesem, lecz wydawało się, że nigdy tego nie zrozumie. W tym jedynym wypadku Stal naprawdę przewyższył swojego Mistrza. Odkrył i udoskonalił technikę, która kiedyś została wypracowana przez Snycerkę. Ocios niemal tęsknym okiem obrzucił swojego dawnego ucznia. Gdyby tylko miał okazję stworzyć go raz jeszcze. Musi przecież istnieć jakiś sposób na połączenie strachu i ocio-sywania z miłością i oddaniem. Uzyskane w ten sposób narzędzie prawdziwie zasługiwałoby na imię Stal. Presfora żachnęła się.
— Masz na to moje słowo. Jeśli tylko nadal uda ci się okazywać dzieciom taką serdeczność jak dotąd, będą ci ufały. Jeśli chodzi o drugie pytanie, to muszę powiedzieć, że także zauważyłam pewną zmianę w wiadomościach od Ravny. Wydaje się dużo bardziej pewna, jeśli chodzi o czas ich przyjazdu, ale jednak musiało się stać coś niedobrego. Nie myślę, żeby byli bardziej podejrzliwi niż wcześniej. Dość gładko przełknęli wiadomość, że pomysł na przebudowę radia to dzieło Jefriego. Swoją drogą kłamstwo było znakomitym posunięciem. Wzmocniło ich poczucie wyższości. Myślę, że na odpowiednim polu bitwy górujemy nad nimi — lecz tego pod żadnym pozorem nie powinni się domyślać.
— Ale co spowodowało, że nagle są tacy spięci? Fragment wykonał lekceważący gest.
— Cierpliwości, mój drogi. Tylko ona nam została… i uważna obserwacja. Być może Amdijefri też to zauważył. Możesz delikatnie spróbować ich nakłonić, aby o to zapytali. — Przerwała i zwróciła wszystkie głowy w kierunku rozmówcy. — Czy możesz sprawić, żeby twoje źródło w Snycerii poszperało trochę w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie?
— Chyba tak zrobię. Dannik to mocny punkt Snycerki. — Stal siedział w milczeniu przez chwilę, nerwowo zagryzając wargi. Nagle otrząsnął się, jakby chciał odpędzić od siebie myśli o nadchodzących zagrożeniach. — Szrek!
Usłyszeli tupot łap. Klapa włazu uniosła się i w otworze ukazała się głowa Szreka.
— Tak, panie?