Выбрать главу

— To tylko skrody, Phamie. To pułapki, w których wystarczy pociągnąć odpowiednią dźwignię. Ale tu jesteśmy całkowicie odizolowani, a ty zniszczyłeś tamtą skrodę Zielonej Łodyżki, która…

Pham pokręcił głową.

— To nie tylko skrody. Rękę Perwersji widać też w ogólnej konstrukcji Jeźdźców, przynajmniej do pewnego stopnia. W innym wypadku nie wyobrażam sobie, jak zawładnięcie Łodyżką mogło pójść tak gładko.

— Ta-ak. To pewne ryzyko. Ale bardzo niewielkie w porównaniu…

Pham nie poruszył się, ale nagle poczuła, jakby się od niej odsuwał, jakby odrzucał jej wsparcie.

— Małe ryzyko? Nie wiemy jakie. Stawka jest bardzo wysoka. Czuję się, jakbym chodził po linie. Jeśli nie skorzystam z pomocy Błękitnego Pancerzyka, ustrzeli nas flota Plagi. Jeśli pozwolę mu na zbyt wiele, jeśli mu zaufam, on lub jakaś jego część może nas zdradzić. Wszystko, co mam, to iskra boża i garstka wspomnień, które… mogą okazać się jednym wielkim szachrajstwem. — Jego ostatnie słowa były prawie niesłyszalne. Spojrzał na nią, wzrokiem jednocześnie zimnym i zagubionym. — Ale chcę wykorzystać wszystko, co mam, Rav, i wszystkie moje możliwości, niezależnie od tego, kim właściwie jestem. Jakoś muszę dostać się do Świata Szponów. Jakoś muszę dostarczyć tę iskrę bożą, którą dał mi Stary, tam gdzie powinna się znaleźć.

Minęły trzy tygodnie i spełniły się wszystkie przepowiednie Błękitnego Pancerzyka.

W Środkowych Przestworzach PPII sprawiał wrażenie silnej maszyny, nawet jego uszkodzony ultranapęd przestawał działać bardzo powoli. Obecnie wszystko zaczęło zawodzić. Większość tych awarii nie miała nic wspólnego z wcześniejszym majstrowaniem Phama. Bez pamiętnych ostatnich atestów z Przekaźnika żadna część urządzeń dennych PPII nie była naprawdę wiarygodna. Ale efekt tych kłopotów był dodatkowo wzmacniany przez działanie rozpaczliwie instalowanych zabezpieczeń Phama.

Biblioteka pokładowa zawierała kod źródłowy do automatów przystosowanych do warunków panujących na Dnie. Pham spędził kilka dni, wprowadzając drobne zmiany potrzebne PPII. Wszyscy znajdowali się w kabinie sterowniczej podczas instalowania. Błękitny Pancerzyk starał się pomóc, Pham podejrzliwie analizował każdą jego propozycję. Trzydzieści minut po rozpoczęciu instalowania w głównym korytarzu usłyszeli jakieś przytłumione łomotanie. Ravna mogłaby nie zwrócić na nie uwagi, tyle że jeszcze nigdy nie słyszała czegoś podobnego na pokładzie PPII.

Pham i Jeźdźcy wpadli w panikę. Nikt, kto często podróżował w kosmosie, nie lubił nie wyjaśnionych hałasów w środku nocy. Błękitny Pancerzyk ruszył do włazu i wyleciał przez otwór odroślami naprzód.

— Nic nie widzę, sir Phamie.

Pham przeglądał szybko odczyty diagnostyczne, których format był mieszany, przypuszczalnie ze względu na nowy układ oprogramowania.

— Mam tu jakieś światełko ostrzegawcze, ale…

Zielona Łodyżka już miała coś powiedzieć, kiedy Błękitny Pancerzyk wpadł z powrotem dławiąc się słowami.

— Nie mogę uwierzyć. Przy takim hałasie coś powinno się ukazać na wyświetlaczu, ze szczegółowym opisem. Dzieje się coś niedobrego.

Pham przyglądał mu się przez chwilę, a następnie powrócił do diagnoz. Minęło pięć sekund.

— Masz rację. Wyświetlacz stanu pokazuje jakieś nieaktualne raporty. — Zaczął przekazywać obrazy z wszystkich kamer wewnątrz PPII. Zaledwie połowa z nich odpowiadała na wezwanie, ale to, co pokazywały…

Pokładowy zbiornik wody zamienił się w zamgloną, lodową jaskinię. To stamtąd właśnie dochodził hałas… tony wody wylatywały w przestrzeń. Kilkanaście innych systemów wspomagania zaczęło się zachowywać dziwacznie.

…stopił się uzbrojony punkt kontrolny na zewnątrz warsztatu. Zamontowane wiązkowce otworzyły ciągły ogień przy niskiej mocy. Pomimo wszechobecnego zniszczenia, czujniki wciąż zapalały zielone lub bursztynowe światełka bądź informowały o braku jakichkolwiek komunikatów. Phamowi udało się wyświetlić obraz przekazywany przez kamerę z wnętrza warsztatu. Pomieszczenie stało w płomieniach!

Pham podskoczył na swoim siodełku i zaraz odbił się od sufitu. Przez chwilę Ravna myślała, że ma zamiar opuścić mostek. Ale kiedy przystanął, usiadł, przywiązał się i z ponurą miną starał się ugasić ogień.

Przez następnych kilka minut na mostku panowała niemal absolutna cisza, tylko Pham cicho przeklinał, kiedy żadna z najprostszych aplikacji nie chciała się uruchomić.

— Zblokowane awarie — wymamrotał do siebie kilkakrotnie. — Automaty przeciwogniowe nie działają. Nie mogę zassać atmosfery z warsztatu. Moje wiązkowce stopiły wszystko na amen.

Pożar na statku. Ravna oglądała filmy o takich katastrofach, ale tego rodzaju wypadki zawsze wydawały się jej nieprawdopodobne. Jak może rozprzestrzenić się ogień pośrodku ogromnej próżni? W stanie nieważkości ogień sam powinien się zdławić, nawet jeśli załoga nie potrafiłaby usunąć atmosfery z pomieszczenia. Kamera zainstalowana w warsztacie przekazywała niewyraźny, mglisty obraz. Płomienie pochłaniały cały tlen. Widziała płyty konstrukcyjnej pianki, lekko tylko osmalone, chronione jak na razie warstwą zużytego powietrza. Ale ogień najwyraźniej rozprzestrzeniał się w stronę, gdzie powietrze było jeszcze świeże. W niektórych miejscach turbulencje wywołane różnicą temperatur powodowały wzbogacenie się mieszanki gazowej i wypalone już obszary znowu buchały płomieniem.

— Wciąż działa wentylacja, sir Phamie.

— Wiem, nie potrafię jej zamknąć. Pewnie stopiły się pokrywy otworów wentylacyjnych.

— To równie dobrze może być wina programu. — Błękitny Pancerzyk urwał na chwilę. — Spróbuj tego… — Wypowiadane przez Jeźdźca wskazówki były dla Ravny absolutnie niezrozumiałe, chodziło o jakieś niskopoziomowe obejście.

Ale Pham kiwnął głową i jego palce zatańczyły na konsoli. W warsztacie płomień wspinał się w górę po piance konstrukcyjnej. Języki płomieni z wolna zbliżały się do zbrojonego skafandra, któremu Pham ostatnio poświęcał mnóstwo czasu. Ostatnie próby były jeszcze w toku. Ravna przypomniała sobie, że pracował teraz nad bronią reaktywną… Pewnie pełno tam utleniaczy. Phamie, czy twój skafander jest uszczelniony…?

Ogień szalał na rufie oddalonej od nich o sześćdziesiąt metrów i oddzielonej co najmniej tuzinem przegród. Eksplozja zabrzmiała jak odległe, zupełnie niewinne tąpnięcie. Ale na obrazie przekazywanym z kamery zbrojony skafander rozpadł się na kawałki i płomienie buchnęły tryumfująco.

Po kilku sekundach Pham uruchomił to, co zaproponował mu Błękitny Pancerzyk i wentylacja warsztatu została wyłączona. Ogień palił się jeszcze przez pół godziny, ale nie rozprzestrzenił się poza warsztat.

Dwa dni zajęły im porządki, oszacowanie szkód i ustanowienie takich zabezpieczeń, by mieli pewność, że nic podobnego się nie powtórzy. Warsztat był niemal w całości zniszczony. Zostali bez zbrojonego skafandra przygotowywanego na wizytę w Świecie Szponów. Pham ocalił jeden z wiązkowców, które pilnowały wejścia do warsztatu. Katastrofa ogarnęła cały statek, był to klasyczny efekt zblokowanych awarii. Stracili niemal pięćdziesiąt procent wody. Lądownik statku miał zniszczone oprzyrządowanie.

Najgorzej było z napędem rakietowym PPII. Tutaj, w przestrzeniach międzygwiezdnych, do niczego nie był im potrzebny, ale ich końcowe dostosowanie prędkości miało się odbywać przy czterech dziesiątych przyspieszenia grawitacyjnego. Na szczęście antygraw działał, nie będą mieli problemów z manewrowaniem w stromych studniach grawitacyjnych… to znaczy przy lądowaniu na Świecie Szponów.