A teraz… cóż, prawdziwa 01vira z pewnością nie żyła. Razem z miliardami innych wynajęto ich do ochrony, ona zaś została na Herte, w wewnętrznym systemie. Jeszcze się nie zdarzyło, by ktokolwiek przeżył zrzucenie bomb jarzeniowych.
A przepiękny statek o tym samym imieniu znajdował się pół roku świetlnego poza systemem, szukając wrogów, których tam nie było. W każdej uczciwej bitwie Kjet Svensndot i Ølvira poradziliby sobie znakomicie. Zamiast tego brali udział w pościgu na Dno Przestworzy. Z każdym rokiem świetlnym coraz bardziej oddalali się od regionów, do których przystosowany był cały sprzęt Ølviry. Z każdym rokiem świetlnym procesory pracowały wolniej (lub w ogóle przestawały pracować). Tu w dole przebudowane frachtowce stanowiły niemal optymalne konstrukcje. Były niezdarne i tępe, potrzebowały kilkunastu osób załogi, ale jednak wciąż działały bez zarzutu. Tymczasem 0lvi-ra ciągnęła się jakieś pięć lat świetlnych za wszystkimi. To frachtowce miały przeprowadzić atak na flotę Sprzymierzenia. A Kjet znów miał stać i wpatrywać się bezsilnie, jak jego przyjaciele będą ginąć.
Po raz setny Svensndot rzucił gniewne spojrzenie na odczyt ultraśladów i myślał o buncie. Sprzymierzenie też miało swoich maruderów — wysoko sprawne pojazdy wlokące się za głównym trzonem floty. Ale zgodnie z rozkazem miał utrzymywać swoją pozycję i być taktycznym koordynatorem poczynań szybszych statków bojowych floty. Cóż, będzie robił to, za co mu płacą… ale ostatni raz. Kiedy bitwa się skończy, kiedy flota ulegnie zniszczeniu i zabierze ze sobą jak największą część Sprzymierzenia, wtedy pomyśli o własnej zemście. Po części zależało to trochę od Tirolle’a i Glimfrelle’a. Czy zdoła ich przekonać, aby pozostawili resztki floty Sprzymierzenia i polecieli na Środkowe Przestworza, tam gdzie Ølvira nie miała sobie równych? Istniejące dowody wskazywały wyraźnie na to, jakie systemy gwiezdne kryły się za Sprzymierzeniem Obrońców. Mordercy trąbili o tym w Wiadomościach. Przypuszczalnie sądzili, że to zyska im nowych zwolenników. Ale takie deklaracje były jednocześnie zaproszeniem dla niespodziewanych gości, takich jak Ølvira. Bomby, które miała w ładowniach, mogły zniszczyć całe światy, aczkolwiek nie tak szybko i nieodwołalnie jak to, czego użyto przeciw Sjandrze Kei. Ale nawet teraz umysł Svensndota burzył się na myśl o tego rodzaju zemście. Nie. Swoje cele będą uważnie wybierać: nowe statki lecące, by wejść w skład floty Przymierza, konwoje ze zbyt słabą eskortą. Ølvira może przetrwać bardzo długo, jeśli zawsze będzie atakowała z zaskoczenia i nikogo nie będzie oszczędzała. Wpatrywał się w wyświetlacz, nie zwracając uwagi na łzy, które pojawiły mu się w kącikach oczu. Całe życie był w zgodzie z prawem. Niejednokrotnie jego praca polegała na zapobieganiu aktom zemsty… A teraz zemsta była wszystkim, co życie miało mu do zaoferowania.
— Właśnie otrzymałem coś dziwnego, Kjet. — Glimfrelle przeglądał sygnały. Była to rzecz, którą statek powinien wykonywać całkowicie automatycznie — i robił to, dopóki Ølvira przebywała w swym naturalnym środowisku — ale obecnie stało się to nudnym i dość wyczerpującym zadaniem załogi.
— Co? Znowu jakieś sieciowe kłamstwa? — spytał Tirolle.
— Nie. To przesyłka z miejsca, gdzie znajduje się ten dennolot, który wszyscy gonią. To nie może być nikt inny.
Svensndot uniósł w górę brwi. Tajemnicza przesyłka sprawiła mu ogromną radość, z której ledwie zdawał sobie sprawę.
— Właściwości?
Pokładowy procesor sygnałów mówi, że najprawdopodobniej to bardzo wąska wiązka. Prawdopodobnie jesteśmy ich jedynym celem. Sygnał jest silny, szerokość pasma wystarczająca, żeby przesłać płaskie wideo. Gdyby ten snarflony procesor cyfrowy działał jak trzeba, to pewnie bym wiedział… — ‘Frelle zanucił jakąś melodyjkę, która wśród przedstawicieli jego rasy była odpowiednikiem zniecierpliwionego pomrukiwania. — Iiae! To coś jest utajnione, ale na wysokich warstwach. Przekaz wideo, syntax 45. Twierdzi, że powstała na podstawie szyfru, który Firma stworzyła rok temu. — Przez chwilę Svensndot myślał, że według ‘Frelle’a sama wiadomość była inteligentna, co tu na Dnie było absolutnie niemożliwe. Drugi oficer musiał zauważyć pytanie w jego oczach. — To jakiś dziwny język, szefie. Wyczytałem to z formatu obrazu. — Coś błysnęło na jego wyświetlaczu. — Dobrze, tu mamy dane o szyfrze: produkcja naszej Firmy, wydaje się, że odpowiada standardowi bezpieczeństwa przewozowego. — Przed napaścią Sprzymierzenia był to najwyższy poziom krypto w ich organizacji. — Pochodzi z trzeciej części, która nigdy nie została dostarczona. Całość została zde-zawuowana, ale — cud nad cudami — wciąż mamy kopię.
‘Frelle i ‘Rolle oczekująco wpatrywali się w Svensndota swymi wielkimi, ciemnymi oczyma. Według standardowych procedur — standardowych rozkazów — transmisje na zdezawuowa-nych szyfrach winny być ignorowane. Gdyby sygnaliści Firmy traktowali swoją pracę poważnie, taki wadliwy szyfr nigdy nie mógłby znaleźć się na pokładzie i w ten sposób zastosowanie właściwej procedury byłoby jedynym możliwym wyjściem.
— Odtajnić — rzucił krótko Svensndot. Ostatnie tygodnie udowodniły, że jeśli chodzi o prowadzenie typowo wojskowej pracy wywiadowczej i przechwytywanie sygnałów jego Firma była absolutnie beznadziejna. Obecnie mogli to wykorzystać.
— Tak jest, sir. — Glimfrelle nacisnął pojedynczy klawisz. Gdzieś we wnętrzu procesora sygnałowego Ølviry długi segment „losowych” szumów został podzielony na ramki i nałożony na „losowy” szum w ramkach danych przychodzącego sygnału. Potem nastąpiła wyraźna chwila ciszy (cholerne Dno) i na oknie komu ukazał się płaski obraz wideo.
…czwarte powtórzenie niniejszej wiadomości. — Słowa były wypowiadane po samnorsku, wyraźnym dialektem z Herte i Sjandry. Osobą, która je wypowiadała, była… na krótką chwilę, w której serce przestało mu bić, znowu zobaczył 01virę, żywą. Wolno wypuścił oddech, próbując się uspokoić. Czarnowłosa, szczupła kobieta o fiołkowych oczach — tak jak 01vira. I tak jak milion innych kobiet z Sjandry Kei. Podobieństwo tkwiło w tych najbardziej zewnętrznych cechach, ale było w zasadzie powierzchowne i dawniej nigdy by się nie pomylił. Na krótką chwilę jego myśli powędrowały ku wszechświatowi rozciągającemu się poza tą straceńczą flotą i ku celom innym niż zemsta. Potem zmusił się do uwagi, aby dostrzec wszystko, co się dało, w obrazie wyświetlonym w oknie.
— Powtórzymy ją jeszcze trzy razy — mówiła kobieta. — Jeśli do tego czasu nie zdecydujecie się na odpowiedź, spróbujemy skierować wiązkę na inny statek. — Odsunęła się od obiektywu, odsłaniając im widok na znajdujące się za jej plecami pomieszczenie. Miało niski sufit i było bardzo szerokie. W tle widać było przede wszystkim odczyt ultraśladów na wielkim wyświetlaczu, ale Svensndot nawet na niego nie spojrzał. Byli tam także dwaj Skrodojeźdźcy. Jeden z nich nosił na skrodzie pasy, po których można się było zorientować, że handlował kiedyś ze Sjandrą Kei. Drugi musiał być Jeźdźcem Mniejszym, jego skroda była malutka i nie miała kółek. Potem obiektyw przesunął się i ukazała się czwarta postać. Człowiek? Bardzo możliwe, ale na pewno nie z rasy nyjorskiej. Kiedy indziej pojawienie się kogoś takiego byłoby na pewno sensacją dla wszystkich ludzkich cywilizacji w Przestworzach. Teraz jego odmienny wygląd stał się jeszcze jedną przyczyną podejrzeń, jakie zaczęły kiełkować w głowie Svensndota.