O zmierzchu wielka rzeka gwiazd tworzących galaktykę rozsiewała bladą poświatę i nie należało się spodziewać, że tej nocy nikłe punkciki zaświecą jaśniej. Nisko, po zachodniej stronie nieba, konstelacja wewnątrzsystemowych fabryk jaśniała mocniejszym blaskiem niż jakikolwiek księżyc. Ich praca wywoływała ciągłe migotanie gwiazd i wysyłanie promieni, czasem tak intensywne, że od gór znajdujących się w parku miejskim padał w kierunku wschodnim potężny cień. Dalej, o jakieś pół godziny drogi, wznosiły się ogromne doki. Ich światło nie jaśniało tak, jak to z fabryk, ale razem mogły przyćmić blask jakiegokolwiek ciała niebieskiego.
Ravna szarpnęła uprzężą antygrawu, obniżając lot. Zapach jesieni i dymu z ognisk stał się mocniejszy. Nagle usłyszała obok siebie chrzęszczący odgłos kalirskiego śmiechu. Przez nieuwagę znalazła się tuż nad boiskiem do gry w aerobol. Szeroko rozłożyła ręce i zawstydzona faktem, że wystawiła się na pośmiewisko, szybko zniknęła z oczu rozbawionym graczom.
Jej spacer po parku zbliżał się ku końcowi, przed sobą widziała cel swojej wędrówki. Rezydencja Grondra ‘Kalira rzucała się w oczy w krajobrazie miejskiego parku. Została wzniesiona w tym samym roku, w którym organizacja przejęła kontrolę nad działaniem Przekaźnika. Widziany z wysokości zaledwie ośmiu metrów dom rysował się na tle nieba. Kiedy światło padające od strony fabryk zaczynało pulsować, gładkie ściany z monolitu zaczęły rzucać oleiste błyski. Grondr był szefem szefa jej szefa. W ciągu dwóch lat stażu miała okazję rozmawiać z nim dokładnie trzy razy.
Dość zwlekania. Podenerwowana i zaintrygowana, Ravna opuściła się jeszcze niżej i pozwoliła, aby domowe urządzenia elektroniczne poprowadziły ją wśród drzew do samego wejścia.
Grondr Vrinimikalir traktował ją ze standardową organizacyjną kurtuazją, opierającą się na sformalizowanych regułach przyjętych w celu sprawnego porozumiewania się pomiędzy przedstawicielami różnych ras pracujących dla organizacji. Sala konferencyjna miała meble przystosowane do wygody ludzi oraz Vrinimów. Czekały już tam na nią orzeźwiające napoje i zdawkowe pytania o pracę w archiwum.
— Rezultaty są rożne, sir — odpowiedziała uczciwie Ravna. — Nauczyłam się wielu nowych rzeczy. Staż znakomicie spełnił moje oczekiwania. Ale obawiam się, że nowy dział będzie potrzebował ustanowienia dodatkowej kategorii katalogowania.
O tym wszystkim rozmówca mógł się dowiedzieć z dostarczanych przez nią sprawozdań, naciskając odpowiedni przycisk. Grondr w zamyśleniu potarł ręką plamki oczne.
— Tak, spodziewaliśmy się tego. Po tym rozszerzeniu zarządzanie informacjami zacznie sięgać granic naszych możliwości. Egravan i Derche — to byli szef i szef szefa Ravny — są bardzo zadowoleni z postępów, jakie robisz. Gdy tu przyjechałaś, miałaś znakomite wykształcenie i szybko się uczyłaś. Myślę, że w organizacji powinno być miejsce dla ludzi.
— Dziękuję, sir. — Ravna pokraśniała z zadowolenia. Grondr sypał pochwałami jakby od niechcenia, ale dla niej słowa te miały ogromną wagę. Całkiem prawdopodobne, że oznaczały przyjazd innych ludzi, może nawet przed końcem jej stażu. Czy to właśnie był powód tego spotkania?
Uważała, aby nie wpatrywać się zbyt natarczywie w swego rozmówcę. Zdążyła się już przyzwyczaić do wyglądu osobników rasy, która stanowiła większość stworzeń zamieszkujących Vrinimi. Z dużej odległości ‘Kalir wyglądał jak humanoid. Przy bliższym kontakcie wychodziły na jaw różnice. Cała rasa pochodziła od czegoś w rodzaju owadów. Ewolucja, polegająca między innymi na poważnym zwiększeniu rozmiarów, spowodowała wniknięcie struktur usztywniających cały organizm do wewnątrz ciała, podczas gdy zewnętrzna powłoka stanowiła kombinację nagiej skóry, podobnej do tej, jaką można zauważyć u larw insektów, oraz bladych płatów chityny. Na pierwszy rzut oka Grondr stanowił niczym nie wyróżniający się egzemplarz przedstawiciela swojej rasy. Ale kiedy się poruszał, nawet jeśli robił to w celu poprawienia marynarki lub przetarcia plamek ocznych, w jego ruchach widać było niesamowitą precyzję. Egravan twierdził, że jest on bardzo, bardzo stary.
Grondr gwałtownie zmienił temat.
— Wiadomo ci o… zmianach, jakie zaszły w Królestwie Straumy?
Czy ma pan na myśli upadek Straumy? Oczywiście. — Aczkolwiek dziwi mnie, że o tym wiesz. Królestwo Straumy było ważną cywilizacją ludzką, ale jeśli chodzi o jej udział w przepływie informacji, którym zarządzał Przekaźnik, stanowił on nieskończenie małą cząstkę.
— Proszę, przyjmij wyrazy współczucia.
Pomimo radosnych zapewnień ze strony Straumy, dla wszystkich było jasne, że Królestwo przeżyło straszliwą katastrofę. Niemal każdej rasie wcześniej czy później udawało się dotrzeć do Transcendencji, najczęściej kończyło się to przekształceniem w superinteligencję, w Moc. Ale obecnie było jasne, że Straumerzy stworzyli bądź też obudzili Moc o zbrodniczych skłonnościach. Ich los był straszniejszy niż wszystko, co przepowiadał ojciec Ravny. A ich nieszczęście przybrało formę klęski żywiołowej obejmującej cały region zajmowany kiedyś przez Królestwo Straumy. Grondr kontynuował:
— Czy te fatalne wiadomości będą miały wpływ na twoją pracę?
Czując, jak jej ciekawość rośnie, Ravna mogła przysiąc, że rozmówca przechodzi do sedna. Czy chodziło mu właśnie o Straumę?
— Nie, sir. Katastrofa Straumy to fatalna wiadomość, szczególnie dla ludzi. Ale mój dom to Sjandra Kei. Mieszkańcy Królestwa Straumy to nasi potomkowie, ale ja nie miałam tam żadnych krewnych. — Aczkolwiek sama mogłam tam się znaleźć, gdyby nie Mama i Tata. Gdy Centrala Straumy odłączyła się od Sieci, prawie przez czterdzieści godzin nie było żadnego sposobu na skontaktowanie się z Sjandrą Kei. Bardzo ją to zaniepokoiło, gdyż zmiana routerów powinna przebiegać natychmiastowo. Wreszcie ponownie ustanowiono łączność, problem został rozwiązany poprzez ustawienie tablic na inną ścieżkę. Ravna zdecydowała się nawet poświęcić półroczne oszczędności na przesłanie wiadomości z opłaconą odpowiedzią. Jej siostra Lynne i rodzice byli cali i zdrowi. Zagłada Straumy stanowiła dla mieszkańców Sjandry Kei wiadomość stulecia, dotyczącą jednak katastrofy dość odległej. Ravna zastanawiała się, czy znała jeszcze innych rodziców, którzy udzieliliby swemu dziecku lepszej rady, niż uczynili to jej rodzice!
— To dobrze, to dobrze. — Jego narządy gębowe poruszyły się w geście odpowiadającym ludzkiemu skinieniu głową. Głowę odchylił do tyłu tak, że tylko plamki oczne spoglądały na nią. Sprawiał wrażenie, jakby cały czas się wahał! Ravna przyglądała mu się w milczeniu. Grondr ‘Kalir mógł być najważniejszym szefem organizacji. Jedyny miał główną siedzibę na Podłożu. Oficjalnie zarządzał podwydziałem archiwów; w rzeczywistości kierował Działem Marketingu Vrinimi (tzn. Wywiadem). Krążyły wieści, że miał okazję odwiedzić Szczyt Przestworzy. Egravan twierdził, że Grondr wyposażony jest w sztuczny system odpornościowy. — Widzisz, katastrofa Straumy przypadkowo uczyniła cię jednym z najcenniejszych pracowników Organizacji.
— Nie… nie bardzo rozumiem.
— Posłuchaj Ravno, plotki, które można przeczytać w grupie dyskusyjnej Zagrożenia, są prawdziwe. Straumerzy mieli laboratorium w Dolnej Transcendencji. Realizowali receptury znalezione w zaginionym archiwum i stworzyli nową Moc. Wydaje się, że jest to Perwersja Klasy Drugiej.
Według danych Znanej Sieci powstanie Perwersji Klasy Drugiej zdarzało się raz na sto lat. „Długość życia” takiej Mocy wynosiła około dziesięciu lat. Ale były to Moce szczególnie dokuczliwe, zdolne w ciągu dziesięciu lat dokonać niemałych zniszczeń. Biedni Straumerzy.