Выбрать главу

Na koniec Zielona Łodyżka nie wykazała najmniejszego zainteresowania osłoniętym fragmentem piaszczystego dna odkrytym przez Wędrownika. Ze wszystkich dostępnych miejsc najbardziej przypadło jej do gustu to, w którym fale z największą furią roztrzaskiwały się o brzeg. Znalezienie odpowiedniej ścieżki prowadzącej do tego miejsca zajęło im ponad pół godziny, a następne pół — bezpieczne sprowadzenie Zielonej Łodyżki wraz z jej skrodą do wody. Wędrownik nawet nie próbował pływać. Wybrany przez Jeźdźca zakątek był zewsząd ciasno otoczony skałami koralowca, które w jednych miejscach pokryte były śliskim, zielonym nalotem, w innych zaś najeżone ostrymi występami. Pięć minut w podobnym wodnym młynie mogło go osłabić na tyle, że nie mógłby wypełznąć na ląd. Dziwiło go, że w takim miejscu woda była zielona od falujących w niej roślin. Widział ciemny gąszcz morskich traw, nad którym roiło się od komarów.

Ravnie było łatwiej. Nawet przy dużej fali wciąż sięgała stopami do dna — przynajmniej przez większość czasu. Stała w pianie, podpierając się nogami i ramionami, pomagając Zielonej Łodyżce zjechać ze skały. Gdy to się udało, mechaniczna część pewnie wbiła się w dno tuż obok kobiety.

Ravna spojrzała na Pielgrzyma i gestem dała mu do zrozumienia, że wszystko w porządku. Następnie przycupnęła na moment, przytrzymując się skrody. Fala przetoczyła się nad nimi, przykrywając wszystko oprócz sterczących odrośli Zielonej Łodyżki. Kiedy piana odpłynęła, zauważył, że niższymi odroślami uczepiła się pleców Ravny, i usłyszał dźwięk syntetycznego głosu zupełnie niezrozumiały w ogarniającym wszystko huku fal.

Kobieta wstała i przez sięgającą talii wodę zaczęła brnąć w stronę skał, na których siedział Wędrownik. Jego członkowie złapali się jeden drugiego i para łap wysunęła się w stronę Ravny. Po oblepionych glonami kamieniach wspięła się na biały koral.

Poszedł za utykającym Dwunogiem w stronę urwiska porośniętego tropikalnymi paprociami. Weszli w cień, gdzie kobieta usiadła i oparła się o zwarty gąszcz utworzony z mocnych pni paproci. Z poprzecinaną i otartą w kilku miejscach skórą sprawiała wrażenie równie pokaleczonej, co w swoim czasie Johanna.

— Wszystko w porządku?

— Mhm. — Przeciągnęła ręką po rozczochranych włosach. Następnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się. — Oboje wyglądamy jak po niezłej kraksie.

Uhm. Będzie musiał wziąć kąpiel w słodkiej wodzie. Rozejrzał się dookoła. Z grzbietu atolu mieli dobry widok na wnękę wybraną przez Zieloną Łodyżkę. Ravna też obróciła się w tamtą stronę, zapominając o piekących ranach.

— Jak to możliwe, że jej się tam podoba — dziwił się Wędrownik. — Wyobraź sobie, że stoisz tam cała w wodzie, a fale walą w ciebie i walą, bez końca.

Na twarzy Ravny pojawił się uśmiech, ale oczy wciąż miała zwrócone na morze.

— We wszechświecie jest mnóstwo niesamowicie dziwnych rzeczy, Pielgrzymie. Cieszę się, że o niektórych jeszcze nawet nie czytałeś. Tam gdzie fale napotykają brzeg, może dziać się wiele cudownych rzeczy. Widziałeś życie, które rozkwita i unosi się na powierzchni tych rozszalałych wód? Podobnie jak rośliny uwielbiają słoneczne światło, tak istnieją stworzenia, które potrafią wykorzystać dla siebie różnicę energii na styku żywiołów. Tam mają słońce, fale i bogactwo planktonu. Mimo to powinniśmy poobserwować ją jeszcze trochę.

Po każdym uderzeniu fal widzieli wystające nad wodę odrośle Zielonej Łodyżki. Wędrownik wiedział już, że nie są to zbyt mocne organy, ale zaczynał zdawać sobie sprawę, że muszą być bardzo wytrzymałe.

— Powinna czuć się tu dobrze, chociaż nie sądzę, żeby ta licha skroda przetrwała zbyt długo. Biedna Zielona Łodyżka może w końcu zostać pozbawiona wszelkich urządzeń… Ona i jej dzieci staną się najniższymi ze wszystkich Jeźdźców.

Ravna obróciła się, aby spojrzeć na sforę. Na jej twarzy wciąż gościł uśmiech. Zamyślony, ale jednocześnie radosny?

— Czy wiesz, o czym mówiła Zielona Łodyżka?

— Snycerka przekazała mi to, co ty powiedziałaś jej wcześniej.

— Cieszę się, a nawet jestem trochę zaskoczona, że chciała, aby Zielona Łodyżka zamieszkała tutaj. Średniowieczny rozsądek — och, wybacz, jakikolwiek rozsądek — kazałby uśmiercić natychmiast takie stworzenie, zamiast narażać się choćby na najmniejsze ryzyko.

— Więc dlaczego opowiedziałaś o wszystkim królowej? — O Perwersji, jaką zarażone są skrody.

— To wasz świat. Byłam już zmęczona odgrywaniem roli boga, jedynego posiadacza Tajemnicy. A Zielona Łodyżka zgodziła się na to. Nawet gdyby królowa odmówiła, mogła przecież zahibernować się w chłodni PPII. — Ipewnie nigdy się nie obudzić. - Ale Snycerka nie odmówiła. Wydaje się, że zrozumiała, o co mi chodzi: tylko prawdziwe skrody mogą ulec wypaczeniu, a Zielona Łodyżka już takiej skrody nie ma. Za dziesięć lat brzegi tej wyspy zaroją się od młodych Jeźdźców, ale nie będą oni zakładali swoich kolonii poza tym archipelagiem bez pozwolenia miejscowych sfor. Ryzyko jest więc bardzo niewielkie… niemniej byłam zaskoczona, że Snycerka zdecydowała się je podjąć.

Wędrownik ułożył się dookoła Ravny, już tylko jedną parą oczu obserwując odrośle Jeźdźca wystające ponad pianę. To wy maga wyjaśnienia. Przechylił głowę w stronę kobiety.

— Jesteśmy absolutnie średniowieczni, Ravno, nawet teraz, kiedy błyskawicznie wprowadzamy zmiany w naszym życiu. Podziwialiśmy odwagę Błękitnego Pancerzyka, kiedy rzucił się w ogień. Taki czyn nie może pozostać bez nagrody. My, średniowieczne stworzenia, oswojeni jesteśmy z intrygą i zdradą. Czy podstęp na kosmiczną skalę w jakiś sposób zwiększa ryzyko? Czy jest dla nas bardziej niebezpieczny niż nasze małe, lokalne knowania? My, biedne dzikusy, tak czy siak cały czas jesteśmy ze śmiertelnym ryzykiem za pan brat.

— Ha! — Jej uśmiech rozszerzał się, w miarę jak rozmówca przybierał żartobliwy ton.

Wreszcie Wędrownik zachichotał, kiwając głowami na boki. Jego wyjaśnienie dotykało prawdy, ale nie całej, ani nawet jej części. Przypomniał sobie, jak dzień wcześniej on i Snycerka zastanawiali się, jak odpowiedzieć na prośbę Zielonej Łodyżki. Z początku Snycerka się bała. Jak każdy poważny władca okazywała daleko idącą ostrożność wobec złowieszczego sekretu sprzed miliarda lat. Nawet zahibernowanie takiego stworzenia wydawało się ryzykowne. Rozwiązaniem najbardziej godnym rozsądnego władcy… najbardziej średniowiecznym… wydawało się pozytywne rozpatrzenie prośby, pozostawienie Zielonej Łodyżki na brzegu odległej wyspy… by za dwa dni przybyć tu po kryjomu i zabić ją.

Wędrownik usiadł przy królowej, bliżej niż to zwykli czynić partnerzy bądź krewni, bez narażania się na utratę panowania nad własnymi myślami.

— Okazałaś więcej szacunku Wendacjuszowi — powiedział. Morderca Skryby wciąż chodził po ziemi, cały i zdrowy, wolny od jakiejkolwiek kary.

Snycerka kłapnęła zębami w powietrzu. Wędrownik wiedział, że oszczędzenie Wendacjusza wiele ją kosztowało.

— To prawda. A Skrodojeźdźcy wykazali się wielką odwagą i uczciwością. Nie skrzywdzę Zielonej Łodyżki. Mimo to boję się. Zostawiając ją przy życiu, podejmujemy ryzyko, które przekracza granice naszego pojmowania.

Wędrownik zaśmiał się. Może była to jedynie oznaka typowego dla pielgrzymów psychicznego rozchwiania, ale…

— Tego należało się po tobie spodziewać, królowo! Wielkie ryzyko dla wielkich zdobyczy. Lubię przebywać z ludźmi, lubię dotykać innego stworzenia, a jednocześnie swobodnie myśleć. — Rzucił się do przodu, aby trącić nosem najbliższego z członków Snycerki, a następnie wycofał się na bardziej rozsądną odległość. — Nawet bez ich statków i dannika przybycie ludzi całkowicie odmieniłoby nasz świat. Czy zauważyłaś… jak łatwo przyswajamy ich wiedzę? Do tej pory Ravna nie może uwierzyć, że tak szybko wszystkiego się uczymy. Do tej pory nie zdaje sobie sprawy, jak dokładnie przestudiowaliśmy dannik. A latanie ich statkiem to drobnostka, królowo. Nie mówię, że rozumiem wszystkie prawa fizyczne, jakie rządzą jego sterowaniem — niewielu spośród gwiezdnych przybyszów zna się na tym. Ale nauka obsługi tego sprzętu nie nastręcza większych trudności, nawet biorąc pod uwagę wszelkie uszkodzenia, jakim uległ. Podejrzewam, że Ravna nigdy nie będzie potrafiła prowadzić łodzi z antygrawem tak jak ja.