— Widzisz więc, że mamy przed sobą zarówno ogromne możliwości zysków, jak i strat. Jeśli katastrofa zacznie się rozprzestrzeniać, stracimy część klientów naszej sieci. Z drugiej strony wszyscy znajdujący się w pobliżu Królestwa Straumy będą chcieli na bieżąco śledzić bieg wypadków. Dzięki temu przepływ wiadomości może wzrosnąć o kilka procent.
Grondr naświetlił sytuację z obojętnością, która niezbyt przypadła jej do gustu, lecz musiała przyznać mu rację. Rzeczywiście, możliwość osiągnięcia zysku bezpośrednio zależała od zmniejszenia ekspansji Perwersji. Gdyby nie była tak zajęta swoją pracą w archiwum, już wcześniej sama by na to wpadła. Teraz wszystkie myśli krążyły wokół tego tematu.
— Są jeszcze inne sposoby zwiększenia dochodów. Z historycznego punktu widzenia tego rodzaju wypaczenia zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem innych Mocy. Będą więc chciały uzyskać podłączenie do Sieci i… wszelkie informacje na temat rasy, która stworzyła Perwersję… — Jej głos powoli milkł, gdyż wreszcie zrozumiała przyczynę tego spotkania.
Narządy gębowe Grondra zaklekotały potwierdzająco.
— Masz całkowitą rację. My, zawiadujący pracą Przekaźnika, mamy jak najlepsze usytuowanie, pozwalające nam na dostarczanie wiadomości do Transcendencji. Mamy także własnego człowieka. W ciągu ostatnich trzech dni otrzymaliśmy kilkadziesiąt pytań od cywilizacji z Górnych Przestworzy. Niektóre z nich twierdziły, że reprezentują Moce. Tak ogromne zainteresowanie może oznaczać znaczne zwiększenie dochodów organizacji w ciągu następnej dekady. O tym wszystkim mogłaś przeczytać w grupie dyskusyjnej Zagrożenia. Ale jest jeszcze jedna rzecz — coś, co chciałbym, abyś na razie zachowała w tajemnicy. Pięć dni temu pojawił się w naszym rejonie jakiś statek z Transcendencji. Twierdzi, że jest całkowicie kontrolowany przez którąś z Mocy — na oknie za jego plecami pojawił się obraz przybyłego statku. Przypominał nieregularny zlepek brył i spinów. Podziałka znajdująca się u dołu okna pozwalała stwierdzić, że średnica statku nie przekracza pięciu metrów.
Ravna poczuła, jak włosy na karku stają jej dęba. Tu w Środkowych Przestworzach powinni czuć się względnie zabezpieczeni przed kaprysami Mocy. Niemniej przebieg wizyty budził w niej coraz większy niepokój.
— Czego chce?
— Informacji o Perwersji wywołanej przez Straumę. W szczególności jest bardzo zainteresowany twoją rasą. Wiele by dał za to, by móc zabrać ze sobą żywego człowieka…
— Nie jestem zainteresowana — ucięła gwałtownie. Grondr rozłożył blade ręce. Światło odbiło się od pokrywających palce chitynowych płytek.
— To rzadka okazja. Staż u bogów! Ten przyrzekł w zamian ustanowić tutaj wyrocznię.
— Nie! — Ravna zerwała się z krzesła. Była tu jedynym człowiekiem, oddalonym ponad dwadzieścia tysięcy lat świetlnych od domu. W ciągu pierwszych dni stażu ta świadomość niemal ją paraliżowała. Od tamtego czasu udało jej się zdobyć przyjaciół i wiedzę o specyficznej, obowiązującej w organizacji etyce, nabrać zaufania do spotkanych tutaj osób, tak jakby byli ludźmi z Sjandry Kei. Ale… obecnie Sieć dysponowała tylko częściowo wiarygodną wyrocznią, która miała już dziesięć lat. Ta Moc kusiła Organizację Vrinimi niezwykłym skarbem.
Grondr szczęknął zażenowany. Gestem ręki wskazał jej, by usiadła z powrotem.
— To tylko propozycja. Nigdy nie nadużywamy naszych pracowników. Gdybyś mogła po prostu być naszym lokalnym ekspertem…
Ravna kiwnęła głową.
— To dobrze. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się wcale, że przyjmiesz tę ofertę. Mamy już bardziej prawdopodobnego ochotnika, tylko że potrzebuje on szybkiego podszkolenia.
— Macie człowieka? Tutaj? — Od momentu przybycia Ravna nieustannie przeszukiwała miejscowe katalogi w poszukiwaniu śladów innych ludzi. W ciągu dwóch lat udało jej się natknąć na trzy ślady. Każdy z tych ludzi był tu tylko przejazdem. — Mężczyznę czy kobietę? Od jak dawna?
Grondr wydał dźwięk, który był odpowiednikiem czegoś pośredniego pomiędzy uśmieszkiem a głośnym chichotem.
— Od przeszło stu lat, aczkolwiek dowiedzieliśmy się o tym dopiero kilka dni temu. — Na otaczających go oknach zmienił się obraz. Ravna rozpoznała przekaźnikowy „strych”, złomowisko zapomnianych statków i urządzeń przewozowych, szybujące w odległości zaledwie dziesięciu sekund świetlnych od archiwów.
— Otrzymujemy całe mnóstwo bezzwrotnych przesyłek, towarów wysłanych nam w nadziei, że je zakupimy lub weźmiemy w komis.
W oknie ukazało się zbliżenie jakiejś straszliwie zdezelowanej jednostki długości około dwustu metrów, z kadłubem zwężającym się w środku na podobieństwo tułowia osy, co ułatwiało zamontowanie napędu strumieniowego. Spiny ultranapędu miały postać szczątkową.
— Dennolot?
Grondr zaprzeczył kliknięciem.
— Barka połowowa. Ten statek ma jakieś trzydzieści tysięcy lat. Większość tego czasu spędził, penetrując Strefę Powolnego Ruchu, a co najmniej dziesięć tysięcy lat przebywał na Bezrozumnych Głębiach.
Z bliska mogła dostrzec, że kadłub statku był upstrzony małymi wgłębieniami przypominającymi wypalone dziurki, co było rezultatem całych tysiącleci relatywistycznej erozji. Podobne ekspedycje podejmowano bardzo rzadko, nawet w wypadku statków bezzałogowych. Głęboka penetracja nie mogła zakończyć się powrotem jednostki na teren Przestworzy za życia jej konstruktorów. Niektórym nie udawało się wrócić nawet za życia rasy, do której należeli konstruktorzy. Ci, którzy decydowali się na wysyłanie statków w podobne loty, zyskiwali opinię dziwaków. Ci zaś, którym udawało się wejść w posiadanie jednostek powracających z takich misji, mogli wyciągnąć niemałe korzyści.
— Ten statek przybył z bardzo daleka, ale rezultaty misji nie były wcale rewelacyjne. Nie udało mu się zobaczyć niczego ciekawego na Bezrozumnych Głębiach, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że nawet najprostsze automaty odmawiają tam posłuszeństwa. Większość ładunku sprzedaliśmy od ręki. Reszta została skatalogowana i zapomniana… do czasu tej afery ze Straumą. — Widok nieba i przesuwających się gwiazd ustąpił miejsca obrazowi, na którym widać było luźne kończyny i inne części ciała… wyglądały całkiem jak ludzkie. — W jednym z systemów słonecznych, na samym dole Powolności, barka odnalazła jakiś porzucony wrak. Bez ultranapędu, konstrukcja typowa dla Strefy Powolnego Ruchu. Ten system słoneczny był nie zamieszkany. Przypuszczamy, że nastąpiła jakaś awaria konstrukcyjna lub załoga została zaatakowana przez kogoś na Głębiach. W każdym razie wszyscy obecni na pokładzie skończyli jako rozczłonkowane mrożonki.
Tragedia na dnie Powolności, tysiąc lat temu. Ravna odwróciła wzrok od pociętych na kawałki ciał.
— Macie zamiar sprzedać to naszemu gościowi?
— Mamy coś lepszego. Kiedy już zaczęliśmy w tym grzebać, odkryliśmy istotny błąd przy katalogowaniu. Jeden z tych truposzy jest prawie nietknięty. Podreperowaliśmy go przy użyciu części wziętych od pozostałych członków załogi. Była to droga impreza, ale udało nam się uzyskać żywego człowieka.
Obraz znowu się zmienił i Ravna wstrzymała dech z przejęcia. Na animowanym obrazie wszystkie części zaczęły się układać we właściwym porządku. Po chwili mieli przed sobą kompletne ludzkie ciało z niewielkim rozcięciem na brzuchu. Na animowanym obrazie wszystkie kawałki zostały ułożone na właściwych miejscach i… nie była to „ona”. Złożony w jedną całość mężczyzna unosił się nagi i jakby uśpiony. Ravna nie miała wątpliwości co do jego człowieczeństwa, ale wszyscy ludzie zamieszkujący Przestworza pochodzili od rasy nyjorskiej. Mężczyzna na obrazie nie miał żadnych cech charakterystycznych dla tej rasy. Jego skóra była ciemnoszara, a nie brązowa. Włosy miał rude, a o włosach tego koloru można było przeczytać jedynie w podaniach z okresu prenyjorskiego. Kości twarzy nieznacznie różniły się od tych, które mieli współcześni ludzie. Te małe różnice były dla niej bardziej zaskakujące niż jaskrawa odmienność jej kolegów z pracy.