Выбрать главу

Po chwili jego twarz ponownie pojawiła się na ekranie.

— W każdym razie chyba widzisz, że interes z barbarzyńcą to jeden z naszych najmniejszych problemów. Dochody z ostatnich dwóch dni przewyższyły nasze zyski z ostatnich dwóch lat jest to o wiele więcej, niż jesteśmy w stanie zweryfikować i przyjąć. Nasz sukces jest dla nas największym zagrożeniem. — Mówiąc to wykonał grymas, który mógł oznaczać ironiczny uśmiech.

Jeszcze kilka minut rozmawiali o Phamie Nuwenie, po czym Grondr się wyłączył. Po zakończonej rozmowie Ravna przeszła się wzdłuż plaży. Słońce znajdowało się za nią, tuż nad horyzontem, piasek miło ogrzewał stopy. Doki zataczały pełny okrąg wokół planety raz na dwadzieścia godzin, na poziomie czterdziestego równoleżnika szerokości geograficznej północnej. Podeszła bliżej do falującej wody, do miejsca gdzie piasek był mokry i mocno ubity. Unosząca się nad morską wodą mgiełka łagodnie zwilżała skórę. Niebo nad grzywami fal szybko ciemniało, zmieniając odcień z indygo na czarny. Na jego tle poruszały się srebrne plamki — statki kierujące się w stronę Doków. Wszystko, co widziała, było wprost bajecznie i niesamowicie drogie. Ravna czasem się tym zachwycała, ale nieraz ją to złościło. Ale po dwóch latach spędzonych na Przekaźniku zaczynała widzieć w tym sens. Organizacja Vrinimi pragnęła, aby wszyscy w Przestworzach wiedzieli, że ma wystarczające środki, by wykonać dowolne zlecenie dotyczące przekazywania informacji i danych oraz zapewnienia dostępu do archiwum. Organizacja chciała także, aby mieszkańcy Przestworzy podejrzewali ją o ukryte wsparcie ze strony Transcendencji, co czyniłoby Przekaźnik niebezpiecznym celem dla ewentualnych najeźdźców. Stała spoglądając na rozbijające się u brzegu fale, czując, jak kropelki wody osiadają jej na rzęsach. A więc Grondr miał teraz wielki problemem: jak powiedzieć Mocy, żeby wzięła sobie na wstrzymanie. Natomiast jedynym problemem, jaki zaprzątał myśli Ravny Bergsndot, był zbyt pewny siebie bufon, który z uporem maniaka dążył do jak najrychlejszej zguby. Odwróciła się i zaczęła iść równolegle do linii wody. Co trzecia fala moczyła jej nogi do kostek.

Westchnęła. Pham Nuwen bez wątpienia był pyszałkiem… ale jednocześnie napawał ją lękiem. Teoretycznie zawsze wiedziała, że nie ma najmniejszej różnicy między potencjałem intelektualnym Przestworzan i prymitywów z Powolności. Większość automatów znacznie lepiej funkcjonowała w Przestworzach, tu możliwe było także przekroczenie szybkości światła. Ale naprawdę nadludzkie zdolności umysłowe można było osiągnąć jedynie po przejściu do Transcendencji. Dlatego też nie należało się dziwić, że Pham Nuwen ma taki chłonny umysł. Wyjątkowo chłonny. Z łatwością nauczył się mówić po triskwelińsku. Opis jego wspaniałej kapitańskiej kariery budził pewne wątpliwości, a zajmowanie się handlem w Powolności, ryzykowne międzygwiezdne wyprawy trwające całe wieki, w ciągu których cywilizacja zamieszkująca planetę będącą celem podróży mogła upaść lub stać się wroga wobec przybyszów z zewnątrz… to wszystko wymagało odwagi przekraczającej granice jej wyobraźni. Mogła zrozumieć, że po takich przeżyciach przejście do Transcendencji było dla niego po prostu jeszcze jednym wyzwaniem. Miał tylko dwadzieścia dni, aby wchłonąć wiedzę o całkiem nowym wszechświecie. To zbyt mało czasu na zrozumienie, że zasady gry zmieniają się, gdy niektórzy gracze po prostu przerastają ludzi pod każdym względem.

Ale w końcu miał przed sobą jeszcze kilka dni do namysłu. Przekona go. A teraz, po rozmowie z Grondrem, nie będzie już czuła żadnych wyrzutów sumienia.

OSIEM

Dzielnica Przybyszów stanowiła prawie jedną trzecią całego obszaru Doków. Graniczyła z pozbawionym atmosfery obrzeżem, gdzie rzeczywiście dokowały statki, i rozciągała się aż do centralnego morza. Organizacji Vrinimi udało się przekonać wiele ras, że jest to perła Środkowych Przestworzy. Dlatego prócz kupców i przewoźników zawsze spotykało się tu pełno turystów — najbogatszych osób w Przestworzach.

Pham Nuwen dostał carte blanche na korzystanie z wszelkich dostępnych tu uciech. Ravna zabrała go na wycieczkę do kilku atrakcyjnych miejsc, między innymi udali się na antygrawie ponad Doki. Na barbarzyńcy dużo większe wrażenie niż ogromne Doki zrobił kieszonkowy skafander kosmiczny.

— W Powolności widywałem już większe budowle.

Ale nie takie, które szybowały sobie swobodnie nad planetą wbrew sile ciążenia. Takich na pewno nie widziałeś.

W miarę jak zapadał wieczór, Pham Nuwen jakby łagodniał. Przynajmniej jego wypowiedzi stały się bardziej refleksyjne, mniej zaczepne. Chciał dowiedzieć się czegoś o życiu prawdziwych handlowców z Przestworzy, więc Ravna pokazała mu giełdy oraz ich lokal.

Wędrówkę zakończyli w „Tułaczej Kompanii”, zaraz po tym, jak w Dokach minęła północ. Lokalik znajdował się już poza terytorium organizacji, ale było to jedno z ulubionych miejsc Ravny. Niewielka knajpka na uboczu, która swym urokiem przyciągała kupców z wszystkich stron Przestworzy, od Szczytu do Dna. Zastanawiała się, jakie wrażenie zrobi na Phamie Nuwenie. Wystrój miał przypominać klub z jakiejś planety w Strefie Powolnego Ruchu. Nad podłogą głównej sali unosił się model typowego strumieniowca. Na każdym występie modelu i na ostro zakończonych częściach znajdowały się niebiesko-zielone płaszczyzny, wokół których powstawały pola pobudzające, emitujące wątły blask wprost na siedzących w dole bywalców.

Ravnie wydawało się, że podłoga i ściany są wyłożone ciężkimi, nie heblowanymi deskami. Osoby takie jak Egravan widziały w tym samym miejscu kamienne mury i wąskie tunele — rodzaj wylęgarni, jakie jego rasa zakładała na nowo podbitych terenach bardzo dawno temu. Cała sztuczka polegała na wywołaniu zwykłego złudzenia optycznego — nie używało się żadnych psychotropów — najlepszego, jakie udawało się uzyskać za pomocą urządzeń ze Środkowych Przestworzy.

Ravna i Pham przeszli pośród szeroko rozstawionych stołów. Jeśli chodzi o efekty dźwiękowe, to były one znacznie uboższe od wizualnych. Płynęła cicha muzyka, inna przy każdym stole. Wokół każdego stołu unosił się również inny zapach, co było już znacznie trudniejsze. Odpowiednia dystrybucja powietrza miała na celu zapewnienie wszystkim jeśli nie komfortu, to przynajmniej dobrego samopoczucia. Tej nocy w lokalu panował tłok. Po drugiej stronie sali zajęto nisze ze specjalną atmosferą: nisze niskociśnieniowe, wysokociśnieniowe, nisze wysokich stężeń NOX, akwaria. Niektórzy siedzący tam klienci przypominali blade smugi rozproszone w mętnych oparach.

Na swój sposób miejsce to przypominało zwykły portowy bar na Sjandrze Kei. Ale to był Przekaźnik. Tu można było spotkać stworzenia z Górnych Przestworzy, które nigdy w życiu nie zapuściłyby się w tak zacofane regiony jak Sjandra Kei. Większość Górnoprzestworzan nie zadziwiała swym wyglądem, cywilizacje na Szczycie były najczęściej koloniami cywilizacji mieszkających niżej. Ale opaski na czołach, które nagle zamigotały jej przed oczami, wcale nie były ozdobą. Połączenia mózgoputerowe nie działały zbyt sprawnie w warunkach panujących w Środkowych Przestworzach, ale i tak większość Górnoprzestworzan nie potrafiła się z nimi rozstać i używała ich nawet tutaj. Ravna ruszyła w stronę grupki trójnogich stworów w świetlistych opaskach. Niech Pham Nuwen skorzysta z okazji, by pogadać ze stworzeniami, które porozumiewały się na granicy transinteligencji.

Ale Pham schwycił ją za ramię, odciągając do tyłu.

— Przejdźmy się jeszcze trochę. — Patrzył po całej sali, jak gdyby szukał znajomej twarzy. — Znajdźmy najpierw jeszcze innych ludzi.