Выбрать главу

Pham Nuwen błyskawicznie wyciągnął rękę, chwytając w locie naczynie z płynem, zanim zdążyło uderzyć o blat i zanim Ravna zdążyła zdać sobie sprawę, co się dzieje. Rudzielec podniósł się powoli, a z cienia wysunęli się pozostali dwaj humanoidzi i przysunęli się do swego towarzysza. Pham Nuwen nie odezwał się ani słowem. Po prostu ostrożnie postawił kolbę na stole i lekko pochylił się w stronę tamtego. Mięśnie ramion miał rozluźnione, ale gotowe do natychmiastowego działania. W tanich powieściach kryminalnych można by było przeczytać, że „w jego ruchach czaiła się ukryta groźba”. Ravna nigdy nie spodziewała się, że będzie świadkiem sytuacji, do której pasować będą takie słowa. Ale humanoidzi także to zauważyli. Delikatnie odciągnęli towarzysza od stołu. Krzykacz nie stawiał oporu, ale jak tylko znalazł się poza zasięgiem ramion Phama, wybuchnął potokiem kwików i syknięć, wobec których automatyczny tłumacz pozostał całkowicie bezradny. Na koniec trzema palcami wykonał gwałtowny gest i zamknął się. Cała trójka cicho odeszła od stołu i wymknęła się schodami na dół.

Pham Nuwen usiadł. Jego szare oczy były spokojne i nieporuszone. Może rzeczywiście zrobił coś, co mogło wywołać tak gwałtowną reakcję humanoidów! Ravna spojrzała na dwoje Skrodojeźdźców.

— Przykro mi, że wasz ładunek stracił całą wartość. Wcześniej Ravna miała okazję widywać przede wszystkim Skrodojeźdźców Mniejszych, których odruchy były niewiele bardziej rozwinięte niż ich osiadłych przodków. Czy ci dwoje zauważyli, co się stało? Ale Błękitny Pancerzyk odpowiedział natychmiast.

— Nie przepraszaj. Od kiedy tu przyjechaliśmy, tamci trzej nie przestawali narzekać. Chociaż są naszymi partnerami, miałem ich już serdecznie dosyć. — Po czym wyłączył się, znów zamieniając się na chwilę w roślinę doniczkową.

Po chwili jego towarzyszka — nazywała się Zielona Łodyżka czy jakoś tak — odezwała się do nich.

— Nasza sytuacja być może wcale nie jest tak fatalna. Jestem pewna, że pozostałe części przesyłki nie dotarły nawet w pobliże Królestwa Straumy. — Tak przynajmniej nakazywała zwyczajowa procedura. Części przesyłki były przewożone przez różnych przewoźników, a każdy z nich poruszał się inną trasą. Jeśli pozostałe części otrzymają certyfikat, załoga Poza Pasmem II może zyskać na tej transakcji.

— Może rzeczywiście uda się znaleźć jakiś sposób, żebyśmy otrzymali pełny certyfikat. To prawda, że byliśmy w samym centrum Straumy, ale…

— Jak dawno stamtąd wyruszyliście?

— Sześćset pięćdziesiąt godzin temu. Jakieś dwieście godzin po tym, jak odłączyli się od Sieci.

Nagle Ravna zdała sobie sprawę, że rozmawia właśnie z kimś w rodzaju naocznych świadków. Po trzydziestu dniach wiadomości w grupie dyskusyjnej Zagrożenia wciąż były zdominowane przez informacje o wydarzeniach na Straumie. Ustalono, że powstała Perwersja Klasy Drugiej — nawet Organizacja Vrinimi przychylała się do tego poglądu. Niemniej wciąż były to tylko domysły… I oto rozmawiała teraz ze stworzeniami, które były w samym sercu katastrofy.

— Nie uważacie, że Straumerzy powołali do życia Perwersję?

Odpowiedział jej Błękitny Pancerzyk.

— Wzdycham — rzekł. — Nasi certyfikanci zdecydowanie temu zaprzeczają, ale to kwestia uczciwości. Naprawdę byliśmy świadkami wielu dziwnych rzeczy na Straumie… Czy spotkaliście się kiedyś ze sztucznymi systemami odpornościowymi? Te, które działają w Środkowych Przestworzach, przysparzają więcej kłopotów, niż są tego warte, więc być może nie mieliście okazji. Zauważyłem prawdziwą zmianę u części funkcjonariuszy Urzędu ds. Krypto, zaraz po tym, jak Strauma ogłosiła swoje zwycięskie wejście do Transcendencji. Miałem wrażenie, jakby nagle stali się źle skalibrowanymi częściami automatów, jak gdyby nagle zamienili się w czyjeś… jak by tu rzec… palce. Nie ma wątpliwości, że Straumerzy szperali w Transcendencji. Znaleźli tam coś, jakieś zagubione archiwum. Ale nie o to chodzi. — Przerwał na moment. Ravna prawie pomyślała, że skończył. — Widzicie, na chwilę przed tym, jak opuściliśmy Centralę Straumy…

Ale teraz odezwał się Pham Nuwen.

— Właśnie się nad tym zastanawiałem. Zgodnie z tym, co wszyscy mówią, wygląda na to, że Królestwo Straumy zostało z góry skazane na przegraną w chwili, kiedy mieszkańcy zaczęli poszukiwania w Transcendencji. Posłuchajcie. Miałem nieraz do czynienia z zarażonym oprogramowaniem i niekonwencjonalną bronią. Wiem, że w ten sposób niejednego można wykończyć. Ale wygląda na to, że Straumerzy starali się zachować jak najdalej idącą ostrożność, umieszczając swoje laboratorium w takim oddaleniu. Konstruowali coś, co mogło spowodować straszne szkody, ale wydaje się, że podobne eksperymenty już wcześniej przeprowadzano na Górze. Mogli przerwać prace zaraz, kiedy coś przestało im się zgadzać, a nawet mogli zwinąć cały interes. Jak to możliwe, żeby wszystko spartolili?

Pytanie sprawiło, że Jeździec zatrzymał się w przeszukiwaniu swej pamięci. Nie trzeba mieć doktoratu z teologii stosowanej, żeby znać na nie odpowiedź. Nawet ci cholerni Straumerzy powinni byli ją znać. Ale jeśli chodzi o Phama Nuwena, zważywszy na jego pochodzenie i wtłoczoną mu fragmentaryczną wiedzę, pytanie wydawało się całkiem rozsądne. Ravna nie otwierała ust. Wyjaśnienie ze strony tak dziwacznego stwora jak Skrodojeździec mogło być dużo bardziej przekonujące niż jeszcze jeden uczony wykład z jej strony.

Błękitny Pancerzyk zmieszał się i przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie słowa. Bez wątpienia wszedł w dane zgromadzone w skrodzie, by jak najlepiej dobrać argumenty. Kiedy wreszcie przemówił, nie wydawał się wcale poirytowany wtrętem Phama.

— Myślę, że nastąpiło jakieś nieporozumienie, lady Pham. — Używał dawnych nyjorskich tytułów honorowych bez rozróżniania płci. — Czy byłeś w archiwum Przekaźnika?

Pham potwierdził. Ravna domyślała się, że nigdy nie udało mu się wyjść poza etap dla początkujących.

— Musisz w takim razie wiedzieć, że archiwum jest czymś znacznie większym niż baza danych konwencjonalnej sieci lokalnej. Dla celów praktycznych większe archiwa mogą być nawet duplikowane. Największe mają po kilka milionów lat i były prowadzone przez setki różnych ras, z których większość albo wyginęła, albo dokonała transcendencji i powiększyła grono Mocy. Nawet archiwum na Przekaźniku jest nieprzebranym źródłem informacji niemożliwych do uporządkowania, gdzie kolejne systemy indeksowania nakładają się na siebie. Tylko w Transcendencji taka masa danych może zostać właściwie zorganizowana, ale nawet wtedy jedynie Moce są w stanie objąć całość rozumem.

— No i?

— W Przestworzach istnieją tysiące archiwów, dziesiątki tysięcy, jeśli policzyć także te, które uległy nieodwracalnemu uszkodzeniu lub odłączyły się od sieci. Obok nieskończonej liczby absolutnie zbędnych i banalnych danych, zawierają ważne sekrety i równie ważne kłamstwa. Wiele z nich to pułapki i sidła.

Milion ras słyszało te przestrogi, o które nikt nigdy nie prosił, ale które co jakiś czas pojawiały się w sieci. W tym czasie dziesiątki tysięcy ginęło w płomieniach. Czasami szkody były stosunkowo niewielkie — powstawały zaskakujące wynalazki, które niezupełnie nadawały się do użytku w danym środowisku. Czasem były zgubne — wirusy zatykały lokalne sieci tak dokładnie, że cała cywilizacja musiała zaczynać od zera. W grupie Gdzie Oni Są oraz w grupie Zagrożenia można było przeczytać opowieści o jeszcze większych tragediach: o planetach przykrytych grubą warstwą lepkiego replikantu, o rasach oszalałych na skutek wadliwego zaprogramowania systemów odpornościowych.