Czekamy na wasze głosy.
DZIEWIĘĆ
Gdy było już po wszystkim, Ravna zapadła w głęboki sen. Ranek dawno już się rozpoczął, kiedy wreszcie zdecydowała się obudzić. Uparty, monotonny dźwięk telefonu był tak głośny, że przepędził nawet najprzyjemniejsze wizje. Otworzyła oczy. Na jej twarzy malował się wyraz absolutnej dezorientacji i rozkoszy. W ramionach ściskała mocno… ogromną poduchę. Cholera. Już sobie poszedł. Na krótką chwilę obróciła się na plecy, próbując uporządkować sobie wszystko w pamięci. Przez ostatnie dwa lata była bardzo samotna, do minionej nocy nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Szczęście tak niespodziewane, a przy tym tak intensywne… fascynujące uczucie.
Telefon nie przestawał dzwonić. W końcu stoczyła się z łóżka i chwiejnym krokiem przeszła przez pokój. Powinni dać sobie spokój ze stosowaniem tych zacofanych urządzeń z epoki technoprymitywnej.
— Słucham?
To był jeden ze Skrodojeźdźców. Zielona Łodyżka?
— Przepraszam cię, Ravno, ale… czy dobrze się czujesz? Ravna nagle zdała sobie sprawę, że może wyglądać nieco dziwnie: głupkowaty uśmiech od ucha do ucha, włosy sterczące na wszystkie strony. Dłonią przykryła usta, tłumiąc śmiech.
— Wszystko w porządku. Czuję się dobrze. — I to jak! - O co chodzi?
— Chcielibyśmy ci podziękować za pomoc. Nie mieliśmy pojęcia, że jesteś tak wysoko postawiona. Setki godzin próbowaliśmy przekonać organizację, żeby wysłuchała uciekinierów. A zaledwie godzinę po naszej rozmowie powiedziano nam, że poszukiwanie sygnału zostanie wszczęte w trybie natychmiastowym.
— Uhm. — Co takiego? — To znakomicie, ale nie jestem pewna, czy ja… W każdym razie kto za to płaci?
— Nie mam pojęcia, ale to naprawdę droga rzecz! Powiedziano nam, że do poszukiwań zaangażowano główny nadbiornik. Jeśli ktokolwiek jeszcze stamtąd nadaje, powinniśmy o tym wiedzieć w ciągu kilku godzin.
Gawędzili jeszcze parę minut. Ravna stopniowo zaczynała się we wszystkim orientować, w miarę jak wydarzenia z ostatnich dziesięciu godzin i związane z nimi wrażenia zaczęły się układać w jej myślach, tworząc wyraźny podział na sprawy zawodowe i pozazawodowe przyjemności. Miała podejrzenia, że organizacja podsłuchała jej rozmowę w „Tułaczej Kompanii”. Może Grondr usłyszał całą opowieść i dał wiarę? Ale jeszcze wczoraj użalał się nad przeciążeniem nadbiornika. W każdym razie to dobra wiadomość — może nawet bardzo dobra. Jeśli opowieść Jeźdźca była prawdziwa, mogło się okazać, że Perwersja Straumy wcale nie dostała się do Transcendencji. Natomiast jeżeli w statku uciekinierów rzeczywiście znajdowały się istotne informacje, które pomogłyby ją zniszczyć, może nawet udałoby się ocalić Królestwo Straumy.
Kiedy Zielona Łodyżka wyłączyła się, Ravna zaczęła chodzić po mieszkaniu, starając się wszystko ułożyć sobie w głowie i rozważając w myślach inne możliwości. Jej działania stawały się coraz bardziej celowe i powoli zaczynała się dobudzać. Było mnóstwo rzeczy, które chciała sprawdzić.
Telefon znowu zadzwonił. Tym razem wcześniej skontrolowała, kto jest po drugiej stronie. Ojojoj! To był Grondr Vrinimikalir. Dłonią przyczesała włosy. Niestety wciąż nie chciały się układać, ale ten aparat nie pozwalał użytkownikowi udawać, że go nie ma. Po chwili zauważyła jednak, że Grondr także nie wyglądał zbyt świeżo. Na jego chitynowym obliczu dostrzegła ciemne smugi, częściowo przykrywające nawet plamki oczne. Odebrała.
— Ach! — Przez chwilę głos przypominał dziwaczny skrzek, lecz po chwili wrócił do normalnego poziomu. — Dziękuję, że odebrałaś. Zadzwoniłbym wcześniej, ale mieliśmy tu niezły… chaos. — Gdzie się podział jego chłodny dystans? — Chcę, żebyś wiedziała, że organizacja nie ma z tym nic wspólnego. Do niedawna jeszcze byliśmy całkowicie zablokowani. — Tu nastąpił dość bezładny opis zmasowanego ataku żądnych informacji klientów starających się wykorzystać wszelkie zasoby organizacji.
Kiedy Grondr gubił się w wyjaśnieniach, Ravna włączyła wykaz danych o ostatnich godzinach działalności Przekaźnika.
Na Wielkie Moce: Współczynnik zajęcia sześćdziesiąt procent? Zajrzała do grupy dyskusyjnej Koszty komunikacji. Przebiegła wzrokiem wiadomość z konkurencyjnego „Wiatropiewu”. Język tych nadętych pyszałków jak zwykle wypełniały górnolotne i pompatyczne zwroty, ale ich propozycja zastąpienia Przekaźnika brzmiała całkiem serio. To była właśnie jedna z tych rzeczy, których słusznie obawiał się Grondr.
— …tymczasem Stary wciąż prosił o więcej. W końcu zorientowaliśmy się, o co chodzi, i zdecydowaliśmy się stawić mu czoło… To znaczy, byliśmy blisko zastosowania środków przymusu. Mamy, rzecz jasna, możliwości, aby zniszczyć statek, który do nas przysłał. Nie wiadomo, jaka byłaby jego riposta, ale w końcu udało nam się wytłumaczyć, że jego żądania są dla nas rujnujące. Dzięki Mocom, wydał się tym ubawiony i wycofał się. Obecnie jego dostęp został ograniczony do jednego nadbiornika. Wykorzystuje go jedynie do poszukiwania sygnałowego, które nie ma nic a nic wspólnego z nami.
Hmm. Jedna zagadka rozwiązana. Stary musiał węszyć gdzieś wokół „Tułaczej Kompanii” i podsłuchać opowieść Skrodojeźdźców.
— Może wszystko się jakoś ułoży. Ale musimy być twardzi, na wypadek gdyby Stary znowu chciał nas wykorzystać. — Słowa zostały wypowiedziane, zanim zorientowała się komu właściwie udziela rady.
Wydawało się, że Grondr nie zwrócił na to uwagi. A jeśli nawet zwrócił, to właśnie pośpiesznie jej przytaknął.
— Jasne, jasne. Mówię ci, gdyby Stary był zwyczajnym klientem, zostałby na zawsze wpisany na czarną listę za to, co zrobił… Ale z drugiej strony, gdyby był zwyczajnym klientem, nigdy nie udałoby mu się oszukać nas w taki sposób.
Grondr potarł twarz pulchnymi białymi paluchami.
— Żaden zwykły klient z Przestworzy nie potrafiłby zmienić zapisów dotyczących ekspedycji barki połowowej. Nawet żadna cywilizacja ze Szczytu nie mogłaby się włamać do naszej graciarni i wykorzystać tych resztek, nie wzbudzając naszych najmniejszych podejrzeń.
Barka? Resztki? Ravna zaczynała zdawać sobie sprawę, że ona i Grondr nie mówili o tym samym.
— Co takiego zrobił Stary?
— Chcesz poznać szczegóły? Teraz już je znamy. Od upadku Straumy Stary bardzo interesował się ludźmi. Na nieszczęście nie mieliśmy żadnych chętnych, aby mu zaoferować. Uciekła się więc do manipulacji, zmieniając dane w rejestrze naszej graciarni. Udało nam się odzyskać nie zmienioną kopię danych rejestracyjnych od jednej z naszych filii. Nasza barka rzeczywiście złowiła wrak ludzkiego statku. W środku znajdowały się części ciał, ale nie było tam nic, co by nadawało się do ożywienia. Stary musiał złożyć do kupy i dopasować części z różnych ciał, które tam znalazł. Być może nawet sam stworzył wspomnienia utworzonego przez siebie człowieka poprzez ekstrapolacje danych o kulturze ludzkiej, które skopiował z archiwów. Poniewczasie udało nam się skojarzyć jego pierwsze zlecenia z włamaniem do naszego złomowiska…