Выбрать главу

Podniosła go do ust i dotknęła językiem. Na Straumie spożywanie morskich skorupiaków na surowo na ogół kończyło się bólem brzucha. Skąd mogła wiedzieć, czy ten jej zaszkodzi, kiedy nie było rodziców ani nie miała dostępu do miejscowej sieci? Poczuła napływające łzy. Zaklęła, wepchnęła zielony kęs do ust i próbowała go przeżuć. Był miękki i przypominał chrząstkę przerośniętą tłuszczem. Zasłoniła ręką usta i wypluła go…

po czym spróbowała zjeść następny. Udało jej się połknąć dwa małe kawałki. Może tyle wystarczy. Miała zamiar posiedzieć i poczekać, czy zaraz nie zwymiotuje. Położyła się i ujrzała nad sobą kilka par oczu wpatrujących się w nią uporczywie. Obie strony łodzi znów zaczęły porozumiewać się za pomocą bulgotania. Jeden z psów zaczął przekradać się bokiem w jej stronę, trzymając skórzaną torbę zatkaną czopem. Bukłak.

Ten stwór był największy ze wszystkich. Przywódca? Przysunął głowę blisko jej twarzy, przytykając wylot naczynia do jej ust. Olbrzym sprawiał wrażenie najbardziej przebiegłego ze wszystkich, zbliżając się do niej, zawsze zachowywał większą ostrożność niż pozostali. Johanna przebiegła wzrokiem po jego bokach. Tuż pod skrajem kurtki zauważyła, że naga skóra na jego zadzie była cała biała… a na niej widniał ogromny strup w kształcie litery Y. To ten, który zabił Tatę.

Atak Johanny nie był z góry przemyślany. Pewnie dlatego udał się tak dobrze. Rzuciła się do przodu, odrzucając na bok bukłak, i wolną ręką objęła stwora za szyję. Przetoczyła się z nim po kadłubie i przycisnęła go całym ciałem do pokładu. Był mniejszy od niej i nie miał tyle siły, by ją zrzucić. Poczuła pazury drapiące przez koc, ale z jakiegoś powodu zwierz nie mógł jej dosięgnąć. Całym swoim ciężarem przycisnęła go do desek i schwyciła w miejscu, gdzie szyja przechodziła w żuchwę, po czym zaczęła uderzać jego głową o deski.

Po chwili reszta sfory była już na niej, czuła, jak pyski wciskają się pod jej ręce, czuła szczęki zaciskające się na rękawach. Poczuła rzędy ostrych jak szpilki zębów, przecinających płótno. Ciała zwierząt emitowały brzęczące dźwięki, które pamiętała ze swoich snów, które przenikały ciało i wprawiały w drżenie kości.

Wykręciły jej rękę i odciągnęły dłoń z gardła tamtego. Poczuła, jak grot strzały porusza się w jej ciele, rozcinając tkanki. Ale wciąż mogła zrobić jeszcze jedno. Odepchnęła się stopami od pokładu i z impetem uderzyła czołem w szczękę leżącego pod nią stworzenia, roztrzaskując mu czubek głowy o kadłub łodzi. Wokół niej zakłębiło się od innych ciał i w jednej chwili została przewrócona na plecy. Teraz czuła już tylko ból. Ani gniew, ani strach nie mogły skłonić jej do dalszego oporu.

Niemniej jednak wciąż starała się obserwować całą czwórkę. Zraniła ich. Zraniła ich i to wszystkich! Trzej, którzy stanęli w obronie największego, słaniali się na nogach, wydając z siebie świszczące dźwięki, które wreszcie zdawały się wychodzić z ich pysków. Ten ze strupem na zadzie leżał na boku, a jego ciałem wstrząsały drgawki. Na czubku łba pojawiła się rana w kształcie gwiazdy. Krew spływała mu na oczy. Wyglądała jak czerwone łzy.

Po kilku minutach świstanie ustało. Cztery stworzenia zbiły się w grupkę i dało się słyszeć znajome syczenie. Rana na jej klatce piersiowej ponownie zaczęła krwawić.

Wpatrywali się w siebie przez długą chwilę. Uśmiechnęła się do przeciwników. Można było ich zranić. Ona mogła ich zranić. Było to najmilsze uczucie, jakiego doświadczyła od chwili, kiedy wylądowała na tej planecie.

JEDENAŚCIE

Na długo przed powstaniem Ruchu Ociosa, Snyceria była najsławniejszym państwem-miastem po zachodniej stronie Lodowych Kłów. Jej założyciel przybył tu przed sześcioma wiekami. W tamtych czasach życie na północy było bardziej surowe. Śnieg leżał przez cały rok nawet w dolinach. Snycerz zaczął jako samotny pionier, pojedyncza sfora w małej chatce nad wrzynającą się daleko w ląd zatoką. Był jednocześnie myśliwym, myślicielem i artystą. W promieniu stu mil od jego siedziby nie zbudowano żadnych osad. Tylko dwanaście pierwszych posągów Snycerza opuściło jego chatę, to one jednak rozsławiły imię twórcy. Trzy przetrwały do tej pory. Pewne miasto w Republice Długich Jezior swą nazwę zawdzięczało jednemu z nich, pieczołowicie przechowywanemu w muzeum.

Wraz ze sławą przybyli pierwsi uczniowie. Z jednej chaty zrobiło się dziesięć, poustawianych w dowolny sposób na wybranym przez Snycerza fiordzie. Minął wiek czy dwa, rzecz jasna przynosząc ze sobą zmiany w osobowości Snycerza. On jednak bał się zmian i tego uczucia, że prawdziwa dusza powoli z niego uchodzi. Starał się zatrzymać z niej jak najwięcej, niemal każdy stara się to robić w taki czy inny sposób. W najgorszym wypadku sfora ucieka się do perwersji i rozmnaża się tylko wsobnie. Dla Snycerza nieuchronne zmiany stanowiły wyzwanie i bodziec do poszukiwań. Wiele czasu poświecił, starając się rozstrzygnąć kwestię znaczenia pojedynczego członka dla ogólnej kondycji całej duszy. Prowadził badania nad szczeniakami i ich wychowaniem. Starał się wynaleźć skuteczną metodę odgadywania, jaki wkład w rozwój danej duszy będzie miał taki czy inny nowy osobnik. W końcu nauczył się kształtować duszę przez odpowiednie szkolenie fragmentów.

Rzecz jasna nie była to żadna nowość. Ta dziedzina nauki stanowiła podstawę większości religii i każde miasto miało swoich kojarzycieli i sforotwórców. Tego rodzaju wiedza, niezależnie od jej obiektywnej wartości, stanowiła istotny wkład w każdą kulturę. Snycerz poddał ją jedynie szczegółowej analizie, wolnej od tradycyjnych uprzedzeń. Łagodnie eksperymentował na sobie oraz na innych artystach zamieszkujących małą kolonię. Przyglądał się rezultatom i na ich podstawie planował następne eksperymenty. Kierował się raczej tym, co widział, niż tym, w co pragnąłby wierzyć.

Zgodnie z różnymi normami społecznymi obowiązującymi w jego czasach to, co robił, było uznawane za herezję, zboczenie lub zwykłe szaleństwo. We wczesnym okresie życia król Snycerz był postacią równie znienawidzoną jak Ocios trzy stulecia później. Ale daleka północ wciąż pozostawała krainą długiej i surowej zimy. Narody zamieszkujące południe wcale nie kwapiły się, by wysyłać przeciwko Snycerii swoje armie. Jeden raz ich wojska poważyły się na taką eskapadę i poniosły sromotną klęskę. Mądry Snycerz nigdy nie próbował napadać na południowe ziemie, przynajmniej nie bezpośrednio. Tymczasem osada, którą założył, rozrastała się coraz dynamiczniej, ale sława związana ze sztuką i rzemiosłem meblarskim nie była w stanie przyćmić zupełnie innej reputacji, jaką zyskało sobie to miejsce w wielu krainach świata. Sfory o zgrzybiałym sercu przybywały do miasta i wracały z niego nie tylko odmłodzone, ale także inteligentniejsze i szczęśliwsze. Miasto stało się okolicznym ośrodkiem myśli technicznej: tu powstały pierwsze maszyny tkackie, skrzynie przekładniowe i wiatraki, tu rodził się przemysł. To miejsce było czymś nowym. I nie chodziło tylko o wynalazki. Nowi byli tutejsi mieszkańcy, którzy wyszli spod ręki Snycerza, i miasto będące jego dziełem.

Wickwrackstrup i Jaqueramaphan dotarli do Snycerii późnym popołudniem. Przez większość dnia padał deszcz, ale obecnie chmury zniknęły, a niebo jaśniało tym nieskalanym błękitem, który tak cieszy oczy po długich tygodniach szarówki i słoty.