Złapała oddech i dalej wyrzucała z siebie potok słów.
— Żal mi ciebie, Phamie Nuwen. Dopóki nie myślisz o sobie zbyt intensywnie, możesz być jednym z najbardziej pewnych siebie facetów w całym kosmosie. Ale wszystkie twoje zdolności, wszystkie osiągnięcia… czy kiedykolwiek przeanalizowałeś je dokładnie? Założę się, że nie. Żeby być wielkim wojownikiem lub doświadczonym pilotem trzeba mieć kilka pomniejszych umiejętności, które obejmują także pewne kinestetyczne odruchy wykonywane bez udziału świadomej myśli. Do swoich sztuczek Stary potrzebował jedynie powierzchownych wspomnień i ekspansywnej osobowości. Ale spójrz trochę głębiej, Phamie. Myślę, że znajdziesz tylko wielką pustkę. — Sen o wielkich możliwościach poddany zbyt ostrej weryfikacji.
Rudzielec złożył ręce na piersiach i przebierał palcami po rękawie ubrania. Kiedy w końcu zabrakło jej słów, jego uśmiech stał się szeroki i pobłażliwy.
— Mała, głupiutka Ravna. Nawet ty nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo Moce górują nad nami. Stary nie jest tyranem na wzór tych, znanych ci ze Środkowych Przestworzy, przeprowadzającym pranie mózgu za pomocą powierzchownych wspomnień. Nawet oszustwo w wykonaniu mieszkańca Transcendencji ma większą głębię niż wyobrażenie rzeczywistości, na jakie stać ludzki umysł. Skąd możesz wiedzieć, że to oszustwo? Przejrzałaś archiwa Przekaźnika i nie znalazłaś mojej Queng Ho? — Mojej Queng Ho! Urwał. Coś sobie przypominał? Próbował sobie przypomnieć? Przez krótką chwilę Ravna dostrzegła na jego twarzy panikę, która jednak zaraz zniknęła, wyparta przez drwiący uśmieszek. — Czy którekolwiek z nas potrafi sobie wyobrazić, co zawierają archiwa Transcendencji, co Stary na pewno wie o ludziach? Organizacja Vrinimi powinna być wdzięczna Staremu za wyjaśnienie moich początków, nigdy nie odkryliby ich sami. Posłuchaj, bardzo mi przykro, że nie mogę wam pomóc. Nawet jeśli z innych względów ta wyprawa jest czystym szaleństwem, to chciałbym uratować te dzieciaki. Ale nie przejmuj się Plagą. Obecnie niemal osiągnęła już maksymalne wymiary. Nawet gdybyś potrafiła ją zniszczyć i tak nie pomogłabyś biedakom, którzy zostali przez nią wchłonięci. — Zaśmiał się trochę zbyt głośno. — No, na mnie już czas. Stary ma dla mnie inne zadania na dzisiejsze popołudnie. Nie podobało mu się, że chcę się spotkać z tobą w cztery oczy, ale ja się uparłem. Takie są plusy pracy na odłączonym. Ty i ja… ty i ja spędziliśmy ze sobą kilka miłych chwil i pomyślałem sobie, że byłoby przyjemnie trochę pogawędzić. Nie chciałem cię zdenerwować.
Pham włączył swój agraw i odbił się od piaszczystej plaży. Zasalutował jej na pożegnanie. Patrząc w górę, Ravna uniosła rękę, aby mu pomachać. Jego sylwetka stawała się coraz mniejsza, a gdy opuścił umożliwiającą oddychanie atmosferę Doków i uruchomił swój skafander, jego postać zaczął otaczać coraz szerszy blady nimb.
Ravna zadzierała głowę jeszcze przez chwilę, dopóki mała figurka nie zlała się z tłumem innych osób przemieszczających się szybko na tle nieba koloru indygo. Cholera. Cholera. Cholera.
Za plecami usłyszała skrzypienie małych kółek toczących się po piasku. Błękitny Pancerzyk i Zielona Łodyżka wyjechali z wody. Krople wody spływały po bokach ich skrod, zmieniając ozdobne pasy w poskręcane tęcze. Ravna wyszła im na spotkanie. Jak mam im powiedzieć, że nie będzie żadnej pomocy?
Z kimś takim jak Pham Nuwen w roli przedstawiciela, Stary odbiegał znacznie od obrazu, jaki wytworzył się w jej wyobraźni podczas wykładów na Sjandrze Kei. Niemal uwierzyła, że jej słowa mogą coś zmienić. Śmiechu warte. Dopiero teraz dostrzegła wyglądające zza wyuczonych definicji prawdziwe oblicze istoty, która potrafi bawić się życiem innych w ten sam sposób, w jaki programista bawi się inteligentnymi animacjami, oblicze bytu tak nad nią górującego, że tylko jego obojętność może ją ocalić. Ciesz się, Ravno, mała ćmo. Wielki płomień zaledwie osmalił ci skrzydełka.
SZESNAŚCIE
Przez kilka następnych tygodni wszystko przebiegało całkiem pomyślnie. Pomimo odmowy Phama Nuwena, Błękitny Pancerzyk i Zielona Łodyżka wciąż byli gotowi wyruszyć na ekspedycję ratunkową. Organizacja Vrinimi nawet przyznała im dodatkowe środki. Każdego dnia Ravna przeprowadzała zdalne oględziny w stoczni remontowej. Aczkolwiek Poza Pasmem II nie miał otrzymać żadnego wyposażenia z Transcendencji, wiedziała, że kiedy przebudowa zostanie skończona, jednostka będzie czymś zupełnie niezwykłym. Obecnie otoczona była złocistą chmarą „struktorów”, maleńkich robocików nadbudowujących poszczególne sektory kadłuba w celu nadania mu kształtu charakterystycznego dla dennolotu. Czasami statek wydawał się Ravnie delikatną ćmą… a czasem rybą głębinową. Przebudowany, mógł kontynuować lot w różnym otoczeniu. Wyposażono go w spiny ultranapędu, ale aerodynamiczny kadłub z dużym wcięciem w środku upodabniał statek do wielkiej osy — była to więc klasyczna budowa strumieniowca. Dennolotów używano do niebezpiecznych połowów na granicy Strefy Powolnego Ruchu. Granice strefy niełatwo wykryć z pewnej odległości, jeszcze trudniej przychodziło wyznaczenie ich na mapie, ponadto w ich okolicach zdarzały się nieustanne krótkotrwałe przesunięcia i zmiany pozycji. Nierzadko dennolot zostawał „złapany” w Powolności chyba w odległości dwóch lat świetlnych od jej granicy. Wtedy najważniejszą rzeczą był napęd strumieniowy i chłodnie hibernacyjne. Oczywiście po powrocie do cywilizacji mogło się okazać, że pasażerowie są opóźnieni o kilka dziesięcioleci, ale przynajmniej była jakaś szansa powrotu.
Ravna poszybowała zdalnym obserwatorem wokół spinów napędowych, które odstawały od kadłuba we wszystkich kierunkach. Były szersze niż te, w które wyposażano większość statków przybywających do Przekaźnika. Ich wymiary nie były optymalne dla żeglugi po Środkowych czy Górnych Przestworzach, ale przy odpowiednich komputerach (tzn. o standardzie dolnoprzestworzowym) statek mógł bardzo szybko przemieszczać się w okolicach Dna.
Grondr pozwalał jej poświęcać połowę czasu pracy na nadzorowanie projektu, ale już po kilku dniach Ravna zorientowała się, że nie była to żadna przysługa. Po prostu ona najlepiej się do tego nadawała. Jak nikt inny znała potrzeby ludzi, należała także do ekspertów w dziedzinie zarządzania archiwami. Jefri Olsndot potrzebował utwierdzającego go kontaktu każdego dnia. A to, co jej opowiadał, było niesłychanie ważne. Nawet jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem — nawet gdyby Perwersja nie starała się pokrzyżować im szyków — cała akcja ratunkowa i tak wymagała wielkiego sprytu. Dzieciak i jego statek najprawdopodobniej znajdowali się na terenie ogarniętym krwawą wojną. Wyciągnięcie ich stamtąd będzie wymagało natychmiastowych właściwych decyzji i wielkiej determinacji przy wprowadzaniu ich w życie. Potrzebowali więc wyjątkowo efektywnej pokładowej bazy danych oraz oprogramowania strategicznego. Trzeba było jednak założyć, że niewiele będzie się można spodziewać po pracy takiego oprogramowania w warunkach panujących na Dnie, gdzie możliwości pamięci zostaną znacznie ograniczone. Do Ravny należała decyzja, jakie materiały biblioteczne powinny znaleźć się na statku oraz jak należy pogodzić łatwość natychmiastowego miejscowego dostępu z możliwością wykorzystania bogatszych źródeł dostępnych na Przekaźniku poprzez łącza ultrafalowe.