Выбрать главу

— Święta racja. Walka wciąż się toczy, ale ma ona więcej wymiarów niż jakakolwiek rywalizacja tu na dole. Korzyści ze współpracy są na ogół tak wielkie, że… To jeden z powodów, dla których nie traktowałem Perwersji poważnie. Poza tym stworzenie to jest godne pożałowania, odrażający kundel, który fajda we własne legowisko. Coś takiego nigdy nie będzie w stanie porwać się na Moce, nawet gdyby bardzo tego chciało. Przynajmniej nie przez najbliższy miliard lat…

Błękitny Pancerzyk przytoczył się do nich.

— Z kim rozmawiasz, droga lady?

Był to jeden z typowych wtrętów Skrodojeźdźców, do których dopiero się zaczynała przyzwyczajać. Gdyby tylko Błękitny Pancerzyk zsynchronizował się z pamięcią skrody od razu znałby odpowiedź na to pytanie. Niemniej pobudził ją do myślenia. Prawda, z kim właściwie rozmawia? Spojrzała na dannik. Pokazywał aktualny stan wykorzystania nadbiorników od czasu, kiedy pojawił się Pham Nuwen i… na Moce! Trzy nadbiorniki zostały całkowicie przejęte przez jednego klienta!

Gwałtownie cofnęła się o krok.

— To ty!

— To ja! Kolejne spotkanie twarzą w twarz, Ravno. — Chytry grymas był parodią pewnego siebie uśmiechu Phama. — Przepraszam, ale tej nocy nie mogę być zbyt uroczy. — Niezdarnym ruchem klepnął się po klatce piersiowej. — Staram się wykorzystać podstawowe instynkty tego stworzenia… Zbyt wiele czasu zajmuje mi ratowanie swego życia.

Po brodzie ściekała mu strużka śliny. Na chwilę wbił w nią swój wzrok, lecz zaraz potem oczy zaszły mu mgłą i wpatrywały się w nią bez wyrazu.

— Co ty robisz z Phamem!

Zdalnie Sterowany Wysłannik zrobił krok w jej stronę, potknął się.

— Robię sobie miejsce — usłyszała głos Phama.

Ravna wymówiła głośno kod telefoniczny Grondra. Nie było żadnej odpowiedzi.

Wysłannik pokręcił głową.

— Organizacja Vrinimi ma teraz pełne ręce roboty. Starają się przekonać mnie, abym zwolnił ich urządzenia. Próbują zebrać się na odwagę i wysiudać mnie stąd. Nie wierzą w moje słowa. — Zaśmiał się, choć bardziej przypominało to gwałtowny atak kaszlu. — Wszystko jedno. Teraz widzę, że atak na to miejsce był tylko zmyłką… Nie sądzisz, mała Ravno? Wiesz, że Plaga wcale nie jest Perwersją Klasy Drugiej? W czasie, jaki mi został, chyba nie zdążę odgadnąć, czym też może być. To coś bardzo starego i bardzo wielkiego. Czymkolwiek jest, właśnie pożera mnie żywcem.

Błękitny Pancerzyk i Zielona Łodyżka podtoczyli się blisko Ravny. Ich odrośle wydawały ciche, skwierczące odgłosy. Mniej więcej tysiąc lat świetlnych od miejsca, w którym stali, wewnątrz Transcendencji jakaś Moc walczyła o życie. Za całe świadectwo tej bitwy miał im starczyć mężczyzna nagle zmieniony w śliniącego się lunatyka.

— Więc przepraszam cię, mała Ravno. Nawet gdybym ci pomógł, nie zdołałbym się ocalić. — Dławił się własnymi słowami i głośno wciągał powietrze. — Ale pomoc, której udzielę ci teraz, będzie wyrazem… wyrazem czego?… Chyba zemsta będzie motywem, który najłatwiej przyjdzie ci zrozumieć. Przywołałem wasz statek na dół. Jeśli się pośpieszycie i nie będziecie zawracać sobie głowy antygrawem, może uda wam się przeżyć następną godzinę.

— Przeżyć? — Głos Błękitnego Pancerzyka był jednocześnie onieśmielony i gniewny. — Temu miejscu mógłby zagrozić jedynie konwencjonalny atak, a ja nie widzę ani śladu czegoś podobnego. Bełkot maniaka pośród cichej, łagodnej nocy. Dannik Ravny nie wskazywał nic podejrzanego oprócz przejęcia wszystkich częstotliwości przez Starego.

Pham Nuwen znowu zaniósł się śmiechem podobnym do kaszlu.

— O, jest wystarczająco konwencjonalny, i na dodatek bardzo sprytny. Kilka gramów zniekształconego replikantu, rozsiewanego tu w ciągu ostatnich tygodni. Właśnie nadszedł czas rozkwitu, skoordynowany z atakiem, który zaraz zobaczycie…

Wszystko, co urośnie, zginie w ciągu kilku godzin, uprzednio jednak zniszczywszy cenne automaty Przekaźnika o górnoprzestworzowym standardzie… Ravno! Bierz statek albo zginiesz w ciągu tysiąca sekund. Bierz statek. Jeśli przeżyjesz, leć aż na Dno. Spróbuj… — Wysłannik zatkał się przy końcu zdania. Spróbował się wyprostować i ostatni raz posłał jej swój chorobliwy uśmiech. — A oto mój prezent dla ciebie, najlepsza pomoc, jakiej mogę ci jeszcze udzielić.

Uśmiech zniknął. Szklane spojrzenie zostało zastąpione wyrazem zaskoczenia, a następnie… rosnącego przerażenia. Pham Nuwen zrobił głęboki wdech i zanim runął na ziemię, wydał z siebie charczący okrzyk. Upadł twarzą w dół, skręcając się i krztusząc na piasku.

Ravna jeszcze raz wykrzyknęła kod Grondra i rzuciła się w stronę Phama Nuwena. Obróciła go na plecy i próbowała oczyścić mu usta. Atak trwał kilka sekund, Pham rozpaczliwie machał nogami i rękami. Ravna kilka razy oberwała solidnie, próbując go przytrzymać i uspokoić. Po chwili Pham znieruchomiał i ledwie czuła jego oddech.

— Udało mu się przejąć kontrolę nad PPII — oznajmił Błękitny Pancerzyk. — Jest cztery tysiące kilometrów stąd, leci prosto na Doki. Lamentuję. Jesteśmy zrujnowani. — Latanie bez pozwolenia w pobliżu Doków było równoznaczne z konfiskatą jednostki.

Z nie znanych sobie powodów Ravna pomyślała, że to już nie ma żadnego znaczenia.

— Czy są jakieś oznaki ataku? — spytała. Ułożyła głowę Phama na piasku, upewniwszy się, że może swobodnie oddychać.

Nastąpiła wymiana chrzęstów pomiędzy Skrodojeźdźcami.

— Dzieje się coś dziwnego — powiedziała Zielona Łodyżka. — Nastąpiło zawieszenie działania głównych nadbiorników. — A więc Stary wciąż nadaje? - Lokalna sieć jest całkowicie zatkana. Spora część automatyki i wielu pracowników jest awaryjnie wzywanych do specjalnych zadań.

Ravna rzuciła się do tyłu. Nocne niebo było ciemne jak zwykle, nakrapiane dziesiątkami świetlistych punkcików — były to statki zmierzające w stronę Doków. Wszystko wyglądało normalnie. Ale jej dannik pokazywał to, o czym mówiła Zielona Łodyżka.

— Ravno, nie mogę teraz rozmawiać — klekoczący głos Grondra zabrzmiał w powietrzu. Był to zapewne jego program zastępczy. — Stary zajął większość Przekaźnika. Uważaj na Wysłannika. — Trochę za późno! - Straciliśmy kontakt z ogrodzeniem nadzorczym wokół nadbiorników. Mamy liczne awarie oprogramowania i sprzętu. Stary twierdzi, że jesteśmy atakowani. — Pięciosekundowa przerwa. — Widzimy oznaki działań floty na granicy obrony wewnętrznej. — To było w odległości pół roku świetlnego.

— Brap! — wrzasnął Błękitny Pancerzyk. — Na granicy obrony wewnętrznej! Jak mogli przeoczyć ich zbliżanie? — wołał jeżdżąc w tę i z powrotem i nerwowo wirując wokół własnej osi.

Program zastępczy Grondra zignorował to pytanie.

— Minimum trzy tysiące statków. Nadbiorniki zagrożone zniszczeń…

— Ravno, czy Skrodojeźdźcy są z tobą? — To wciąż był głos Grondra, ale bardziej urywany, bardziej przejęty. To był Grondr we własnej osobie.

— Ta… tak.

— Lokalna sieć przestaje działać. System podtrzymywania życia także. Zaraz upadną Doki. Powinniśmy być silniejsi od atakującej floty, ale gnijemy od wewnątrz… Przekaźnik ginie — jego głos stawał się coraz ostrzejszy, łoskoczący — ale Vrinimi nie zginie, a umowa jest umową! Powiedz Jeźdźcom, że na pewno im zapłacimy… jakoś zapłacimy… kiedyś. Żądamy… prosimy… aby poprowadzili wyprawę zgodnie z umową. Ravno?

— Tak. Oni słyszą.

— Więc lećcie! — i głos umilkł.