Выбрать главу

Johanna wolno okrążyła palenisko, zmuszając dwóch członków Skryby, żeby się przed nią cofnęli. Teraz cały Skryba wpatrywał się w nią od dołu, z wyciągniętymi do góry szyjami i szeroko otwartymi oczyma.

— Ja nie jestem taka jak ty. Nie potrzebuję słuchać twojej gadaniny ani nie chcę nic wiedzieć o twoich kretyńskich wynalazkach! — Zamaszystym ruchem wrzuciła notatki Skryby do paleniska. Skryba rzucił się za nimi i z desperacją w oczach sięgnął po zwinięte arkusiki, które już zdążyły się zająć. Wyciągnął większość z nich i przycisnął do piersi.

Johanna zbliżała się do niego, kopiąc go po nogach. Skryba wycofywał się tyłem, z brzuchem nisko przy ziemi.

— Tępi, parszywi mordercy. Nie jestem w niczym do was podobna. — Uderzyła otwartą dłonią w belkę podtrzymującą sufit. — Ludzie nie lubią żyć jak zwierzęta. Nie przyjmujemy do swego grona morderców. Powiedz to Strupiarzowi, powiedz mu to! Jeśli kiedykolwiek zajdzie tu na towarzyską pogawędkę, rozwalę mu łeb, rozwalę mu wszystkie łby!

Skryba przestał się cofać przyparty do muru. Głowy rozglądały się dziko na wszystkie strony. Strasznie hałasował. Część słów wypowiadał po samnorsku, ale jego głos był zbyt wysoki, aby można było cokolwiek zrozumieć. Jednym z pysków namacał skobel. Otworzył drzwi i cała szóstka zniknęła w wieczornym półmroku, zapominając pelerynek.

Johanna uklękła i wystawiła głowę przez drzwi. Na zewnątrz wiatr rozpraszał mgłę. W jednej chwili jej twarz pokryła się zimnym, wilgotnym nalotem, tak że nie czuła spływających po policzkach łez. Skryba zamienił się już w sześć cieni niknących w szarudze, pędzących w dół zbocza, w pośpiechu ślizgających się i potykających. W ciągu kilku sekund zniknął jej z oczu.

Dziwne. Tuż po zasadzce była przerażona. Szpony wydały jej się krwiożerczymi stworzeniami, których nic nie jest w stanie powstrzymać. Później, tam na łodzi, kiedy pobiła Strupiarza… to było wspaniałe uczucie. Powaliła całą sforę i nagle zorientowała się, że potrafi odpowiedzieć agresją na agresję, że ona także może im porachować kości. Nie musi być zdana na ich łaskę… Tej nocy odkryła jeszcze jedną rzecz. Potrafi ich zranić, nawet nie dotykając. W każdym razie niektórych. Już sama jej niechęć wywołała w Pompatycznym Pajacu prawdziwą panikę.

Johanna cofnęła się do ciepłego, zadymionego pomieszczenia i zamknęła drzwi. Czuła, że powinna tryumfować.

OSIEMNAŚCIE

Skryba Jaqueramaphan nie opowiedział nikomu o swoim spotkaniu z Dwunogiem. Oczywiście strażnik Wendacjusza wszystko słyszał. Może nie znał zbyt dobrze samnorskiego, ale na pewno zorientował się w przebiegu rozmowy. I tak wszyscy w końcu o tym usłyszą.

Przez kilka dni snuł się osowiały po zamku i spędzał wiele godzin skulony nad resztkami swoich notatek, próbując odświeżyć niektóre schematy. Musi minąć jakiś czas, zanim znowu uda się na sesję z dannikiem, zwłaszcza jeśli będzie w niej uczestniczyć Johanna. Skryba wiedział, że świat zewnętrzny ma go za impertynenta, ale naprawdę przeprowadzenie takiej rozmowy z Johanna wymagało odwagi. Wiedział, że jego pomysły są genialne, ale przez całe życie pozbawione wyobraźni otoczenie usiłowało go przekonać, że jest inaczej.

Pod wieloma względami był szczęściarzem. Powstał przez podział sfory w Rangathirze, na wschodnim krańcu republiki. Jego rodzic był bogatym kupcem. Jaqueramaphan przejął po nim niektóre cechy, ale niestety brakowało mu cierpliwości niezbędnej do codziennego, żmudnego prowadzenia interesów. Cechę tę odziedziczył jego współrodzeniec, dzięki czemu rodzinny interes prosperował i nikt mu nie skąpił, przynajmniej w pierwszych latach. Od najwcześniejszych lat Skryba był intelektualistą. Czytał dosłownie wszystko: podręczniki historii naturalnej, biografie, dzieła z dziedziny sworotwórstwa. W końcu udało mu się zgromadzić największą bibliotekę w Rangathirze, liczącą ponad dwieście książek.

Już wtedy miał niesamowite pomysły; projekty, które — gdyby właściwie wprowadzić je w życie — mogły uczynić z nich najbogatszych kupców we wschodnich prowincjach. Niestety pech i absolutny brak wyobraźni ze strony jego współrodka spowodowały, że wszystkie jego wczesne idee nie doczekały się realizacji. W końcu współrodzeniec wykupił cały interes, a Jaqueramaphan przeniósł się do Stolicy. Było to najlepsze wyjście. W tym czasie Skryba rozrósł się do sześciu członków; potrzebował szerszego spojrzenia na świat. Poza tym… w stołecznej bibliotece znajdowało się aż pięć tysięcy książek, zawierających doświadczenie i historię całego świata! Wkrótce jego własne notatki tworzyły całkiem sporą biblioteczkę. Wciąż jednak sfory na uniwersytecie nie miały dla niego czasu. Jego zarys historii naturalnej został odrzucony przez wszystkich księgarzy, chociaż sam zapłacił za opublikowanie kilku urywków. Stało się jasne, że musi działać i to z powodzeniem, aby jego idee spotkały się z uznaniem, na jakie zasługiwały, stąd jego misja szpiegowska. Wiedział, że parlament będzie mu wdzięczny, kiedy po powrocie wyjawi im wszystkie sekrety Ukrytej Wyspy Ociosa.

Wyruszył prawie rok temu. To, co miał okazję zobaczyć od tamtego czasu — latający dom, Johannę, dannik — przekraczało jego najśmielsze marzenia (a Skryba mógł zaświadczyć, że były to marzenia wyjątkowo śmiałe). Biblioteka w danniku zawierała miliony książek. Gdyby z pomocą Johanny mógł doszlifować część swoich pomysłów, zmietliby Ruch Ociosa z oblicza tego świata. Odzyskaliby latający dom. Nawet niebo nie byłoby dla nich barierą.

Więc kiedy został przez nią tak gwałtownie zbesztany… zaczął się zastanawiać nad sobą. Może wściekła się na niego, bo chciał wytłumaczyć Wędrownika. Na pewno polubiłaby pielgrzyma, gdyby tylko zechciała, był tego pewien. Ale… może jego pomysły nie były wcale takie świetne, przynajmniej w porównaniu z tym, co wiedzieli ludzie.

Ta ostatnia myśl bardzo go przygnębiła. Ale w końcu pozmieniał kilka rysunków i nawet przyszły mu do głowy całkiem nowe rzeczy. Może powinien zakupie więcej jedwabnego papieru?

Przyszedł Wędrownik i namówił go, żeby przeszedł się z nim do miasta.

Jaqueramaphan miał przygotowane dziesiątki wyjaśnień, dlaczego nie bierze udziału w sesjach z Johanną. Podał dwa lub trzy, gdy schodzili razem ulicą Zamkową w stronę portu.

Po chwili przyjaciel odwrócił głowę w jego stronę.

— W porządku, Skrybo. Kiedy tylko będziesz miał ochotę, chętnie powitamy cię z powrotem.

Skryba zawsze potrafił znakomicie ocenić stosunek innych do niego, szczególnie zaś wyczulony był na protekcjonalne traktowanie. Najwyraźniej musiał się nachmurzyć, ponieważ Wędrownik kontynuował.

— Mówię to całkiem szczerze. Nawet Snycerka pytała o ciebie. Bardzo jej się podobają twoje pomysły.

Czy były to pocieszające kłamstewka, czy też nie, w każdym razie Skryba momentalnie poweselał.

— Naprawdę? — Obecnie Snycerka tworzyła dość podupadłą sforę, ale Snycerz, którym była wcześniej, bohater wielu historycznych opracowań, stanowił dla niego wielki wzór. — Nikt nie gniewa się na mnie?

— Wendacjusz jest trochę poirytowany. Ale odpowiedzialność za bezpieczeństwo Dwunoga sprawia, że cały czas jest spięty. W końcu spróbowałeś zrobić to, co każdy z nas chciał.

— Aha.

Nawet gdyby nie było dannika, nawet gdyby Johanna Olsndot nie przybyła z gwiazd, wciąż należałaby do najbardziej frapujących stworzeń na świecie: umysł całej sfory w pojedynczym ciele. Można podejść do niej bardzo blisko, można jej dotknąć bez najmniejszego pomieszania myśli. Na początku napawało ich to przerażeniem, które jednak szybko ustąpiło miejsca fascynacji. Dla sfor bezpośrednia bliskość — czy to podczas bitwy, czy kiedy uprawiały seks — zawsze oznaczała utratę zdolności umysłowych. Pomyśleć tylko, że można siedzieć przy jednym ognisku z przyjacielem i prowadzić inteligentną rozmowę! Snycerka miała teorię, że cywilizacja Dwunogów może z samej natury być bardziej efektywna niż cywilizacja sfor, jako że współpraca była dla nich dużo łatwiejsza, w związku z czym uczyli się i tworzyli wiele rzeczy znacznie szybciej, niż mogły to robić sfory. Jedyny punkt sporny tej teorii stanowiła Johanna Olsndot. Jeśli Johanna była przeciętnym człowiekiem, trudno sobie wyobrazić, żeby przedstawiciele tej rasy mogli współpracować w jakikolwiek sposób. Czasami zachowywała się przyjaźnie — zazwyczaj podczas sesji ze Snycerką; prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z tego, że Snycerka jest słabowita i niedomaga. Znacznie częściej jednak traktowała ich protekcjonalnie, czyniła sarkastyczne uwagi i usiłowała ich dotknąć… Czasami zaś była taka jak zeszłej nocy.