Выбрать главу

— Moje wspomnienia. — Porozrzucane pomiędzy niezrozumiałymi wizjami, o które wciąż potykały się myśli: wspomnienia z czasów, gdy miał pięć lat i siedział na sianie w pałacowej komnacie uważając, czy nie nadchodzi nikt z dorosłych; dzieciom królewskim nie wolno było bawić się na zakurzonej podłodze; wspomnienie pewnej nocy dziesięć lat później, gdy po raz pierwszy kochał się z Cindi albo gdy rok później po raz pierwszy zobaczył latającą maszynę, orbitalny prom lądujący na placu paradnym jego ojca. Dziesięciolecia przelatane w kosmosie. — Tak, Queng Ho. Pham Nuwen, wielki Kupiec z Powolności. Wszystkie wspomnienia wciąż tu są. Ale z tego, co wiem, to wszystko są kłamstwa Starego, bajeczka wymyślona w jedno popołudnie, na którą dali się nabrać ci z Przekaźnika.

Ravna zagryzła wargę, ale nic nie powiedziała. Była zbyt uczciwa, aby kłamać, nawet w takiej sytuacji. Wyciągnął wolną rękę i odgarnął jej włosy z twarzy.

— Wiem, że też tak mówiłaś, Rav. Nie przejmuj się. I tak bym się domyślił.

— Tak — przyznała cicho, a następnie spojrzała mu prosto w oczy. — Ale posłuchaj mnie, skoro wreszcie rozmawiamy jak człowiek z człowiekiem. Bo teraz naprawdę jesteś człowiekiem. I może rzeczywiście była flota Queng Ho, a ty byłeś dokładnie tym, kim jesteś w swoich wspomnieniach. Niezależnie jednak od przeszłości, możesz mieć przed sobą wspaniałą przyszłość.

Usłyszał jakieś niewyraźne echa, było to coś więcej niż wspomnienia, ale mniej niż racjonalny wniosek. Przez chwilę ujrzał ją i już wiedział. Ona cię kocha, ty durniu. Prawie śmiech, łagodny śmiech.

Objął ją i mocno do siebie przycisnął. Była taka prawdziwa. Poczuł jej nogi wślizgujące się pomiędzy jego nogi. Śmiać się. Niech to będzie jak masaż serca, bezmyślny odruch, który przywróci go z powrotem do życia. Taki niedorzeczny, taki banalny, ale…

— Chcę… chcę wrócić. — Słowa mieszały się ze zdławionym szlochem. — W głowie mam za dużo rzeczy, których nie rozumiem. Gubię się w tym.

Nie powiedziała nic, najprawdopodobniej nie rozumiała, o czym mówi. Przez chwilę nie czuł nic innego prócz ciepła jej ciała, które trzymał w ramionach, które odwzajemniało jego uścisk. Proszę cię, tak bardzo chcę wrócić.

Nigdy przedtem Ravna nie robiła tego na mostku statku międzygwiezdnego. Ale też nigdy przedtem nie miała własnego statku. W podnieceniu Pham oderwał się od podłogi, do której był specjalnie przytwierdzony. Szybowali swobodnie, co jakiś czas zderzając się ze ścianami, zaplątując się w zrzucone w pośpiechu ubrania lub przecinając ławice wcześniej wypłakanych łez. Podwójny stan nieważkości. Po jakimś czasie ich głowy znajdowały się parę centymetrów nad podłogą, podczas gdy ciała wyginały się w stronę sufitu. Nie zwracała uwagi na to, że obcisłe spodnie uczepione jej kostki, powiewały niczym sztandar. Cały akt w niczym nie przypominał tego, o czym można przeczytać w romansach. Z jednej strony, unosząc się swobodnie, trudno jest znaleźć jakiś punkt podparcia, z drugiej jednak… Pham odchylił się, rozluźniając uchwyt na jej plecach. Odgarnęła rude włosy kochanka i spojrzała w przekrwione oczy.

— Wiesz — odezwał się drżącym głosem — nigdy nie przypuszczałem, że mogę płakać tak strasznie, że aż cała twarz będzie mnie boleć.

Uśmiechnęła się do niego.

— Musiałeś mieć bardzo radosne życie. Naparła plecami na obejmujące ją ramiona i przyciągnęła go łagodnie do siebie. Przez chwilę unosili się w ciszy, rozluźnione ciała przytulały się do siebie, nie czuli nic prócz własnego ciepła.

— Dziękuję ci, Ravno.

— Cała przyjemność po mojej stronie. — Jej głos był jednocześnie senny i poważny. Objęła go mocniej. Ten niesamowity człowiek zdołał już w niej wzbudzić tak różne uczucia: przerażenie, czułość, gniew. A także takie, do jakich bała się przyznać — nawet przed sobą — aż do tej pory. Po raz pierwszy od upadku Przekaźnika poczuła przypływ prawdziwej nadziei. Może było to tylko zwykłe fizyczne odreagowanie… a może nie. Oto w ramionach trzymała mężczyznę, który mógł się równać z każdym bohaterem powieści przygodowych, kogoś, kto przez pewien czas był częścią Mocy.

— Phamie… jak myślisz, co naprawdę stało się na Przekaźniku? Dlaczego zamordowano Starego?

Jego chichot wydał się całkiem niewymuszony, ale obejmujące ją ramiona nagle zesztywniały.

— Mnie się o to pytasz? Pamiętaj, że w tym czasie konałem… Nie, to nie tak. To Stary, to On konał w tym czasie. — Zamilkł na chwilę. Mostek wirował wokół nich wraz ze zmieniającymi się konstelacjami gwiazd. — Moja boska część cierpiała straszliwy ból, wiem to doskonale. Był zdesperowany, wpadł w panikę… Ale zanim umarł, starał się zrobić coś dla mnie. — Jego głos stał się miękki, niepewny. — Tak. To było 4ak, jak gdybym był bardzo małym bagażem, a On starał się upchać we mnie wszystko, co tylko mógł. Wiesz, chciał zmieścić dziesięć kilo w dziewięciokilowym worku. Wiedział, że przysparza mi tym cierpień — byłem w końcu jego częścią — ale już nie przywiązywał do tego wagi. — Odwrócił wzrok, a na jego twarzy znów pojawiać się zaczął wyraz dzikiej wściekłości. — Nie jestem sadystą i wierzę, że On też nie był. Ja…

Ravna pokręciła głową.

— Myślę, że chciał zachować wszystko w twojej pamięci. Pham zamilkł, starając się dopasować to wyjaśnienie do swojej sytuacji.

— To nie miałoby sensu. We mnie jest za mało miejsca, abym mógł stać się nadludzką istotą.

Strach gonił nadzieję, zataczając coraz mniejsze kółka.

— Nie, nie, poczekaj. Masz rację. Nawet jeśli umierająca Moc zakłada możliwość reinkarnacji, w normalnym mózgu jest zbyt mało miejsca na zapisanie wielu rzeczy. Ale Stary próbował czego innego… Pamiętasz, jak Go błagałam, żeby pomógł nam w naszej podróży na Dno?

— Tak. Ja… On bardzo wam współczuł, tak jak się współczuje zwierzętom nagle napadniętym przez nie znanego dotąd drapieżnika. Nigdy nie dopuszczał myśli, że Perwersja może stanowić zagrożenie dla Niego, do czasu…

— Właśnie, do czasu kiedy został zaatakowany. To była absolutna niespodzianka dla Mocy. Nagle okazało się, że Perwersja może być czymś więcej niż ciekawym problemem dla niższych umysłów. Wtedy dopiero Stary naprawdę zdecydował się pomóc. Zebrał wszystkie plany i automaty i… wcisnął na siłę do twojej głowy. Zrobił to tak gwałtownie, że omal nie zginąłeś, a przy tym tak szybko, że nie mogłeś zrozumieć sensu tych poczynań. Czytałam o podobnych wypadkach w lekturach z teologii stosowanej… — było w tym więcej legendy niż udokumentowanych faktów — taki dar od Mocy nazywa się iskrą bożą.

— Iskra boża? — Wyglądało na to, że bawi się słowami, zastanawiając się nad ich znaczeniem. — Co za dziwna nazwa. Pamiętam Jego przerażenie. Ale jeśli robił to, co mówisz, dlaczego mi o tym po prostu nie powiedział? I skoro jestem wypełniony po brzegi pożyteczną wiedzą, dlaczego to, co widzę w moim umyśle, to… — Jego spojrzenie stało się zamglone jak przez kilka ostatnich dni — ciemność… tłum mrocznych posągów o ostrych brzegach.

Znów zapadła długa cisza. Ale teraz mogła niemal fizycznie odczuć, jak Pham myśli. Uchwyt jego ramion znów się zacieśnił, a co jakiś czas dreszcz wstrząsał jego ciałem.

— Tak… tak. Wiele rzeczy zaczyna do siebie pasować. Większości nadal nie rozumiem i prawdopodobnie nigdy nie zrozumiem. Stary odkrył coś na samym końcu. — Jego ramiona zacisnęły się jeszcze mocniej i wtulił twarz w jej szyję. — Morderstwo, które Perwersja popełniła na Nim, to było coś bardzo… osobistego. Stary zdał sobie z tego sprawę, chociaż już umierał. — Znowu cisza. — Ta Perwersja to coś bardzo wiekowego, Ravno. Coś, co liczy sobie miliardy lat. Śmiertelne zagrożenie, którego istnienie Stary dopiero zaczął teoretycznie rozważać, kiedy padł jego ofiarą. Ale…