Выбрать главу

DWADZIEŚCIA TRZY

Stal zawsze zachwycał się architekturą obronną. Teraz sam robił kolejny krok w kierunku rozwoju owej sztuki wznosząc zamek, który miał chronić nie tylko przed atakiem z ziemi, ale i z nieba. Jak do tej pory pudłowaty „statek” na podpórkach znany był już na całym kontynencie. Przed końcem lata miały się tu zjawić wrogie wojska, aby przejąć — lub przynajmniej zniszczyć — ten cud, jaki przypadł mu w udziale. Istniały wszakże daleko większe zagrożenia. Mieli tu przybyć Gwiezdni Ludzie. Musiał być gotowy na to spotkanie.

Obecnie Stal kontrolował postępy robót niemal codziennie. Od południowej strony palisada została zastąpiona kamiennym murem. Od strony klifu, skąd widać było Ukrytą Wyspę, znajdowała się jego nowa kwatera, niemal na ukończeniu… ukończona już od jakiegoś czasu, gderała jedna jego część. Tak, powinien się tu przeprowadzić, bezpieczeństwo Ukrytej Wyspy szybko stawało się iluzją. Wzgórze Gwiezdnego Statku stanowiło obecnie centrum ruchu i nie była to tylko propaganda. To, co ambasady Ociosa w innych krajach nazywały „wyrocznią na Wzgórzu Gwiezdnego Statku”, było czymś, co przekraczało wyobraźnię największego nawet kłamcy. Kto zapewnił sobie miejsce blisko wyroczni, mógł w przyszłości przejąć pełną władzę i cały geniusz Stali nie miał tu nic do rzeczy. Niejeden dozorca, który wszedł, jego zdaniem, w zbyt bliską zażyłość z Amdije-frim został przeniesiony na prowincję lub uśmiercony.

Wzgórze Gwiezdnego Statku. Kiedy wylądowali na nim przybysze, był tu tylko wrzos i skały. Zimą powstała palisada i drewniane schronienie. Ale teraz budowla przekształciła się w zamek-koronę, której klejnotem był statek. Wkrótce wzgórze będzie stolicą całego kontynentu, a potem świata. A wtedy… Stal spojrzał w błękitny przestwór nieba. Wiedział, że to, jak daleko sięgać będzie jego władza, zależało od wypowiedzenia właściwych słów, od zbudowania tego zamku w specjalny sposób. Dość marzeń. Lord Stal zebrał się w zwartą grupę i zszedł z nowo wzniesionych murów po świeżo wyciętych kamiennych schodach. Dziedziniec miał około dwunastu akrów, pokrywało go głównie grząskie błoto. Marzły mu łapy, ale śnieg i rzadka breja zostały odgarnięte z dala od ścieżek, po których uwijali się pracujący, na topniejące w oczach kopczyki. Wiosna była już w pełni, słońce grzało mocno i wiały chłodne wiatry. Widoczność miał znakomitą, ze swego miejsca mógł dostrzec Ukrytą Wyspę i ogromne połacie oceanu, a z drugiej strony całe wybrzeże aż po kraj w głębi fiordu. Stal ruszył pod górę, przemierzając ostatnie sto jardów dzielące go od statku. Jego strażnicy szli równolegle z nim po obu stronach, Szrek zaś zamykał pochód. Było tu wystarczająco dużo miejsca, aby robotnicy nie musieli się cofać, a sam wydał rozkaz, żeby nie przerywano prac ze względu na pojawienie się jego osoby. Po części po to, by zmylić Amdijefriego, po części dlatego, że ruch potrzebował tej fortecy jak najszybciej. Jak szybko? To pytanie wciąż go gnębiło.

Stal spoglądał we wszystkich kierunkach, ale uwagę skupiał na tym, co najważniejsze: na postępach budowy. Na dziedzińcu stały stosy pociętego kamienia i drewna budowlanego. Teraz, kiedy ziemia rozmarzała, wykopywano fundamenty pod wewnętrzne mury obronne. Tam gdzie wciąż była zbyt twarda, jego inżynierowie wstrzykiwali wrzątek. Kłęby pary buchały ze specjalnych dołów, przesłaniając stojące niżej kołowroty i pracujących kopaczy. Na placu budowy panował większy gwar niż na poѬu bitwy: kołowroty skrzypiały, stalowe łopaty wbijały się w ziemię, majstrzy pokrzykiwali na brygady. Tłum też był podobny jak podczas bitwy, aczkolwiek nie było tu miejsca na chaos.

Stal przypatrywał się sforze kopaczy na dnie jednego z rowów. Liczyła trzydziestu członków stojących tak blisko siebie, że czasem niemal dotykali się ramionami. To był ogromny mo-tłoch, ale nie było w nim nic z orgiastycznej euforii. Jeszcze przed Ociosem niektóre gildie budowlane lub faktorie tworzyły podobne sfory dla swoich potrzeb. Trzydziestoczłonkowa sfora stopniem inteligencji nie dorównywała trojakowi. Pierwszy rząd, złożony z dziesięciu członków, monotonnym, skoordynowanym ruchem wgryzał się kilofami w ścianę ziemi. Kiedy ich głowy i kilofy były w górze, rząd członków stojących tuż za nimi rzucał się w przód, by odgarnąć grudy i kamienie, które spadły na dół. Za nimi trzeci rząd wyrzucał ziemię z wykopu. Odpowiednia synchronizacja czynności była dość skomplikowana — należało na przykład uwzględnić różnice przy usuwaniu ziemi i kamieni — ale nie przekraczało to zdolności umysłowych takiego tworu. Tego rodzaju sfory mogły kontynuować pracę przez długie godziny, przy czym pierwszy i drugi rząd wymieniały się co kilka minut. W dawnych latach gildie zazdrośnie strzegły sekretu tworzenia podobnych zbiorowości. Po długim dniu pracy zespół rozdzielał się na zwyczajne sfory o normalnej inteligencji, z których każda szła do domu z sowitą zapłatą. Stal uśmiechnął się do siebie. Snycerz dokonał kilku ulepszeń w starych sztuczkach gildii, ale Ocios wprowadził udoskonalenia szczególnego rodzaju (korzystając z doświadczeń mieszkańców Tropików). Po co rozszczepiać drużynę po zakończeniu dnia lub zmiany? Brygady robocze Ociosa pozostawały razem przez cały czas, trzymane w barakach tak ciasnych, że nigdy nie mogły w nich odzyskać swoich osobnych umysłowości. Był to znakomity pomysł. Po roku lub dwóch, przy zastosowaniu odpowiedniego mechanizmu eliminacji zawodzących elementów, stawały się tworami tak tępymi i bezwolnymi, że nawet nie myślały o rozdzieleniu się na mniejsze części.

Przez chwilę Stal przyglądał się, jak przycięte kawałki kamienia opuszczane są do nowego wykopu, a następnie umieszczane na miejscu przy użyciu zaprawy. Potem spojrzał na białe kurtki nadzorującego robotę, skinął lekko głową w jego stronę i poszedł dalej. Otwory fundamentowe ciągnęły się aż do budynku kryjącego statek. To była najbardziej chytra konstrukcja ze wszystkich, która miała sprawić, że zamek będzie jednocześnie wspaniałą pułapką. Wystarczyło zdobyć za pośrednictwem Amdijefriego jeszcze trochę informacji i już będzie wiedział, jak ma kontynuować budowę.

Drzwi do budynku kryjącego statek były otwarte, członkowie białych kurtek siedzieli w parach, odwróceni do siebie plecami. Strażnik usłyszał hałas o sekundę wcześniej niż Stal. Dwóch jego członków oderwało się od reszty i obeszło budynek dookoła. Po chwili rozległy się wysokie krzyki na granicy słyszalności, a następnie nawoływania do ataku, przypominające odgłos trąbek. Białe kurtki zeskoczył ze schodów i cały pobiegł za budynek. Stal i jego przyboczni podążali o kilka kroków za nim.

Wartownik zatrzymał się gwałtownie przy wykopie. Było już jasne, skąd pochodzi ten przeraźliwy hałas. Trzy sfory białych kurtek przesłuchiwały właśnie mówcę brygady. Odseparowali mówiącego członka od reszty i okładali go pałkami. Z tak bliskiej odległości jęki powstające w myślach bitego były równie głośne jak jego krzyki. Reszta sfory kopaczy zaczęła wychodzić z rowu, rozpadając się na normalnie funkcjonujące sfory, które z kolei z kilofami rzucały się na białe kurtki. Jak mogło dojść do tak idiotycznej burdy? Stal mógł się domyślić. Wewnętrzne fundamenty miały kryć najbardziej sekretne tunele w całym zamku, a także jeszcze bardziej tajne urządzenia, które miał zamiar wykorzystać przeciwko Dwunogom. Rzecz jasna wszyscy robotnicy pracujący na tych zastrzeżonych obszarach po zakończeniu pracy mieli zostać zgładzeni. Pomimo ociężałości umysłowej najwyraźniej odgadli, jaki ich czeka los.