Выбрать главу

— Naprawdę chcesz oprzeć wszystko właśnie na tym? Pamiętaj, że Ravna nie jest wcale rodzicem Jefriego.

Stal wykonał gest wyrażający poirytowanie.

— Nie widziałeś wszystkich tłumaczeń Amdiego. — Niewinny Amdi, jego superszpieg. — Ale masz rację, ocalenie jednego dziecka nie jest głównym celem tej Wizyty. Starałem się odkryć ich prawdziwe motywy. Mamy przecież jeszcze sto pięćdziesiąt jeden dzieciaków znajdujących się w czymś w rodzaju śmiertelnego odrętwienia, wszystkie poukładane w trumienkach zmagazynowanych obok statku. Goście pragnęliby uratować te dzieciaki, ale najwyraźniej chcą czegoś jeszcze. Nigdy o tym nie mówią… myślę, że to coś w maszynerii samego statku.

— Z tego, co wiemy, dzieciaki to siła rozrodcza, stanowiąca element inwazji.

To były dawne obawy, w które — po przyjrzeniu się Amdije-friemu — Stal już nie wierzył. Pewnie są jakieś inne pułapki, ale…

— Jeśli Goście kłamią, wtedy nie możemy wygrać z nimi w żaden sposób. Staniemy się zwierzyną łowną, na którą sobie zapolują. Może za kilka pokoleń sfory nauczą się ich sztuczek, ale dla nas będzie to koniec. Z drugiej strony, mamy poważne powody, by sądzić, że Dwunogi są słabe, i niezależnie od tego, jakie mają cele, nie dotyczą one bezpośrednio nas. Byłaś bardzo blisko nich, kiedy wylądowali, dużo bliżej niż ja. Widziałaś, jak łatwo ich pokonaliśmy, chociaż ten statek jest w zasadzie nie do zdobycia, a jedna sztuka ich broni wystarczy, aby zgładzić małą armię. Jest oczywiste, że nie traktują nas jako zagrożenia. Niezależnie od tego, jak potężne są ich urządzenia, my nie musimy się ich bać, gdyż nie nas obawiają się Goście. A w tym statku znajduje się coś, czego bardzo potrzebują. Przyjrzyj się fundamentom naszego nowego zamku, Presforo. Powiedziałem Amdijefriemu, że wznoszę go po to, by ochronić Gwiezdny Statek przed wojskami Snycerii. I zamek go ochroni, późnym latem, kiedy wreszcie członkowie Snycerki zawisną na jego murach. Ale spójrz na fundamenty wokół statku. Do czasu przyjazdu naszych Gości nad statkiem pojawi się kopuła. Wykonałem kilka cichych testów na kadłubie. Da się go uszkodzić. Sądzę, że kilkadziesiąt ton kamienia spadającego z góry powinno go nieźle pogruchotać. Ale Ravna nie powinna nic podejrzewać to przecież wszystko dla ochrony jej skarbu. W pobliżu tej budowli będzie dziedziniec, otoczony przez dziwnie wysokie ściany. Poprosiłem Jefriego, aby uzyskał od Ravny pomoc w ich zbudowaniu. Dziedziniec będzie wystarczająco duży, aby pomieścić statek Ravny, oczywiście również w celu zapewnienia mu odpowiedniej ochrony.

Trzeba jeszcze dopracować wiele szczegółów. Musimy stworzyć te urządzenia, o których pisze Ravna. Musimy zadać ostateczną klęskę Snycerce, zanim przyjadą Goście. Będę potrzebował twojej pomocy i spodziewam się, że ją otrzymam. Jeśli w końcu okaże się, że Goście nas oszukali, postaramy się stawić im czoło najlepiej, jak umiemy. A jeśli nie… to chyba zgodzisz się ze mną, że rozmach moich działań co najmniej dorównuje dokonaniom Mistrza.

Przynajmniej raz fragment Ociosa nie wiedział, co ma odpowiedzieć.

Kabina sterownicza statku była ulubionym miejscem Jefriego i Amdiego w całym dominium lorda Stali. Przebywanie w tym miejscu wciąż jeszcze napawało chłopca smutkiem, ale teraz dobre wspomnienia zaczynały przeważać. Tutaj też tkwiła nadzieja na przyszłość. Amdi był oczarowany obrazami wyświetlanymi w oknach, chociaż na wszystkich oglądało się jedynie drewniane ściany. Od czasu ich drugiej wizyty zaczął traktować to miejsce jak prywatne królestwo. W podobny sposób Jefri myślał o domku na drzewie, który zbudował w ogrodzie na Straumie. Rzeczywiście kabina była zbyt mała, aby mogła się w niej zmieścić więcej niż jedna sfora. Zazwyczaj pojedynczy członek pilnującego ich wartownika siadał przy wejściu do ładowni, ale i to było dlań bardzo uciążliwym obowiązkiem. Statek był miejscem, w którym obaj czuli się bardzo ważni.

Przy całym swym dziecięcym rozkojarzeniu, zarówno Amdi, jak i Jefri zdawali sobie sprawę, jak wielkie zaufanie pokładają w nich lord Stal i Ravna. Obaj chętnie oddawali się na powietrzu najdzikszym gonitwom, doprowadzając do szału czuwających nad ich bezpieczeństwem strażników, ale sprzęt w kabinie sterującej zawsze był traktowany z wielkim nabożeństwem, tak jakby Mama i Tata wciąż byli w pobliżu. W pewnym sensie w statku nie pozostało wiele urządzeń. Danniki były zniszczone, rodzice Jefriego mieli je ze sobą na dworze, kiedy Snycerze zaatakowali. Zimą pan Stal wyniósł do swojego gabinetu większość walających się luzem urządzeń. Pojemniki hibernacyjne stały w pobliskich chłodniach. Każdego dnia Amdijefri kontrolował je, obserwował każdą znajomą twarz i przeglądał odczyty diagnostyczne. Od czasu zasadzki żaden ze śpiących nie umarł.

To, co pozostawiono na pokładzie, porządnie przytwierdzono do ścian. Jefri pokazał Amdiemu konsole sterujące i przyrządy pomiarowe, które służyły do obsługi silnika rakietowego. Starali się trzymać od nich jak najdalej.

Obicie, które kazał wykonać pan Stal, pokrywało wszystkie ściany. Śpiwory, bagaże i sprzęt gimnastyczny rodziców Je-friego zniknęły, ale została przecież sieć pasów i taśm, służąca jako siedzenia, i sprzęt przytwierdzony do ścian. W ciągu miesięcy, jakie tu spędzili, przynieśli mnóstwo papieru, piór, koców i innych rupieci. Przez cały czas owiewało ich świeże powietrze z wentylatorów.

Było to bardzo szczęśliwe miejsce, w którym czuł się beztrosko pomimo tragicznych wspomnień, jakie się z nim kojarzyły. Było to miejsce, dzięki któremu mieli ocalić Szpony oraz wszystkich zamrożonych. Również tylko tam Amdijefri mógł rozmawiać z innym człowiekiem. W pewnym sensie urządzenia, za pomocą których komunikowali się z Ravną, wydawały się równie średniowieczne, co zamek lorda Stali. Mieli tylko jeden płaski wyświetlacz, bez głębi, bez koloru, bez możliwości odbierania obrazów. Z tego sprzętu mogli jedynie wydusić przesyłanie danych alfanumerycznych. Ale na szczęście byli podłączeni do commu ultraf alowego statku, który wciąż był zaprogramowany na naprowadzanie i śledzenie postępów ekipy ratunkowej. Wyświetlacz nie miał funkcji rozpoznania głosowego. Jefri niemal wpadł w panikę, zanim zorientował się, że dolna część ekranu może służyć jako klawiatura. Wypisywanie każdego słowa literka po literce było uciążliwą pracą, chociaż Amdiemu szło bardzo sprawnie, gdy naciskał klawisze używając dwóch nosów. Obecnie potrafił czytać po samnorsku nawet lepiej niż Jefri.

Amidjefri spędzał w kabinie niemal wszystkie popołudnia. Jeśli czekała na nich wiadomość z poprzedniego dnia, odczytywali ją strona po stronie, a Amdi przepisywał ją na papier i tłumaczył. Następnie wprowadzali pytania i odpowiedzi, które wcześniej przekazywał im pan Stal.

Ale połączenie poprawiło się przez zimę, niemal czuli, jak Ravna się zbliża. Nieoficjalne rozmowy z nią były często najważniejszym punktem dnia.

Jednak ten dzień był zupełnie inny. Po ataku fałszywych robotników, Amdijefri trząsł się przez pół godziny. Pan Stal został ranny w ich obronie. Może nigdzie nie byli bezpieczni? Długo próbowali ustawić zewnętrzne kamery tak, aby na oknach ukazał się obraz z zewnątrz, widziany przez szpary w naprędce zbitych z desek ścianach.

— Gdybyśmy widzieli, co dzieje się na zewnątrz, moglibyśmy go wcześniej ostrzec — powiedział Jefri.

— Powinniśmy poprosić go, żeby wyciął w ścianach kilka dziur. Wtedy bylibyśmy jak strażnicy.