Выбрать главу

Snycerka burknęła coś krótko.

— Tak, wasza wysokość. Mamy już proch. Działa dokładnie tak, jak mówi dannik. Dużo większy problem stanowią lufy dział. Jak dotąd metal pękał w okolicach zamka podczas schładzania. Myślę, że już sobie poradziłem z tym kłopotem. Na razie mam przynajmniej dwie lufy, które działają bez zarzutu. Chciałbym mieć kilka dni na przeprowadzenie odpowiednich testów…

— …ale obecnie nie mamy już na to czasu — wpadła mu w słowo królowa, po czym podniosła się cała i rozejrzała po sali. — Chcę, żeby testy odbyły się jak najszybciej. Jeśli się powiodą, zaczniemy wytwarzać armaty w najszybszym możliwym tempie. A jeśli się nie powiodą…

Dwa dni później…

Ku jej rozbawieniu Skrupiło spodziewał się, że Johanna dokona szczegółowej inspekcji armatniej lufy przed jej pierwszym użyciem. Sfora krążyła podekscytowana wokół działa, wyjaśniając wszystko łamanym samnorskim. Johanna szła za nim, robiąc poważne miny. Kilka metrów dalej, Snycerka i jej Wysoka Rada obserwowali wszystko ukryci za usypanym z ziemi wałem. Cóż, rzeczywiście wyglądało to jak prawdziwa armata.

Lufa została zamontowana na malutkim wózku, który pchany siłą odrzutu miał się zatrzymać na małej kupce ziemi znajdującej się tuż za nim. Sama lufa była jednorodnym odlewem z metalu długości jednego metra i dziesięciocentymetrowej średnicy otworu. Proch i pociski wkładało się od przodu. Następnie podpalano proch, podkładając ogień przez malutki kanalik z tyłu.

Johanna pogładziła ręką masywny walec. Ołowiana powierzchnia była chropowata, a w metalu znajdowały się zatopione drobiny kurzu. Nawet w środku lufy ścianki nie były całkiem gładkie. Skrupiło objaśniał właśnie, w jaki sposób używał słomy do robienia form, aby zapobiec pękaniu metalu przy schładzaniu. To ci dopiero!

— Powinieneś najpierw zrobić kilka prób z małą ilością prochu — powiedziała ostrożnie.

Głos Skrupiła przybrał nagle porozumiewawczy ton, a strumień słów skierowany został dokładnie na Johannę.

— Tak między nami mówiąc, to już robiłem takie próby. Poszło całkiem nieźle. Teraz czas na wielki test.

Hmm. A więc nie jesteś kompletnym świrem. Uśmiechnęła się do najbliższego członka, który na całej głowie nie miał ani jednego czarnego włosa. W pewien sposób Skrupiło przypominał jej niektórych naukowców z Górnego Laboratorium.

Skrupiło odszedł kilka kroków od armaty i odezwał się głośno.

— Czy możemy zaczynać? — Dwóch jego członków spoglądało nerwowo na sfory z Wysokiej Rady skryte za nasypem.

— Hmm, tak, według mnie wszystko jest jak należy — odparła. I tak być powinno. Konstrukcja została skopiowana bezpośrednio z modelów nyjorskich, odnalezionych w plikach historycznych Johanny. — Ale bądź ostrożny… jeśli zadziała niewłaściwie, może zabić każdego, kto stoi w pobliżu.

— Jasne, jasne. — Po uzyskaniu jej oficjalnej aprobaty, Skrupiło obiegł działo dookoła i odgonił Johannę na bok. Kiedy szła z powrotem w stronę Snycerki, kontynuował swój wywód po szpońsku, najwyraźniej objaśniając wszystkim, na czym będzie polegał test.

— Czy myślisz, że to zadziała? — spytała cicho Snycerka. Dzisiaj wydawała się jeszcze bardziej zmęczona życiem niż zazwyczaj. Za wałem, na porośniętym mchem wrzosowisku rozłożono dla niej matę. Większość jej członków leżała cicho z pyskami ułożonymi pomiędzy łapami. Ślepiec wyglądał, jakby spal, śliniący się młodziak tulił się do niego, wstrząsany nerwowym tikiem. Jak zwykle w pobliżu stał Wędrownik Wickwrackstrup, ale tym razem nie pełnił roli tłumacza. Ca?a jego uwaga była skupiona na przemowie Skrupiła.

Johanna pomyślała o słomie, której Skrupiło używał przy wyrobie form. Poddani Snycerki naprawdę robili, co mogli, by jej pomóc, ale… Potrząsnęła głową.

— Ja… kto wie, kto wie.

Uklękła i wystawiła głowę ponad wał. Cała scena wyglądała jak przedstawienie cyrkowe, które oglądała kiedyś w jednym z plików historycznych. Podobnie jak tam, widziała przed sobą przedstawiające numer zwierzątka i armatkę. Był nawet namiot cyrkowy. Wendacjusz uparł się, aby ukryć całą operację przed wzrokiem ewentualnych szpiegów, którzy mogli czaić się na wzgórzach. Wróg i tak może coś zauważyć, ale im dłużej Stal nie znał szczegółów, tym lepiej.

Skrupiło kręcił się energicznie wokół działa, cały czas perorując. Dwóch jego członków wyjęło skądś baryłkę czarnego prochu, zaczął wpychać go do lufy. Za prochem poszła przybitka ze zmiętej kuli jedwabnego papieru. Ubił wszystko, a następnie załadował kulę. W tym samym czasie pozostała jego część obróciła działo w ten sposób, aby celowało w otwór wyjściowy namiotu.

Znajdowali się na dziedzińcu zamkowym, po tej jego stronie, która graniczyła z lasem, pomiędzy starymi a nowymi murami. Przez otwór wejściowy Johanna widziała kawałek zielonego wzgórza i niskie chmury deszczowe. Sto metrów od nich znajdowała się stara ściana. Była to dokładnie ta sama część murów, gdzie został zabity Skryba. Nawet jeśli cholerne działo samo się nie rozleci, nikt nie miał pojęcia, jak daleko poleci kula. Johanna mogła się założyć, że nawet nie doleci do ściany.

Skrupiło był już za armatą, starając się zapalić długi patyk, za pomocą którego chciał przytknąć ogień do prochu. Czując, jak żołądek skręca się jej ze strachu, Johanna zdała sobie sprawę, że eksperyment się nie uda. Byli absolutnymi głupcami i amatorami, ona w tym samym stopniu co oni. A tego biedaka czeka zupełnie bezsensowna śmierć.

Johanna zerwała się na nogi. Muszę przerwać tę zabawę. Coś schwyciło ją za pas i pociągnęło na dół. To był jeden z członków Snycerki, jeden z grubasów, którzy mieli kłopoty z chodzeniem.

— Musimy przeprowadzić próbę — szepnęła sfora.

Skrupiło zdołał już zapalić patyk. Nagle przestał mówić. Wszyscy jego członkowie oprócz białogłowego umknęli za wał w poszukiwaniu schronienia. Johanna przez moment ze zdziwieniem pomyślała, że tchórzą, ale po chwili namysłu zrozumiała. Człowiek majstrujący przy materiałach wybuchowych na pewno także starałby się jakoś osłonić całe swoje ciało, prócz ręki, która trzymała zapałkę. Skrupiło ryzykował okaleczenie, ale nie życie.

Białogłowy spojrzał ponad zdeptanym wrzosowiskiem na resztę Skrupiła. Nie wyglądał na przestraszonego, tylko jakby się czemuś uważnie przysłuchiwał. Z tej odległości nie mógł być już częścią umysłu Skrupiła, ale najprawdopodobniej był inteligentniejszy niż jakikolwiek pies i widać było, że reszta daje mu wskazówki.

Białogłowy obrócił się i podszedł do działa. Ostatni metr czołgał się na brzuchu, starając się ukryć za kupką ziemi usypaną tuż za wózkiem. Trzymał kijek, tak że jego koniec wolno wsunął się do kanalika. Johanna skryła głowę za wałem.

Huk eksplozji był krótki i donośny. Snycerka zadrżała przytulona do niej, a w całym namiocie rozległy się pełne bólu świsty. Biedny Skrupiło. Johanna czuła, że z oczu zaczynają jej płynąć łzy. Muszę zobaczyć. W końcu jestem częściowo odpowiedzialna za to, co się stało. Wolno wstała i zmusiła się, by spojrzeć na miejsce, gdzie armata stała jeszcze przed chwilą — i stała nadal! Gęsty dym buchał z obu końców, ale lufa pozostała nie naruszona. Co więcej, Białogłowy biegał, słaniając się na nogach, wokół wózka, a sierść pokrywała mu sadza.

Reszta Skrupiła rzuciła się w jego stronę. Pięcioro członków zaczęło szalony bieg wokół armaty, wskakując na siebie w geście tryumfu. Przez długą chwilę widownia przypatrywała się zdumiona. Działo nie rozpadło się na kawałki. Artylerzysta był cały i zdrowy. A ponadto, był jeszcze jeden, jakby uboczny skutek… Johanna spojrzała ponad lufą, w górę zbocza. W starym murze widniała szeroka na metr wyrwa, w miejscu gdzie wcześniej nic takiego nie było. Wendacjusz będzie musiał się sporo natrudzić, aby ukryć ten ślad przed wrogiem!