Выбрать главу

– Chciał, żeby NUMA wiedziała, że to zemsta za zabicie gwardzistów i naruszenie “świętej ziemi”. Powiedział, że szuka Kurta Austina.

– Jest pani pewna, że wymienił moje nazwisko?

– Nie mogę się mylić. Odpowiedziałam, że nie ma pana tutaj. Oni wiedzieli, że pan jest na “Argo”. Kiedy ten człowiek przekonał się, że pomylili statki, dostał szału. Kazał mi przekazać NUMA i Stanom Zjednoczonym, że to tylko próbka tego, co się niedługo stanie.

– Coś jeszcze?

– To wszystko, co zapamiętałam.

Oczy Jane znów przygasły.

Austin podziękował jej i podszedł do swojego plecaka leżącego na pokładzie. Wyjął telefon Globalstar. Po kilku sekundach rozmawiał z Gunnem.

– Jesteś jeszcze w powietrzu?

– Ledwo się utrzymujemy. Lecimy na oparach paliwa, ale zdążymy. A co z wami?

– W porządku.

Gunn wyczuł, że coś jest nie tak.

– Jaka sytuacja na “Hunterze”?

– To nie na telefon, ale najgorsza z możliwych.

– Pomoc w drodze – odparł Gunn. – Rozmawiałem z Sandeckerem. Zadzwonił do kumpli z marynarki. Są wdzięczni za uratowanie załogi NR-1. Kiedy powiedział, że potrzebujesz wsparcia, wycofali krążownik z ćwiczeń NATO w tym rejonie.

– W tej chwili wolałbym lotniskowiec, ale niech będzie.

– Okręt dopłynie do ciebie za dwie godziny. Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Spojrzenie Austina stwardniało. Jego głos zabrzmiał groźnie.

– Chciałbym się spotkać z pewnym wyłupiastookim psycholem.

25

Marynarka przysłała na “Sea Huntera” uzbrojony oddział, ale nic nie można było zrobić bez grupy dochodzeniowej. Austin nie potrzebował eksperta od medycyny sądowej, żeby wiedzieć, co się rozegrało. Zabójcy podpłynęli do statku, zakradli się cicho na pokład i wymordowali wszystkich z wyjątkiem jednej kobiety. Celowo zostawili ją przy życiu. Atakiem dowodził maniak, który mówił o zemście.

Z relacji świadka jasno wynikało, że napad był rewanżem. Austin zadzwonił do centrali NUMA i poprosił o ostrzeżenie wszystkich statków agencji. Zwłaszcza tych na Morzu Śródziemnym. Czuł się winny. Zavala przekonywał go, że nikt nie mógł przewidzieć takiej jatki. Austin ledwo hamował wściekłość. Zavala znał zimny, nieobecny wyraz jego twarzy. Wiedział, że Austin dopadnie zabójców.

Krążownikiem marynarki bez przygód dotarli do Stambułu. W recepcji hotelu czekała na Austina paczka ze Stanów. Przyszła w nocy FedEksem. Wziął ją do pokoju i uśmiechnął się po przeczytaniu dołączonej notki: “Załączam informacje o»Odessa Star«. Kiedy dogrzebię się do czegoś więcej, przyślę ci. Pamiętaj, że jesteś mi coś winien. P.” Zadzwonił do recepcji i obiecał wysoki napiwek za zdobycie przepisu na imam bajildii wysłanie go na adres Perlmuttera. Potem przestudiował materiał o “Odessa Star”.

Akta Lloyda wiele wyjaśniały, ale nie wiedział, jak rozumieć historię “małej rusałki”. Zwrócił uwagę na dziwną rozmowę Perlmuttera z lordem Dodsonem. Ciekawe, dlaczego Anglik tak się wkurzył? Dlaczego stary wrak frachtowca wzbudzał takie emocje? Na samą wzmiankę o tym statku Dodson nabrał wody w usta.

Austin podniósł słuchawkę i zadzwonił do pokoju Zavali.

– Nie denerwuj się, stary. Jestem już prawie spakowany – zapewnił Joe.

– Bardzo się cieszę. Co byś powiedział na małą podróż do Anglii? Chciałbym, żebyś z kimś pogadał. Sam bym to załatwił, ale muszę wrócić z Rudim do Waszyngtonu, żeby zdać relację Sandeckerowi.

Austin wiedział, że jego niecierpliwość i sam wygląd mogą zniechęcić rozmówcę. Spokojny Zavala spisze się lepiej.

– Nie ma problemu odparł Joe. – Przy okazji mógłbym wpaść do znajomej w Chelsea…

– Będzie załamana, kiedy się dowie, że nie masz dla niej czasu. To nie może czekać. Zaraz przyniosę ci coś, co musisz przeczytać.

Austin poszedł do pokoju obok. Kiedy Joe studiował materiały otrzymane od Perlmuttera, Kurt znów zadzwonił do recepcji. Poprosił, żeby dla Zavali zarezerwowano miejsce na najbliższy lot do Londynu. Recepcjonista powiedział, że właśnie przefaksował Perlmutterowi przepis i postara się załatwić rezerwację. Austin wiedział, że w Stambule są dwa sposoby załatwiania spraw: oficjalny i nieoficjalny. Ten drugi polegał na korzystaniu z sieci krewnych i znajomych na zasadzie “przysługa za przysługę”. Recepcjonista miał najwyraźniej dobre układy, bo dostał ostatnie miejsce w samolocie startującym za dwie godziny.

Zavala skończył czytać materiały od Perlmuttera. Po naradzie z Austinem podszedł do telefonu i zadzwonił do Dodsona. Przedstawił się jako naukowiec z NUMA. Powiedział, że jutro będzie w Londynie i poprosił o rozmowę o udziale rodziny lorda w brytyjskiej historii morskiej i służbie dla Korony. Nawet dziecko zorientowałoby się, że to pretekst, ale jeśli nawet Dodson podejrzewał podstęp, nie zdradził się z tym. Odrzekł, że będzie cały dzień w domu i podał adres.

Kiedy samolot British Airways zaczął schodzić do lądowania na Heathrow, Zavala spojrzał tęsknie w kierunku Londynu. Zastanawiał się, czy pewna dziennikarka o kasztanowych włosach nadal mieszka w Chelsea. Pomyślał, że byłoby przyjemnie powspominać dawne czasy przy tandooriw ulubionej hinduskiej restauracji na Oxford Street. Z herkulesowym wysiłkiem pozbył się tej myśli. Wydobycie starych sekretów rodzinnych z opornego arystokraty brytyjskiego będzie na tyle trudne, że nie można się rozpraszać.

Zavala szybko przeszedł przez cło, odebrał wynajęty samochód i wyruszył do Cotswolds, historycznej wsi w hrabstwie Gloucestershire, kilka godzin drogi od Londynu. Miał nadzieję, że księgowi NUMA nie dostaną ataku serca na widok rachunku za wynajęcie jaguara kabrioletu. Uważał, że należy mu się odrobina luksusu jako rekompensata za rezygnację z życia miłosnego dla dobra agencji. Jak tak dalej pójdzie, skończy w klasztorze.

Zjechał z autostrady i zapuścił się w wąskie, kręte drogi. Niektóre miały szerokość ścieżki dla krów. Jechał dość szybko, próbując trzymać się lewej strony. Malowniczy krajobraz wyglądał jak zdjęcia z kalendarza. Pagórki i pastwiska były jako nienaturalnie zielone. W miasteczkach stały gęsto solidne domy zbudowane z żółtawego kamienia.

Lord Dodson mieszkał w małej wiosce jak z angielskich kryminałów, gdzie wszyscy są podejrzani o zamordowanie pastora. Jego dom znajdował się przy krętej drodze niewiele szerszej od samochodu. Zavala skręcił w żwirowy podjazd między żywopłotami i zaparkował obok wiekowego pikapa morris minor. Półciężarówka stała przed dużą piętrową budowlą z jasnobrązowego kamienia, krytą ciemną dachówką. Posiadłość ani trochę nie przypominała rezydencji angielskiego lorda z wyobrażeń Zavali. Dom i ogród otoczone były murem. Wśród grządek kręcił się człowiek w połatanych spodniach i spłowiałej koszuli roboczej. Pewnie ogrodnik.

– Przepraszam – zagadnął go Zavala. – Szukam sir Nigela Dodsona.

Mężczyzna miał twarz porośniętą siwą szczeciną. Zdjął brudne rękawiczki, wyciągnął rękę i mocno uścisnął dłoń gościa.

– To ja – powiedział. – A pan jest pewnie tym dżentelmenem z Ameryki, który wczoraj dzwonił.

Joe miał nadzieję, że nie widać po nim zaskoczenia. Kiedy usłyszał przez telefon arystokratyczny angielski akcent, wyobraził sobie Dodsona z podkręconymi wąsami, w tweedowym garniturze. W rzeczywistości lord był małym, szczupłym, łysiejącym człowieczkiem. Prawdopodobnie po siedemdziesiątce, choć wyglądał dwadzieścia lat młodziej.

– Orchidee? – zapytał Zavala. Wokół jego malowniczego domu rodzinnego w Santa Fe też rosły kwiaty.

– Zgadza się. Żabie orchidee. Tu nakrapiane, tam piramidalne – przytaknął Dodson i uniósł brwi, jakby Zavala nie pasował do jego stereotypu Amerykanina. – Jestem zaskoczony, że pan je rozpoznał. Różnią się od tych wielkich, mięsistych roślin, które wszyscy uważają za orchidee.

– Mój ojciec był zwariowany na punkcie kwiatów.

– Potem oprowadzę pana po ogrodzie. Teraz jest pan pewnie spragniony po podróży, panie Zavala. Przyleciał pan ze Stambułu, tak? Nie byłem tam od lat. Fascynujące miasto.

Dodson zaprosił Zavalę na rozległe kamienne patio za domem. Zawołał przez otwarte drzwi tarasu swoją gospodynię – tęgą, rumianą kobietę o imieniu Jenna. Spojrzała na Zavalę jak na robaka, którego jej chlebodawca znalazł w swoich orchideach. Potem przyniosła dwie wysokie szklanki z mrożoną herbatą. Usiedli pod orientalną pergolą porośniętą bluszczem. Szeroki trawnik, przystrzyżony jak na polu golfowym, opadał ku wolno płynącej rzece i rozległym mokradłom. W małej przystani stała łódź.