Выбрать главу

Raz na tydzień jadał kolację z Ginny i dziećmi. Bez względu na to, jak wiele miał roboty, nigdy nie zaniedbywał tego obowiązku. Ale nie sypiał z Ginny. Tymczasem jego druga żona skombinowała rozwód w Meksyku, więc znowu był kawalerem. Rzecz dziwna, nie palił się zbytnio do sypiania z młodymi gwiazdkami, które byłyby łatwą zdobyczą. W gruncie rzeczy był zanadto snobem. Bolało go to, że żadna z młodych gwiazd, aktorek będących jeszcze na szczycie, nigdy mu nie dawała okazji. Ale dobrze było ciężko pracować. Najczęściej wracał wieczorem samotnie do domu, nastawiał swoje stare płyty, robił sobie drinka i nucił pod nie kilka taktów. Dobry był niegdyś, diabelnie dobry. Nie uświadamiał sobie, jaki dobry. Nawet niezależnie od tego specjalnego głosu, który mógł się trafić każdemu, był dobry. Był prawdziwym artystą i wcale o tym nie wiedział, i nie wiedział też, jak bardzo to uwielbiał. Zmarnował sobie głos piciem, paleniem i dziwkami akurat wtedy, kiedy naprawdę zrozumiał, o co idzie. Czasami Nino przychodził na drinka i słuchał razem z nim, a Johnny mówił szyderczo:

– Ty, makaroniarzu, nie śpiewałeś tak nigdy w życiu.

A Nino obdarzał go tym dziwnie czarującym uśmiechem, potrząsał głową i potakiwał:

– Nie i nigdy nie będę – głosem pełnym współczucia, tak jakby wiedział, co Johnny myśli.

W końcu, na tydzień przed rozpoczęciem zdjęć do nowego filmu, nadszedł wieczór wręczenia Oscarów. Johnny zaprosił Nina, ale Nino odmówił. Johnny powiedział:

– Bracie, nigdy cię nie prosiłem o przysługę, prawda? Więc zrób mi dzisiaj tę łaskę i chodź ze mną. Jesteś jedynym facetem, który będzie mi naprawdę współczuł, jeżeli nie wygram.

Przez chwilę Nino był zaskoczony. Potem odrzekł:

– Jasne, bracie, mogę iść. – Przerwał na chwilę, potem dodał: – Jeżeli nie wygrasz, machnij na to ręką. Urżnij się w trupa, a ja się tobą zaopiekuję. Psiakrew, sam nawet nie będę dziś pił. Dobry ze mnie kumpel?

– Człowieku – odrzekł Johnny Fontane. – Nie byle jaki kumpel.

Przyszedł wieczór wręczania Oscarów i Nino dotrzymał słowa. Zjawił się u Johnny’ego kompletnie trzeźwy i razem pojechali na uroczystość. Nino zastanawiał się, dlaczego Johnny nie zaprosił na bankiet żadnej ze swoich dziewczyn czy eksżon. Zwłaszcza Ginny. Czyżby myślał, że Ginny nie będzie za nim? Nino żałował, że nie może sobie łyknąć jednego; noc zapowiadała się długa i nieprzyjemna.

Cała ceremonia wręczania Nagród Akademii wydała się Ninowi Valenti nudną piłą, dopóki nie oznajmiono, kto uzyskał nagrodę dla najlepszego aktora. Kiedy usłyszał słowa „Johnny Fontane”, zaczął skakać do góry i klaskać. Johnny wyciągnął do niego rękę, a Nino ją uścisnął. Wiedział, że jego kumpel potrzebuje ludzkiego kontaktu z kimś, komu ufa, i zrobiło mu się ogromnie smutno, że Johnny nie ma nikogo lepszego do uściskania w momencie swojej chwały.

To, co nastąpiło potem, było zupełnym koszmarem. Film Jacka Woltza zgarnął wszystkie ważniejsze nagrody, toteż na przyjęciu wydanym przez wytwórnię mrowiło się od dziennikarzy oraz wszelkich karierowiczowskich kokot, zarówno żeńskich, jak męskich. Nino dotrzymał obietnicy, pozostał trzeźwy i usiłował czuwać nad Johnnym. Jednakże obecne na przyjęciu kobiety wciąż ciągnęły Johnny’ego Fontane do pokojów sypialnych na małą pogawędkę i Johnny był coraz bardziej pijany.

Tymczasem laureatka Oscara dla najlepszej aktorki cierpiała ten sam los, ale podobało jej się to bardziej i lepiej dawała sobie radę. Nino odmówił jej – jedyny na przyjęciu mężczyzna, który to uczynił.

Wreszcie ktoś wpadł na wspaniały pomysł – publiczną kopulację obojga laureatów, przy czym wszyscy obecni mieli być widzami na trybunach. Aktorkę rozebrano, zaczęto też rozbierać Johnny’ego Fontane. Wtedy to Nino, jedyny trzeźwy, złapał na wpół rozebranego Johnny’ego, przerzucił go sobie przez ramię i przepchnął się na dwór, do samochodu. Kiedy Nino odwoził Johnny’ego do domu, pomyślał, że jeżeli tak wygląda sukces, to wcale go nie pragnie.

Księga trzecia

Rozdział 14

Don był prawdziwym mężczyzną już w wieku lat dwunastu. Niski, smagły, szczupły. Urodził się jako Vito Andolini w dziwnej, wyglądającej na mauretańską wiosce Corleone na Sycylii. Kiedy obcy ludzie przyszli zabić syna człowieka, którego zamordowali, matka wyprawiła małego chłopca do swoich przyjaciół w Ameryce. W nowym kraju zmienił nazwisko na Corleone, żeby zachować jakąś więź ze swą ojczystą wioską. Był to jeden z nielicznych sentymentalnych gestów, jakie kiedykolwiek uczynił.

Na przełomie stulecia mafia była na Sycylii drugim rządem, o wiele potężniejszym od tego oficjalnego w Rzymie. Ojciec Vita Corleone uwikłał się w zwadę z innym mieszkańcem wsi, a ten przedłożył swoją sprawę mafii. Ojciec nie chciał się ugiąć i podczas publicznej kłótni zabił miejscowego przywódcę mafii. W tydzień później znaleziono go martwego, z ciałem poszarpanym strzałami z lupary. W miesiąc po pogrzebie strzelcy z mafii przyszli zapytać o młodego Vita. Uznali, że jest zbyt bliski wieku męskiego i może w najbliższych latach spróbować pomścić śmierć ojca. Krewni ukryli dwunastoletniego Vita i wysłali go do Ameryki. Tam zamieszkał u rodziny Abbandandów, której syn, Genco, miał później zostać consigliorem swojego dona.

Młody Vito zaczął pracować w sklepie spożywczym Abbandandów na Dziewiątej Alei w nowojorskiej „Kuchni piekielnej”. Mając lat osiemnaście ożenił się z włoską dziewczyną. Dopiero co przybyła z Sycylii, miała zaledwie szesnaście lat, ale była doskonałą kucharką i dobrą gospodynią. Zamieszkali w kamienicy na Dziewiątej Alei niedaleko Trzydziestej Dziewiątej Ulicy, zaledwie o kilka przecznic od miejsca pracy Vita, a w dwa lata później Bóg obdarzył ich pierwszym dzieckiem, Santinem, nazywanym przez wszystkich przyjaciół Sonnym, z uwagi na przywiązanie do ojca.

W okolicy mieszkał człowiek nazwiskiem Fanucci. Był krępym, groźnie wyglądającym Włochem, który nosił kosztowne, jasne garnitury i kremowy pilśniowy kapelusz. Powiadano, że należy do Czarnej Ręki, odgałęzienia mafii, które wymuszało pieniądze od rodzin i właścicieli sklepów pod groźbą fizycznego gwałtu. Ponieważ jednak okoliczni mieszkańcy sami byli w większości gwałtownikami, grożenie poturbowaniem przez Fanucciego było skuteczne jedynie w przypadku starszych par nie mających synów, którzy by je obronili. Niektórzy sklepikarze wypłacali mu dla świętego spokoju drobne sumy. Fanucci żerował również na swoich kolegach przestępcach, którzy nielegalnie sprzedawali bilety na włoską loterię albo prowadzili gry hazardowe w swoich domach. Sklep Abbandandów płacił mu niewielki haracz mimo protestów młodego Genco, który oświadczył ojcu, że wykończy Fanucciego. Ojciec tego nie zabronił. Vito Corleone obserwował to wszystko, ale nie uważał, że to go w jakikolwiek sposób dotyczy.

Pewnego dnia Fanucciego napadli trzej młodzi ludzie, którzy poderżnęli mu gardło od ucha do ucha, nie dość głęboko, by go zabić, ale wystarczająco, by go przestraszyć i wywołać obfite krwawienie. Vito widział, jak Fanucci umykał przed swymi prześladowcami z ociekającym czerwienią, półkolistym chlaśnięciem. Nigdy nie zapomniał, jak Fanucci trzymał pod brodą kremowy kapelusz chwytając w biegu kapiącą krew. Tak jakby nie chciał zaplamić sobie garnituru czy pozostawić za sobą sromotnego szlaku karminu.

Jednakże ta napaść okazała się niespodziewanym dobrodziejstwem dla Fanucciego. Trzej młodzi ludzie nie byli mordercami, lecz tylko twardymi chłopakami, którzy postanowili dać mu nauczkę i powstrzymać go od wymuszeń. Mordercą okazał się Fanucci. W parę tygodni później ten, który użył noża, został zastrzelony, a rodziny obu pozostałych młodzieńców zapłaciły Fanucciemu odszkodowanie, żeby się wyrzekł zemsty. Potem haracze wzrosły, a Fanucci został wspólnikiem gier hazardowych w dzielnicy. Co się tyczy Vita Corleone, nie była to jego sprawa. Zapomniał o niej prawie natychmiast.