Выбрать главу

Wreszcie przestał śpiewać. Tina podeszła do niego z błyszczącymi oczami i całowała go długo.

– Teraz wiem, dlaczego mama chodzi na wszystkie twoje filmy – oświadczyła. Byłoby to niezręcznym powiedzeniem w każdym innym momencie. Johnny i Nino się roześmieli.

Puścili nagranie i teraz Johnny mógł naprawdę siebie posłuchać. Jego głos się zmienił, zmienił się ogromnie, ale nadal był bezspornie głosem Johnny’ego Fontane. Stał się o wiele bujniejszy i pełniejszy, jak to już przedtem zauważył, ale było w nim coś, co znamionowało, że śpiewa mężczyzna, nie chłopiec. Miał więcej prawdziwego uczucia, więcej charakteru. A strona techniczna śpiewu była o wiele lepsza niż wszystko, co Johnny robił dotychczas. Było to po prostu mistrzowskie. A skoro był taki dobry teraz, kiedy piekielnie zardzewiał, to jakiż dobry mógł być, kiedy by wrócił do formy? Johnny uśmiechnął się do Nina.

– Czy to jest takie dobre, jak mi się wydaje?

Nino w zamyśleniu popatrzył na jego rozradowaną twarz.

– Cholernie dobre. Ale zobaczymy, jak będziesz śpiewał jutro.

Johnny był urażony, że z Nina taki ponurak.

– Ty draniu, wiesz, że nie potrafisz tak śpiewać. Nie martw się o jutro. Czuję się wspaniale.

Jednak nie śpiewał więcej tego wieczora. Zabrali dziewczyny na przyjęcie, a Tina spędziła noc w jego łóżku, ale nie wykazał się tam za dobrze. Tina była trochę zawiedziona. Ale co, u licha, nie można wszystkiego zrobić jednego dnia – myślał Johnny.

Rano obudził się z uczuciem niepokoju, z niejasnym lękiem, iż tylko mu się śniło, że odzyskał głos. A potem, kiedy nabrał pewności, że to nie był sen, zląkł się, że głos go znowu zawiedzie. Podszedł do okna i zanucił trochę, a potem, jeszcze w piżamie, poszedł do salonu. Wystukał melodię na fortepianie i po chwili spróbował ją zaśpiewać. Śpiewał cicho, ale nie było żadnego bólu, żadnego chrypienia w gardle, więc zaczął głośniej. Dźwięki były czyste i głębokie, nie musiał wcale się wysilać. Spokojnie, spokojnie, niech płyną. Johnny uświadomił sobie, że zły czas przeminął, że odzyskał wszystko. I nie było ważne, czyby nawalił w filmie, nie było ważne, że mu nie wyszło z Tiną tej nocy, nie było ważne, iż Virginia znienawidzi go za to, że może znowu śpiewać. Przez chwilę pożałował tylko jednego. Gdyby odzyskał głos, kiedy próbował śpiewać swoim córkom – jakież to byłoby cudowne. To byłoby takie cudowne.

Pielęgniarka hotelowa wtoczyła do pokoju wózek zastawiony lekarstwami. Johnny wstał i popatrzył na Nina, który spał czy może konał. Wiedział, iż Nino nie był zazdrosny o to, że on odzyskał głos. Rozumiał, że Nino zazdrościł mu tylko tego, że był taki szczęśliwy z odzyskania głosu. Że tak uwielbiał śpiewać. Bo teraz było zupełnie oczywiste, że Nino Valenti nie dba o nic na tyle, aby chcieć pozostać przy życiu.

Rozdział 27

Michael Corleone przyleciał wieczorem i zgodnie z jego życzeniem nikt go nie oczekiwał na lotnisku. Towarzyszyli mu tylko dwaj ludzie: Tom Hagen i nowy goryl nazwiskiem Albert Neri.

Dla Michaela i jego towarzyszy zarezerwowano najbardziej luksusowy apartament w hotelu. Czekali tam już ludzie, z którymi Michael musiał się zobaczyć.

Freddie powitał brata gorącym uściskiem. Przytył, wyglądał pogodniej, weselej i był o wiele bardziej wyelegantowany. Miał na sobie świetnie skrojone ubranie z popielatego jedwabiu, z odpowiednio dobranymi dodatkami. Włosy miał przycięte brzytwą i uczesane tak starannie jak gwiazdor filmowy, twarz idealnie wygoloną i wymanikiurowane ręce. Był zupełnie innym człowiekiem niż wówczas, kiedy go wyprawiono z Nowego Jorku przed czterema laty.

Odchylił się w tył i czule przyjrzał Michaelowi.

– Wyglądasz o całe niebo lepiej teraz, kiedy sobie wyreperowałeś twarz. Żona cię w końcu namówiła, co? Jak się czuje Kay? Kiedy przyjedzie tu do nas w odwiedziny?

Michael uśmiechnął się do brata.

– Ty też nieźle wyglądasz. Kay byłaby przyjechała tym razem, ale znowu jest w ciąży, a musi doglądać pierwszego dziecka. Poza tym jestem tu w interesach, Freddie, muszę lecieć z powrotem jutro wieczorem albo pojutrze rano.

– Najpierw musisz coś zjeść – powiedział Freddie. – Mamy w hotelu wspaniałego kucharza, dostaniesz najlepsze dania, jakie kiedykolwiek jadłeś. Idź więc wziąć prysznic i przebierz się, a tutaj wszystko już będzie przyszykowane. Ściągnąłem ludzi, z którymi chcesz się zobaczyć, zaczekają, aż będziesz gotowy, wystarczy mi ich zawezwać.

Michael odparł uprzejmie:

– Zostawmy Moe Greene’a na koniec, dobrze? Poproś Johnny’ego Fontane i Nina, żeby zjedli z nami. A także Lucy i tego jej przyjaciela, doktora. Możemy pogadać przy jedzeniu. – Obrócił się do Hagena. – Chcesz jeszcze kogoś poza tym, Tom?

Hagen potrząsnął głową. Freddie przywitał go o wiele mniej serdecznie niż Michaela, ale Hagen to rozumiał. Freddie był na czarnej liście u ojca i naturalnie obwiniał consigliora, że tego nie naprawił. Hagen byłby chętnie to zrobił, ale nie wiedział, dlaczego Freddie jest w niełasce u ojca. Don nie wypowiadał żadnych konkretnych pretensji. Po prostu dawał wyczuć swoje niezadowolenie.

Było już po północy, kiedy zebrali się przy specjalnym stole obiadowym, zastawionym w apartamencie Michaela. Lucy ucałowała Michaela, nie komentując faktu, że jego twarz wygląda o wiele lepiej po zabiegu. Jules Segal bezceremonialnie przypatrzył się zoperowanej kości policzkowej i powiedział do Michaela:

– Dobra robota. Ładnie to pocerowali. A zatoki w porządku?

– Świetnie – odrzekł Michael. – Dziękuję za pomoc.

Podczas kolacji uwaga wszystkich skupiała się na Michaelu. Zauważyli jego podobieństwo do dona w mowie i sposobie bycia. W jakiś dziwny sposób budził ten sam szacunek, ten sam respekt, choć był zupełnie naturalny, starał się, żeby każdy czuł się swobodnie. Hagen, jak zwykle, pozostawał w tle. Nowego człowieka nie znali; Albert Neri był także bardzo cichy i nienarzucający się. Powiedział, że nie jest głodny, i zasiadł w fotelu blisko drzwi, czytając miejscową gazetę.

Kiedy wypili kilka drinków i coś zjedli, odprawiono kelnerów. Michael zwrócił się do Johnny’ego Fontane:

– Podobno twój głos jest znowu równie dobry jak przedtem, wrócili do ciebie wszyscy twoi dawni wielbiciele. Winszuję.

– Dzięki – powiedział Johnny. Był ciekaw, dlaczego właściwie Michael chciał się z nim zobaczyć. O jaką uprzejmość zamierzał go poprosić?

Michael przemówił do nich wszystkich:

– Rodzina Corleone myśli o tym, żeby się przenieść tutaj, do Vegas. Sprzedać wszystkie udziały w handlu oliwą i tu się osiedlić. Don, Hagen i ja omówiliśmy to już i uważamy, że tutaj jest przyszłość dla Rodziny. To nie znaczy, że zrobi się to zaraz czy w przyszłym roku. Może będzie potrzeba dwóch, trzech, a nawet czterech lat, żeby wszystko załatwić. Ale taki jest ogólny plan. Niektórzy nasi przyjaciele mają spore udziały w tym hotelu i kasynie, więc to będzie naszą podstawą. Moe Greene sprzeda nam swój udział, tak że całość stanie się własnością przyjaciół Rodziny.

Na okrągłej twarzy Freddiego pojawił się niepokój.

– Mike, jesteś pewny, że Moe Greene sprzeda? Nigdy mi o tym nie wspominał, a uwielbia ten interes. Naprawdę nie sądzę, żeby sprzedał.

Michael wyjaśnił spokojnie:

– Zrobię mu propozycję nie do odrzucenia.

Te słowa zostały wypowiedziane zwyczajnym tonem, a jednak efekt ich był mrożący, może dlatego, że było to ulubione powiedzenie dona. Michael obrócił się do Johnny’ego Fontane.

– Don liczy na ciebie, liczy że pomożesz nam ruszyć z miejsca. Wyjaśniono nam, że rozrywki będą ważnym czynnikiem przyciągania graczy. Mamy nadzieję, że podpiszesz kontrakt na pięć występów rocznie, może po tygodniu każdy. Spodziewamy się, że twoi przyjaciele z filmu zrobią to samo. Wyświadczyłeś im mnóstwo uprzejmości, teraz możesz się do nich odwołać.