Jednakże, zerknąwszy nań, zorientował się, że Sollozzo doskonale zna jego myśli. Turek się uśmiechał. I wtedy coś uderzyło Hagena. Co się stało z Lucą Brasi, że Sollozzo był taki beztroski? Czy Luca zawarł porozumienie? Hagen pamiętał, że owego wieczora, kiedy don Corleone odmówił Sollozzowi, Lucę wezwano na poufną konferencję z donem. Jednakże teraz nie był moment, żeby się troszczyć o takie szczegóły. Musiał powrócić do bezpiecznego schronienia, jakim była forteca Rodziny Corelone na Long Beach.
– Zrobię, co będę mógł – przyrzekł. – Myślę, że pan ma rację, nawet don chciałby, żebyśmy tak zrobili.
Sollozzo poważnie kiwnął głową.
– Świetnie – odrzekł. – Nie lubię rozlewu krwi. Jestem biznesmenem, a krew kosztuje za dużo pieniędzy.
W tej chwili zadzwonił telefon i jeden z ludzi siedzących za Hagenem poszedł go odebrać. Posłuchał, po czym rzekł krótko:
– Okay, powtórzę mu.
Odłożył słuchawkę, podszedł do Sollozza i szepnął coś Turkowi do ucha. Hagen spostrzegł, że Sollozzo zbladł, a oczy zabłysły mu wściekłością. Poczuł dreszcz strachu. Sollozzo patrzał na niego w zamyśleniu i Hagen nagle pojął, że już nie zostanie uwolniony. Że stało się coś, co mogło dla niego oznaczać śmierć. Sollozzo rzekł:
– Stary żyje. Pięć kul w tej jego sycylijskiej skórze, i żyje. – Zrezygnowany wzruszył ramionami. – Pech – powiedział do Hagena. – Pech dla mnie. Pech dla pana.
Rozdział 4
Kiedy Michael Corleone przyjechał do domu ojca na Long Beach, zastał wąski wlot wjazdowy na placyk zagrodzony łańcuchem. Sam placyk jaśniał od reflektorów wszystkich ośmiu domów, a światło ujawniało co najmniej dziesięć wozów zaparkowanych wzdłuż półkolistego cementowego chodnika.
Dwaj nie znani mu mężczyźni stali oparci o łańcuch. Jeden z nich zapytał z brooklińskim akcentem:
– Pan kto?
Powiedział im. Z najbliższego domu wyszedł inny mężczyzna i zajrzał mu w twarz.
– To chłopak dona – stwierdził. – Odprowadzę go.
Mike poszedł za tym człowiekiem do domu ojca, gdzie dwaj mężczyźni stojący przy drzwiach wpuścili ich do środka.
Dom zdawał się być zapełniony nie znanymi mu ludźmi, dopóki Michael nie wszedł do salonu. Tam zobaczył żonę Toma Hagena, Teresę, siedzącą sztywno na sofie i palącą papierosa. Na stoliczku do kawy stała przed nią szklanka whisky. Na drugim końcu sofy siedział masywny Clemenza. Twarz caporegime’a była nieporuszona, ale się pocił, a cygaro w jego ręku lśniło czarno od śliny.
Clemenza podszedł i ze współczuciem uścisnął dłoń Michaela szepcząc:
– Twoja matka jest w szpitalu przy ojcu, będzie zdrów.
Paulie Gatto wstał, by mu uścisnąć rękę. Michael popatrzał na niego ciekawie. Wiedział, że Paulie był obstawą ojca, natomiast nie miał pojęcia, że tego dnia pozostał chory w domu. Wyczuł jednak napięcie w tej chudej, smagłej twarzy. Wiedział, że Gatto ma opinię człowieka robiącego karierę, człowieka bardzo szybkiego, który potrafi załatwić bez komplikacji delikatną robotę, a oto dziś zawiódł w pełnieniu obowiązków. Zauważył kilku innych ludzi Clemenzy. Michael zestawił sobie dwa fakty i zrozumiał. Clemenza i Gatto byli podejrzani. Myśląc, że Paulie był na miejscu zamachu, zapytał młodego człowieka o twarzy łasicy:
– Jak Freddie? W porządku?
– Doktor dał mu zastrzyk – odpowiedział Clemenza. – Teraz śpi.
Michael podszedł do żony Hagena, pochylił się i pocałował ją w policzek. Zawsze się lubili. Szepnął:
– Nie martw się. Tomowi nic się nie stanie. Rozmawiałaś już z Sonnym?
Teresa przytuliła się do niego na chwilę i potrząsnęła głową. Była delikatną, bardzo ładną kobietą, bardziej amerykańską niż włoską, i teraz ogromnie wystraszoną. Wziął ją za rękę i podniósł z sofy. Potem poprowadził ją do narożnego gabinetu ojca.
Sonny siedział rozparty w fotelu za biurkiem, trzymając w jednej ręce żółty blok, a w drugiej ołówek. Jedynym oprócz niego człowiekiem w pokoju był caporegime Tessio, którego Michael poznał i od razu zrozumiał, że to jego ludzie muszą być w domu i tworzą nową straż pałacową. I on także miał w rękach blok i ołówek.
Kiedy Sonny zobaczył ich oboje, wyszedł zza biurka i wziął żonę Hagena w ramiona.
– Nie martw się Tereso. Z Tomem wszystko w porządku. Chcą tylko podać mu propozycję, przyrzekli, że go wypuszczą. Nie jest od spraw operacyjnych, po prostu jest naszym prawnikiem. Nie ma powodu, żeby ktokolwiek zrobił mu krzywdę.
Puścił Teresę, po czym i Michael, ku swemu zdziwieniu, otrzymał uścisk i pocałunek w policzek. Odsunął Sonny’ego i powiedział z uśmiechem:
– Kiedy już przywykłem, że mnie bijesz, mam teraz przyzwyczaić się do tego? – Tłukli się często, kiedy byli młodsi.
Sonny wzruszył ramionami.
– Słuchaj, dzieciaku, martwiłem się, kiedy nie mogłem cię złapać w tej mieścinie. Guzik by mnie obeszło, gdyby cię rozwalili, ale nie podobała mi się myśl, że będę musiał przynieść tę wiadomość naszej staruszce. Musiałem powiedzieć jej o tacie.
– Jak to zniosła? – zapytał Michael.
– Dobrze – odparł Sonny. – Już przedtem przez to przechodziła. Ja też. Za młody byłeś, żeby o tym wiedzieć, a później sprawy się dosyć wygładziły. – Przerwał, po czym dodał: – Jest w szpitalu przy starym. On się z tego wyliże.
– Może byśmy tam pojechali? – zaproponował Michael.
Sonny potrząsnął głową i odrzekł sucho:
– Nie mogę się ruszyć z domu, póki nie będzie po wszystkim.
Zadzwonił telefon. Sonny odebrał i słuchał uważnie. Tymczasem Michael podszedł z wolna do biurka i zerknął na żółty blok, w którym Sonny przedtem pisał. Była tam lista siedmiu nazwisk. Pierwszymi trzema byli Sollozzo, Philip Tattaglia i John Tattaglia. Michaela uderzyła myśl, że przerwał Sonny’emu i Tessiowi sporządzanie listy ludzi, którzy mieli być zabici.
Kiedy Sonny odłożył słuchawkę, zwrócił się do Teresy Hagen i Michaela:
– Możecie zaczekać obok? Mam tu z Tessiem pewną robotę, którą musimy dokończyć.
– Czy ten telefon był w sprawie Toma? – spytała żona Hagena. Powiedziała to prawie szorstko, ale płakała ze strachu.
Sonny objął ją ramieniem i poprowadził do drzwi.
– Przysięgam, że nic mu nie będzie. Zaczekaj w salonie. Przyjdę, jak tylko się czegoś dowiem.
Zamknął za nią drzwi. Michael zasiadł w jednym z dużych skórzanych foteli. Sonny rzucił mu krótkie, ostre spojrzenie i poszedł usiąść za biurkiem.
– Jak będziesz tu przy mnie sterczał, Mike, usłyszysz rzeczy, których nie chciałbyś słyszeć – powiedział.
Michael zapalił papierosa.
– Mogę w czymś pomóc – odrzekł.
– Nie, nie możesz – zgasił go Sonny. – Stary byłby zły jak cholera, gdybym pozwolił ci się w to mieszać.
Michael wstał i ryknął:
– Ty parszywy draniu, przecież to mój ojciec! Mam mu nie pomagać? Mogę pomóc. Nie muszę iść zabijać ludzi, ale pomóc mogę. Przestań mnie traktować jak małego braciszka. Byłem na wojnie. Postrzelili mnie, pamiętasz? Zabiłem paru Japończyków. Myślisz, że co, do cholery, zrobię, jak kogoś rozwalicie? Zemdleję?
Sonny wyszczerzył do niego zęby.
– Niedługo będziesz chciał, żebym się z tobą bił na pięści. No dobra, zostań. Możesz załatwiać telefony. – Obrócił się do Tessia. – Ten telefon przed chwilą dał mi cynk, któregośmy potrzebowali. – Zwrócił się do Michaela: – Ktoś musiał nadać naszego starego. Mógł to być Clemenza, mógł być Paulie Gatto, który akurat dziś, w samą porę zachorował. Ja już znam odpowiedź, zobaczymy, czy jesteś bystry. Mike, przecież chodzisz do college’u. Kto się sprzedał Sollozzowi?
Michael usiadł na powrót i oparł się wygodnie w skórzanym fotelu. Przemyślał wszystko starannie. Clemenza był caporegime’em w strukturze rodzinnej Corleone’ów, don Corleone zrobił zeń milionera i byli bliskimi przyjaciółmi przez dwadzieścia lat z górą. Zajmował jedno z najpotężniejszych stanowisk w organizacji. Co mógł zyskać Clemenza zdradzając swego dona? Więcej pieniędzy? Był dostatecznie bogaty, ale ludzie są zawsze zachłanni. Większą władzę? Zemstę za jakąś urojoną zniewagę czy zlekceważenie? Że Hagen został consigliorim? Czy może było to przeświadczenie biznesmena, że Sollozzo zwycięży? Nie, niemożliwe, żeby Clemenza był zdrajcą – a potem Michael pomyślał ze smutkiem, iż było to niemożliwe jedynie dlatego, że nie chciał, aby Clemenza zginął. Kiedy Michael dorastał, tłuścioch zawsze przynosił mu prezenty, czasami zabierał go na wycieczki, kiedy don był zbyt zajęty. Nie mógł uwierzyć, że Clemenza jest winny zdrady.