Выбрать главу

Wyszedł z kuchni, bo wiedział, że nigdy nie zdoła powiedzieć mamie Corleone o śmierci syna. Nigdy nie myślał o niej jako o swojej matce, tak jak dona uważał za ojca, a Sonny’ego za brata. Jego uczucie do niej było podobne do uczucia dla Freddiego i Michaela, i Connie. Uczucie dla kogoś, kto był dobry, lecz nie kochający. Ale powiedzieć jej nie mógł. W ciągu paru krótkich miesięcy utraciła wszystkich synów; Freddie został wygnany do Nevady, Michael ukrywał się na Sycylii, a teraz Santino nie żył. Którego z nich trzech kochała najbardziej? Nie okazała tego nigdy.

Trwało to nie dłużej niż kilka minut. Hagen opanował się wreszcie i podniósł słuchawkę. Wykręcił numer Connie. Telefon dzwonił długo, zanim Connie odezwała się szeptem. Hagen odezwał się łagodnie:

– Connie, tu mówi Tom. Obudź męża, muszę z nim pomówić.

– Tom, czy Sonny tu jedzie? – spytała Connie cichym, przestraszonym głosem.

– Nie – odrzekł Hagen. – Sonny tam nie jedzie. Tym się nie martw. Tylko obudź Carla i powiedz mu, że jest to bardzo ważne, abym z nim porozmawiał.

Connie powiedziała płaczliwym głosem:

– Tom, on mnie pobił, boję się, że znowu zrobi mi coś złego, jak się dowie, że dzwoniłam do domu.

– Nic ci nie zrobi – rzekł Hagen łagodnie. – Porozmawia ze mną i ja mu wytłumaczę. Wszystko będzie dobrze. Powiedz mu, że jest bardzo ważne, bardzo, bardzo ważne, żeby podszedł do telefonu. Okay?

Minęło prawie pięć minut, zanim głos Carla odezwał się w telefonie, bełkotliwy od whisky i snu. Hagen przemówił ostro, ażeby Carlo oprzytomniał.

– Posłuchaj, Carlo. Powiem ci coś strasznego. Przygotuj się, bo kiedy ci to powiem, chcę, żebyś mi odpowiedział całkiem swobodnie, tak jakby to było coś mniej ważnego, niż jest. Mówiłem Connie, że to ważna sprawa, więc musisz wymyślić jakąś historię. Powiedz jej, że Rodzina postanowiła przenieść was oboje do jednego z domów w ośrodku i dać ci dobrą posadę. Że don zdecydował się w końcu dać ci szansę w nadziei, że to poprawi wasze pożycie domowe. Zrozumiałeś mnie?

W głosie Carla była nuta nadziei, gdy odparł:

– Aha, okay.

Hagen ciągnął dalej:

– Za parę minut kilku moich ludzi zapuka do waszych drzwi, aby was zabrać ze sobą. Powiedz im, że najpierw mają do mnie zadzwonić. Tylko tyle. Nie mów nic więcej. Polecę im zostawić ciebie z Connie na miejscu. Okay?

– Tak, tak, rozumiem – odrzekł Carlo. Głos miał podniecony. Widocznie napięcie w głosie Hagena wreszcie mu uprzytomniło, że wiadomość, którą miał usłyszeć, jest naprawdę ważna. Hagen wypalił wprost:

– Dziś wieczorem zabili Sonny’ego. Nic nie mów. Connie zadzwoniła do niego, kiedy spałeś, a on był w drodze do was, ale nie chcę, żeby się o tym dowiedziała, nawet jeżeli się domyśla. Nie chcę, żeby to wiedziała na pewno. Pomyśli, że to wszystko jej wina. Masz zostać z nią dzisiaj i nic jej nie mówić. Chcę, żebyś się z nią pogodził. Masz być idealnym, kochającym mężem. I masz nim pozostać przynajmniej, dopóki nie urodzi dziecka. Jutro rano ktoś, może ty, może don, może jej matka, powie Connie, że zabito jej brata. I chcę, żebyś był przy niej. Zrób to dla mnie, a zajmę się tobą w przyszłości. Zrozumiałeś?

Głos Carla drżał trochę.

– Jasne, Tom, jasne. Słuchaj, ty i ja zawsze zgadzaliśmy się ze sobą. Jestem ci wdzięczny. Rozumiesz?

– Tak – odrzekł Hagen. – Nikt nie będzie uważał twojej kłótni z Connie za przyczynę tego, co się stało, o to się nie martw. Tym ja się zajmę. – Przerwał i dodał łagodnie, z zachętą: – No, a teraz zaopiekuj się Connie. – Rozłączył się.

Nauczył się nigdy nie stosować groźby, to wpoił mu don, ale Carlo doskonałe zrozumiał, o co idzie; był o włos od śmierci.

Hagen zadzwonił teraz do Tessia i kazał mu natychmiast przyjechać na Long Beach. Nie powiedział dlaczego, a Tessio nie pytał. Hagen westchnął. Teraz miało przyjść to, czego się lękał.

Musiał obudzić dona z narkotycznego snu. Musiał powiedzieć człowiekowi, którego kochał najbardziej na świecie, że go zawiódł, że nie potrafił ustrzec jego świata i życia jego najstarszego syna. Musiał powiedzieć donowi, że wszystko jest stracone, chyba że on sam, człowiek chory, zdoła się włączyć do bitwy. Bo Hagen się nie łudził. Tylko sam wielki don mógł przemienić tę straszną klęskę bodaj w zaszachowanie przeciwnika. Hagen nawet nie zadał sobie trudu zasięgnięcia opinii lekarzy dona Corleone, bo byłoby to bezcelowe. Bez względu na to, co nakazywaliby lekarze, nawet gdyby go przestrzegli, że don nie może wstać z łoża boleści pod groźbą śmierci, musiał powiedzieć wszystko swojemu przybranemu ojcu, a potem pójść za nim. I oczywiście nie było wątpliwości, co don uczyni. Opinie przedstawicieli medycyny były teraz nieistotne, wszystko było nieistotne. Don musiał się dowiedzieć i musiał albo przejąć dowodzenie, albo nakazać Hagenowi, aby zdał Pięciu Rodzinom władzę Corleone’ów.

A jednak Hagen lękał się całym sercem następnej godziny. Popróbował obmyślić sobie sposób postępowania. Musiał być ze wszech miar powściągliwy, jeżeli idzie o własną winę. Robienie sobie wyrzutów tylko zwiększyłoby brzemię dona. Podkreślenie swoich niedociągnięć jako consigliora okresu wojennego doprowadziłoby tylko do tego, że don wyrzucałby sobie swój błędny osąd przy wybraniu takiego człowieka na tak ważne stanowisko.

Hagen wiedział, że musi przekazać wiadomości, przedstawić swą analizę tego, co trzeba zrobić, aby naprawić sytuację, a potem zamilknąć. Później jego reakcje musiały być reakcjami oczekiwanymi przez dona. Gdyby don zechciał, aby uznał swą winę, uznałby ją; gdyby don oczekiwał żalu, Hagen ujawniłby szczery ból.

Podniósł głowę, słysząc warkot silników; na placyk zajeżdżały samochody. Przybywali caporegime’owie. Najpierw ich powiadomi, a potem pójdzie na górę i obudzi dona Corleone. Wstał, podszedł do barku stojącego obok biurka i wyjął szklankę oraz butelkę. Przez chwilę stał tak zdrętwiały, że nie mógł nalać płynu z butelki do szklanki. Za sobą usłyszał zamykające się cicho drzwi i obróciwszy się zobaczył, całkowicie ubranego po raz pierwszy od czasu postrzelenia, dona Corleone.

Don przeszedł przez pokój do swego ogromnego skórzanego fotela i usiadł. Stąpał trochę sztywno, ubranie wisiało na nim trochę luźno, ale Hagenowi wydawał się taki sam jak zawsze. Było to tak, jak gdyby don samą siłą woli odrzucił wszelkie zewnętrzne oznaki fizycznego osłabienia. Jego twarz była surowa, pełna dawnej stanowczości i siły. Siedział wyprostowany w fotelu i poprosił Hagena:

– Daj mi kroplę anyżówki.

Hagen zamienił butelki i nalał jemu i sobie ognistego alkoholu o smaku lukrecji. Był to wiejski trunek domowej roboty, o wiele mocniejszy od sprzedawanego w sklepach, prezent od starego przyjaciela, który co roku przysyłał donowi załadowaną nim małą ciężarówkę.

– Moja żona płakała, zanim zasnęła – powiedział don Corleone. – Przez okno widziałem caporegime’ów zajeżdżających przed dom, a jest już północ. Więc myślę, mój consigliori, że powinieneś powiedzieć swojemu donowi to, o czym wiedzą wszyscy.

Hagen odrzekł spokojnie:

– Mamie nic nie mówiłem. Miałem iść na górę, obudzić pana i osobiście przekazać wiadomość. Za chwilę byłbym przyszedł.

Don Corleone stwierdził spokojnie:

– Ale najpierw musiałeś się czegoś napić.

– Tak – odparł Hagen.

– Już się napiłeś – rzekł don. – Teraz możesz mi powiedzieć.