Выбрать главу

Była w tym odrobina wyrzutu za słabość Hagena.

– Strzelali do Sonny’ego na autostradzie. Nie żyje.

Don Corleone zacisnął powieki. Na ułamek sekundy mur jego woli rozpadł się, a odpływ fizycznej siły objawił się wyraźnie na twarzy. Potem się opanował.

Splótł dłonie przed sobą na blacie biurka i spojrzał Hagenowi prosto w oczy.

– Powiedz mi wszystko, co się stało – rzekł. Potem podniósł rękę. – Nie, zaczekaj, aż przyjdą Clemenza i Tessio, żebyś nie musiał tego powtarzać.

W kilka chwil później członek obstawy wprowadził do pokoju obu caporegime’ów. Od razu poznali, że don wie o śmierci syna, ponieważ wstał, by ich powitać. Uściskali go tak, jak to było dozwolone starym towarzyszom. Wszyscy napili się anyżówki, której nalał im Hagen, nim opowiedział o wydarzeniach tej nocy.

Don Corleone zadał na końcu tylko jedno pytanie:

– Czy to pewne, że mój syn nie żyje?

– Tak – odpowiedział Clemenza. – Obstawa była z regime’u Santina, ale wybrana przeze mnie. Wypytałem ich, kiedy do mnie przyjechali. Widzieli jego ciało w świetle budki. Nie mógł żyć z tymi ranami, które zobaczyli. Ręczą swoim życiem za to, co mówią.

Don Corleone przyjął ten ostateczny werdykt bez żadnych oznak wzruszenia poza kilkoma chwilami ciszy. Potem rozkazał:

– Żaden z was nie będzie się zajmować tą sprawą. Żaden z was nie będzie dokonywać jakichkolwiek aktów zemsty ani bez mego jednoznacznego rozkazu nie przeprowadzi dochodzeń dla wytropienia morderców mojego syna. Nie będzie żadnych dalszych kroków wojennych przeciwko Pięciu Rodzinom bez mojego wyraźnego, osobistego życzenia. Nasza Rodzina zawiesi wszelkie operacje handlowe oraz ochronę naszych operacji handlowych aż do pogrzebu mojego syna. Potem spotkamy się tutaj znowu i zadecydujemy, co trzeba zrobić. Dzisiaj musimy uczynić dla Santina to, co możemy, musimy pochować go jak chrześcijanina. Poproszę moich przyjaciół, żeby załatwili sprawę z policją oraz innymi odpowiednimi władzami. Clemenza, zostaniesz ze mną przez cały czas jako moja ochrona, ty i ludzie z twojego regime’u. Tessio, będziesz pilnował wszystkich innych członków mojej rodziny. Tom, zadzwoń do Ameriga Bonasery i powiedz mu, że będę potrzebował jego usług w ciągu tej nocy. Ma na mnie czekać w swoim zakładzie. To może potrwać godzinę, dwie godziny, trzy godziny. Zrozumieliście wszyscy?

Trzej mężczyźni kiwnęli głowami. Don Corleone powiedział:

– Clemenza, zbierz paru ludzi i samochody i czekaj na mnie. Będę gotowy za kilka minut. Tom, sprawiłeś się dobrze. Chcę, żeby Constanzia była rano u matki. Załatw wszystko, co trzeba, żeby tu zamieszkała z mężem. Wyślij do jej domu przyjaciółki Sandry, żeby były przy niej. Moja żona też tam pojedzie, kiedy z nią porozmawiam. Powie córce o tym nieszczęściu, a kobiety zamówią w kościele nabożeństwa i modlitwy za jego duszę.

Don wstał ze skórzanego fotela. Pozostali mężczyźni podnieśli się również, a Clemenza i Tessio uściskali go ponownie. Hagen otworzył drzwi donowi, który zatrzymał się chwilę, aby na niego popatrzeć. Potem przyłożył mu dłoń do policzka, objął go szybko i rzekł po włosku:

– Byłeś dobrym synem. Pokrzepiasz mnie.

Miało to powiedzieć Hagenowi, że postąpił właściwie w tym strasznym momencie.

Don poszedł na górę do sypialni pomówić z żoną. Wtedy to właśnie Hagen zatelefonował do Ameriga Bonasery, ażeby przedsiębiorca pogrzebowy spłacił swój dług wdzięczności wobec Corleone’ów.

Księga piąta

Rozdział 20

Wiadomość o śmierci Santina Corleone rozeszła się falą uderzeniową po świecie podziemnym całego kraju. A kiedy się dowiedziano, że don Corleone wstał z łoża boleści, aby objąć kierownictwo nad sprawami Rodziny, kiedy szpiedzy obecni na pogrzebie donieśli, że don wygląda na całkowicie ozdrowiałego, przywódcy Pięciu Rodzin poczęli robić gorączkowe przygotowania do obrony w krwawej odwetowej wojnie, która musiała niezawodnie nastąpić. Nikt nie popełnił tej pomyłki, by sądzić, że dona można lekceważyć ze względu na jego niedawne niepowodzenia. Był człowiekiem, który zrobił niewiele błędów w swojej karierze i z każdego wyciągał wnioski.

Tylko Hagen odgadł prawdziwe zamiary dona i nie był zaskoczony, kiedy do Pięciu Rodzin wysłano emisariuszy z propozycją pokoju. I to z propozycją nie tylko pokoju, ale spotkania wszystkich Rodzin z miasta oraz zaproszenia do uczestnictwa Rodzin z całych Stanów Zjednoczonych. Ponieważ Rodziny nowojorskie były najpotężniejsze w kraju, rozumiano, że ich dobro wiąże się z dobrem kraju jako całości.

Początkowo żywiono pewne podejrzenia. Czy don Corleone nie zastawia pułapki? Czy nie usiłuje zmylić czujności swych wrogów? Czy nie próbuje przygotować masowej rzezi, aby pomścić syna? Ale don wkrótce dał jasno poznać, że jest szczery. Nie tylko zaprosił na to spotkanie wszystkie Rodziny z kraju, ale nie zrobił żadnego posunięcia, aby postawić swych ludzi na ścieżce wojennej czy też zwerbować sojuszników. W końcu zaś uczynił ostatni, nieodwracalny krok, który udowadniał autentyczność jego intencji i gwarantował bezpieczeństwo wielkiej rady, która miała się zebrać. Odwołał się do usług Rodziny Bocchicchiów.

Rodzina Bocchicchiów była wyjątkowa z tego względu, że będąc niegdyś szczególnie drapieżnym odgałęzieniem mafii na Sycylii, stała się narzędziem pokoju w Ameryce. Ta grupa ludzi, dawniej zarabiająca na życie z dziką determinacją, teraz utrzymywała się w sposób, który można by nazwać świątobliwym. Jednym z atutów Bocchicchiów była zwarta struktura pokrewieństwa, wierność rodzinna, surowa nawet jak na społeczność, w której wierność wobec Rodziny miała pierwszeństwo przed wiernością wobec żony.

Rodzina Bocchicchiów, włącznie z kuzynami trzeciego stopnia, liczyła niegdyś prawie dwustu członków, gdy kierowała gospodarką małej połaci południowej Sycylii. Dochody całej rodziny pochodziły wówczas z czterech czy pięciu młynów, nie będących bynajmniej wspólną własnością, ale zapewniających wszystkim członkom rodziny pracę, chleb oraz minimum zabezpieczenia. To, wraz z zawieraniem małżeństw między sobą, wystarczało do stworzenia wspólnego frontu przeciwko wrogowi.

W swoim zakątku Sycylii nie dopuszczali do zbudowania żadnego konkurencyjnego młyna, żadnej tamy, która wytworzyłaby zapas wody dla konkurentów. Kiedyś pewien możny właściciel ziemski spróbował postawić własny młyn, wyłącznie na swój osobisty użytek. Młyn został spalony. Właściciel odwołał się do karabinierów i wyższych władz, które zaaresztowały członków Rodziny Bocchicchiów. Jeszcze przed procesem podpalono jego dwór. Zarzuty i oskarżenia wycofano. W kilka miesięcy później na Sycylię przybył jeden z najwyższych funkcjonariuszy rządu włoskiego i usiłował rozwiązać chroniczny niedobór wody, proponując wybudowanie olbrzymiej tamy. Z Rzymu przyjechali inżynierowie, aby dokonać pomiarów, czemu przyglądali się ponuro miejscowi mieszkańcy, członkowie klanu Bocchicchiów. Na całym tym obszarze zaroiło się od policji, zakwaterowanej w specjalnie zbudowanych barakach.

Zdawało się, że nic nie może wstrzymać budowy tamy, i w Palermo wyładowano już materiały i sprzęt. Dalej jednakże się nie posunięto. Bocchicchiowie skontaktowali się z innymi przywódcami mafii i wydobyli od nich zgodę na udzielenie pomocy. Ciężki sprzęt zniszczono, lżejszy rozkradziono. Przedstawiciele mafii we włoskim parlamencie przypuścili biurokratyczny kontratak na autorów planu. Trwało to kilka lat, a w owym czasie Mussolini doszedł do władzy. Dyktator zawyrokował, że tama musi być zbudowana. Tak się nie stało. Dyktator wiedział, że mafia będzie zagrożeniem dla jego reżimu, stanowiąc niejako władzę odrębną od jego własnej. Dał pełnomocnictwa wysokiemu funkcjonariuszowi policji, który z miejsca rozwiązał problem, wsadzając wszystkich do więzienia bądź deportując ich do karnych obozów pracy na wyspach. W ciągu kilku lat złamał siłę mafii, po prostu arbitralnie aresztując każdego, kogo bodaj podejrzewano o to, że jest mafioso. A przez to ściągnął również nieszczęście na wiele niewinnych rodzin.

Bocchicchiowie byli na tyle lekkomyślni, że uciekli się do użycia siły przeciwko tej nieograniczonej władzy. Połowa ich mężczyzn poległa w walce zbrojnej, niemal całą resztę deportowano do karnych kolonii na wyspach. Pozostała zaledwie garstka, i wtedy poczyniono kroki, by ją wyprawić do Ameryki potajemną, nielegalną drogą ucieczki ze statku udającego się do Kanady. Było ich około dwudziestu i osiedlili się w małym miasteczku niedaleko Nowego Jorku, w dolinie Hudsonu, gdzie zaczynając od zera, doszli do posiadania firmy wywozu śmieci, z własnymi ciężarówkami. Zaczęli prosperować, ponieważ nie mieli konkurencji. A konkurencji nie mieli, ponieważ konkurentom palono i niszczono ciężarówki. Pewnego upartego faceta, który oferował niższe ceny, znaleziono zagrzebanego i uduszonego w śmieciach, które uzbierał w ciągu dnia.