Выбрать главу

– Widziałem cię parę dni temu przy gaju pomarańczowym. Kiedy razem uciekałyście. Mam nadzieję, że was nie przestraszyłem?

Dziewczyna podniosła nań oczy na ułamek chwili. Potrząsnęła głową. Ale śliczność tych oczu sprawiła, że Michael odwrócił wzrok. Matka powiedziała cierpko:

– Apollonio, odezwijże się do tego biedaka, przejechał całe mile, żeby zobaczyć się z tobą.

Jednakże długie, czarne rzęsy dziewczyny pozostawały opuszczone na oczy jak skrzydła. Michael wręczył jej prezent zawinięty w złoty papier i dziewczyna położyła go sobie na kolanach. Ojciec przyzwolił:

– Rozwiń to – ale jej dłonie się nie poruszyły.

Były drobne i smagłe, jak dłonie dziecka. Matka wyciągnęła rękę i niecierpliwie odwinęła paczuszkę, starając się nie rozedrzeć cennego papieru. Znieruchomiała, widząc pudełko od jubilera, z czerwonego aksamitu; nigdy nie miała czegoś takiego w ręku i nie wiedziała, jak nacisnąć sprężynkę. Jednakże wiedziona czystym instynktem otworzyła je i wyjęła podarek.

Był to gruby złoty łańcuch do noszenia jako naszyjnik, i to zrobiło na nich wrażenie – nie tylko przez swoją oczywistą wartość, ale i dlatego, że w owej społeczności podarunek ze złota był zarazem deklaracją najpoważniejszych zamiarów. Był równoznaczny z oświadczynami czy raczej oznaczał intencję oświadczenia się o czyjąś rękę. Nie mogli dłużej wątpić o poważnych zamiarach tego obcego. I nie mogli wątpić o jego zamożności.

Apollonia jeszcze nie dotknęła prezentu. Matka wyciągnęła go ku niej, ona zaś uniosła na chwilę długie rzęsy, po czym spojrzała wprost na Michaela swymi sarnimi, ciemnymi, poważnymi oczyma i powiedziała:

– Grazie. – Po raz pierwszy usłyszał wtedy jej głos.

Miał on w sobie całą aksamitną miękkość młodości i nieśmiałości i zadźwięczał Michaelowi w uszach. Michael nadal nie patrzał na nią i rozmawiał z jej ojcem i matką, po prostu dlatego, że jej widok wprawiał go w takie zmieszanie. Zauważył jednak, że mimo skromnej, luźnej sukni, ciało jej nieomal lśni przez materiał czystą zmysłowością. I spostrzegł, że skóra jej ciemnieje od rumieńca, ciemnokremowa cera staje się jeszcze ciemniejsza od krwi napływającej do twarzy.

W końcu Michael wstał, szykując się do odejścia, i cała rodzina wstała również. Pożegnali się oficjalnie, dziewczyna wreszcie stanęła naprzeciw niego, a kiedy podali sobie dłonie, z drżeniem poczuł dotknięcie jej skóry na swojej, skóry ciepłej i szorstkiej, skóry wieśniaczej. Ojciec odprowadził go w dół ze wzgórza do samochodu i zaprosił na obiad na następną niedzielę. Michael kiwnął głową, ale wiedział, że nie będzie mógł czekać tak długo, by znowu zobaczyć dziewczynę.

I nie czekał. Nazajutrz pojechał do wsi bez swoich pasterzy i zasiadł na ogrodowym tarasie kawiarni, aby pogwarzyć z ojcem. Signor Vitelli ulitował się nad nim i posłał po żonę i córkę, by przyszły do nich do kawiarni. To spotkanie nie było już tak krępujące. Apollonia była mniej nieśmiała, mówiła więcej. Ubrana była w swoją codzienną sukienkę, która o wiele lepiej pasowała do kolorytu jej skóry.

Następnego dnia powtórzyło się to samo. Tylko że tym razem Apollonia miała na szyi złoty łańcuch, który jej podarował. Michael uśmiechnął się do niej wiedząc, że jest to znak dla niego. Poszedł z nią na wzgórze, a matka kroczyła tuż za nimi. Oboje młodzi nie mogli jednak nie ocierać się o siebie, a raz Apollonia potknęła się i oparła o niego, tak że ją musiał przytrzymać, i jej ciało, tak ciepłe i żywe w jego rękach, sprawiło, że wezbrała w nim fala pożądania. Nie widzieli, że za nimi matka się uśmiechnęła, jej córka bowiem była jak górska kozica i nie potknęła się na tej ścieżce od czasu, gdy była dzieckiem w pieluszkach. A matka uśmiechnęła się, ponieważ tylko w taki sposób ten młody człowiek mógł dotknąć jej córki przed ślubem.

Tak to trwało przez dwa tygodnie. Michael przywoził jej podarunki przy każdej wizycie i stopniowo stała się mniej nieśmiała. Ale nigdy nie mogli się spotkać bez przyzwoitki. Apollonia była wiejską dziewczyną, ledwie piśmienną, nie mającą żadnego pojęcia o świecie, ale odznaczała się świeżością, ciekawością życia, co wraz z barierą językową sprawiało, że wydawała się interesująca. Wszystko poszło bardzo prędko na prośbę Michaela. Ponieważ zaś dziewczyna była nim nie tylko zafascynowana, lecz także wiedziała, że musi być bogaty, wyznaczono datę ślubu na niedzielę za dwa tygodnie.

Teraz wmieszał się don Tommasino. Otrzymał z Ameryki wiadomość, że Michael nie podlega rozkazom, ale należy przedsięwziąć wszelkie podstawowe środki ostrożności. Toteż don Tommasino mianował się opiekunem pana młodego, żeby zapewnić obecność swojej własnej obstawy. Calo i Fabrizzio również należeli do świty weselnej z Corleone, podobnie jak doktor Taza. Państwo młodzi mieli zamieszkać w otoczonej kamiennym murem willi doktora Tazy.

Ślub odbył się tak jak zwykły ślub chłopski. Wieśniacy stali na ulicach i rzucali kwiaty, gdy orszak weselny, główni uczestnicy i zaproszeni goście szli pieszo z kościoła do domu panny młodej. Ślubna procesja obrzucała sąsiadów migdałami w cukrze, tradycyjnymi słodyczami weselnymi, a z tych, co pozostały, usypano cukrowobiałe góry na łożu małżeńskim oblubienicy, w tym przypadku jedynie symbolicznym, jako że pierwszą noc młodzi mieli spędzić w willi pod Corleone. Uczta weselna przeciągnęła się do północy, lecz państwo młodzi mieli przedtem odjechać samochodem. Kiedy nadeszła pora, Michael dowiedział się ze zdumieniem, że na prośbę panny młodej jedzie z nimi do willi pod Corleone jej matka. Ojciec wyjaśnił: jego córka jest młoda, jest dziewicą i jest trochę wystraszona, będzie potrzebowała kogoś, żeby ją właściwie nastawił, gdyby coś źle poszło. Te sprawy czasem bywają bardzo delikatne. Michael spostrzegł, że Apollonia spogląda na niego z niepewnością w swoich ogromnych, sarnich oczach. Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową.

I tak się stało, że odjechali do willi pod Corleone z teściową w samochodzie. Ale starsza kobieta od razu naradziła się ze służbą doktora Tazy, uściskała i ucałowała córkę, po czym zniknęła ze sceny. Michael i jego oblubienica mogli udać się sami do swej ogromnej sypialni.

Apollonia miała jeszcze na sobie suknię ślubną z narzuconą na wierzch peleryną. Jej kuferek i torbę przyniesiono z samochodu do pokoju. Na małym stoliku stała butelka wina i półmisek małych weselnych ciasteczek. Ani na chwilę nie tracili z oczu olbrzymiego łoża z baldachimem. Dziewczyna czekała pośrodku pokoju, by Michael uczynił pierwszy krok.

I oto teraz, kiedy znalazł się z nią sam na sam, kiedy posiadał ją prawnie, kiedy nie było już żadnych przeszkód, aby nacieszył się tym ciałem i twarzą, o których śnił co noc, Michael nie mógł się zdobyć na to, aby do niej podejść. Patrzał, jak zdejmowała ślubny welon i przewieszała go przez krzesło, a wianek kładła na małej toaletce. Był tam komplet perfum i kremów, które Michael kazał przysłać z Palermo. Dziewczyna przez chwilę wodziła po nich oczami.

Michael pogasił światła, myśląc, że czeka, ażeby ciemność przesłoniła jej ciało, kiedy się będzie rozbierała. Ale sycylijski księżyc przeniknął przez otwarte okiennice, błyszczący jak złoto, toteż Michael poszedł je przymknąć, ale niecałkowicie, bo w pokoju zrobiłoby się za gorąco.

Dziewczyna wciąż stała przy stoliku, więc Michael wyszedł z pokoju i udał się korytarzem do łazienki. Potem on, doktor Taza i don Tommasino wypili razem w ogrodzie po szklance wina, podczas gdy kobiety przygotowywały się na spoczynek. Spodziewał się, że kiedy wróci, zastanie Apollonię w nocnej koszuli, leżącą już pod kołdrą. Zdziwiony był, że matka nie wyświadczyła córce tej przysługi. A może Apollonia chciała, by on sam pomógł jej się rozebrać. Był jednak pewny, że jest nazbyt wstydliwa, nazbyt niewinna, by się zachować tak przedsiębiorczo.

Wróciwszy do sypialni, zastał pokój pogrążony w zupełnych ciemnościach, ktoś bowiem pozamykał całkowicie okiennice. Podszedł po omacku do łóżka i rozpoznał zarysy ciała Apollonii, która leżała pod kołdrą, plecami do niego, odsunięta i skulona. Rozebrał się i wślizgnął nagi pod kołdrę. Wyciągnął rękę i dotknął jedwabistej, nagiej skóry. Apollonia nie włożyła nocnej koszuli i ta śmiałość go zachwyciła. Powoli, ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu i delikatnie przycisnął, aby się obróciła do niego. Obróciła się powoli i jego dłoń dotknęła jej piersi, miękkiej i pełnej, i oto Apollonia już była w jego ramionach, tak szybko, że ich ciała zwarły się jak porażone jedwabistą elektrycznością, i nareszcie ją obejmował, całował głęboko w gorące usta, przyciskał do siebie jej ciało i piersi, a potem wsunął się na nią.