„I znowu ranek, znowu żegna się pod zegarem ciocia Kila.
„…Ja także umiem modlitwę. Wyuczyła mnie jej na wsi babcia Daria w wojnę, abym się modlił za ojca, kiedy nadeszła wiadomość o jego śmierci. „Tyś jest jeden nieśmiertelny, stworzycielu nas ludzi, którzyśmy z prochu powstali i w proch się obrócimy, jako tyś nakazał, ty któryś mnie stworzył i rzekłeś mi, prochem jesteś i w proch się obrócisz…”,”Prochem jesteś i w proch się obrócisz…*Uogólnijmy — materią jesteś i w materię się zamienisz. Ktoś mądry dawno zrozumiał to wielkie w swojej biblijnej prostocie i bezwzględne prawo jedności materialnego falowania. A potem ktoś głupi dał mu na imię — „Bóg”.
„Interesujące: o czym nie zacznę myśleć, wszystko prowadzi mnie do tej samej idei. I cząsteczki, i muzyka, i stara modlitwa… Zresztą, tak właśnie trzeba: prawdziwa idea materii powinna obejmować wszystko.”
„Lecę ponad morzem. Samolot mknie nisko i widzę przez swój iluminator obdarzony niezwykłą dynamiką obraz sztormu: bałwany wściekle nacierają na brzeg, uderzają weń, rozbijają się w bryzgach i pianie, cofają się i znów nacierają… Samolot bierze kurs na pełne morze, brzegi umykają z pola widzenia i — o dziwo! — sztormowa fala cichnie. Są i bałwany, są zagłębienia pomiędzy nimi, ale wszystko to robi przekonywające wrażenie nieruchomego. Jakby to wcale nie była woda.
„Tylko kiedy popatrzeć dłużej, można zauważyć powolne — o ile bardziej powolne, niż zwykły bieg do brzegu! — przemieszczenie się bałwanów względem siebie: ich grzebienie to zbliżają się z lekka, to oddalają. Zmienia się także nieco ich wysokość, pojawiają się na nich i nikną pieniste baranki…
„Oto ono, rozwiązanie zagadki statyczności świata, w którym żyjemy! To mnie tylko wprawiło w zakłopotanie: skoro świat jest falowaniem materii, jak to jest, że formy ciał i ich rozmieszczenie zachowują się tak długo? Ależ przecież dlatego, że my także jesteśmy drobnymi bryzgami tej falującej materii. I fala-Słońce, i fala-planety i falujące na nich góry, i nawet fala-samolot, i ja w samolocie…, wszyscy mkniemy zasadniczo w jednym kierunku, w kierunku istnienia (w czasie?), z ogromną prędkością (czyż nie z prędkością światła? Przecież właśnie ona winna być prędkością rozchodzenia się fal w środowisku: a energia spoczynkowa ciał E = Mc1… Ładny mi „spoczynek”!). Ten bieg fal można dostrzec tylko z nieruchomego „brzegu”. Ale brzegu takiego nie ma we wszechświecie, a jeśliby i był, to nie my się na nim znajdujemy! Możemy więc tylko obserwować zmiany w obrazie wzajemnego rozmieszczenia ciał-fal wokół nas, to znaczny ruch względny.
„…Co za wspaniałe odczucie wartości własnego życia: kiedy boisz się umrzeć tylko dlatego, że nie wszystko zrozumiałeś, nie zakończyłeś badań!”
„Wszystko to nie to, wszystko to nie tak! Mogę napisać nieskończona ilość ułożonych w sensowne zdania słów, mogę doprawić je równaniami i formułami — ażeby za pośrednictwem tego wszystkiego objaśnić swoją ideę innym. A na ile ja ją sam rozumiem? Przecież jej przedmiot to nie coś, co znajduje się w kosmosie, pod mikroskopem czy w kolbie. Ten przedmiot — to wszystko. I wokół mnie, i we mnie, i w innych. Po prostu wszystko. Prawda wyrażona samym faktem istnienia świata.”
Dzisiaj, 25 grudnia, na własnej skórze odczułem kosmiczne falowanie. Albo mi się przyśniło?… Jeszcze teraz nie mogę przyjść do siebie. Wrażenie było potężne, niełatwo je opisać.
„Godzinę temu, o jedenastej, położyłem się spać. Najpierw jak zwykle nie mogłem zasnąć: leżałem myśląc wciąż o tym samym. Rozluźniłem ciało, skoncentrowałem się na myśli: oto ona, materia, wszędzie — i poza mną, i we mnie! Przyszedł półsen, w którym myśli zamieniają się w mgliste obrazy, a te rozpływają się w przedziwne doznania. I właśnie wtedy nastąpiło coś, z powodu czego zerwałem się nagle — cały zlany potem i z łomoczącym sercem.
„Co to było? Najpierw znikły gdzieś werbalne, zrozumiałe myśli. W zamian pojawiły się jakieś widzialne majaki (choć oczy miałem zamknięte), błyski, falujące strugi — nie wiadomo dlaczego w kolorze złocistożółtym. Migotały, splatały się w wiry, rozpływały się na nowo. Potem falowanie stało się… jakieś bardziej powszechne, czy tak? (Słowa są tu bezsilne!) Rozprzestrzeniało się po ciele kolejnymi interwałami ciepła i chłodu, prężności i osłabienia, stawało są płynne i potężne. Zdawałem sobie nawet sprawę z tego, że te drobne, cząstkowe pulsacje w moim ciele zlewały się, składały się w większe, a te pokrywały się z jakimś zewnętrznym rytmem. Oto i bicie serca zlewało się z nim.
Mięśniowe i cieplne wrażenie miałem takie, jakbym huśtał się na fali — od prawego do lewego boku. Potem fale poszły wzdłuż ciała. Nie tylko kołysały mnie, ale zaczęły jakby z lekka ściskać i rozluźniać na przemian moje ciało. Jednym słowem, odczuwałem coś w rodzaju pulsowania.
„Ale czułem się jeszcze oddzielnym ciałem, tylko pogrążonym w czymś falującym objętościowo. Potem — widocznie zewnętrzne rytmy podporządkowały sobie całkowicie moje wewnętrzne falowanie — przestałem i to odczuwać. Skądś z zewnątrz napływało ciepło — miękkie i jakby żywe, przeobrażało się w żar. Czułem, że się rozpływam, roztapiam… i tutaj nagły impuls właściwego organizmom żywym stracha, przerażenia wyprężył moje ciało! Zerwałem się.
„Co to było? Temperatura 36,7°, w normie.
„To uderzenie wewnętrznego strachu… Teraz takie uczucie, jakbym uniknął śmiertelnego niebezpieczeństwa — spadłem w przepaść, ale zdążyłem schwycić się kamienia. Boję się położyć z powrotem. Przecież nigdy nie miałem odchyleń psychicznych… Czyżby moje „ja” rozpuszczało się w tym, co zewnętrzne?
„Czy to było to doświadczenie, którego tak deklaratywnie pragnąłem i oczekiwałem? Hm… Raczej nawet nie ono, tylko jego przeczucie.
„Rzuć to, Kaługa! Rzuć, bo zginiesz! Zajmij się zwykłą nauką, rób doktorat. Albo ożeń*się znowu — będziesz się krzątać, kłócić, wychowywać dzieci, oderwiesz się od tego… Męczysz się i nawet nie powąchasz tej nowej prawdy. A niech je, te namiętności!
„A przecież nie rzucę…”
Ta notatka była zakreślona czerwonym ołówkiem sędziego śledczego. „Tak, rzeczywiście” — przytaknął Kuzin.
„Tworzę — pod wrażeniem tej nocy — Energetyczną Teorię Intuicji. Albo Teorię Rezonansu Intuicyjnego, jak kto woli.
„1. Nikt nie wie, co to jest intuicja. Wiadomo tylko, że jest i że można się nią kierować w ocenie informacji i przewidywaniu przyszłości nie gorzej niż logiką (zresztą, co to jest logika, także nie jest zbyt jasne). Przy pomocy jednej i drugiej staramy się wyrobić sobie wierne wyobrażenie o rzeczywistości, poznać prawdę. Można to zdefiniować tak: intuicja to pojmowanie konkretnej prawdy nie na drodze rozumowania, a na podstawie jakiegoś wewnętrznego sygnału w naszej psychice.
„Sygnał ten, choć występuje jako „delikatne poruszenie duszy”, jest niewątpliwie materialny. Jaka jest jego natura?
„2. Każdy, komu zdarzyło się poznać albo tworzyć coś nowego: dokonywać wynalazku, odkrycia, podejmować ważne zadania życiowe, (to ważne, że życiowe!) wie, że w momencie zrozumienia albo prawidłowej decyzji znika zmęczenie, nawet jeśli walczyło się z problemem dniami i nocami. Człowiek czuje nagły przypływ sił, wpada w dobry nastrój, ogarnia go pragnienie, aby pracować i pracować wciąż jeszcze. I łatwo mu to przychodzi — nawet pracuje.
„Tak było i ze mną, kiedy wpadłem na trop „zwariowanej” teorii zmiennych mikrocząsteczek, tak było i przy innych pomysłach na temat właściwości falującej materii. Tak bywało i wcześniej, kiedy w pracy lub w życiu dochodziłem do prawdziwego rozwiązania. Podnosi się tonus mięśniowy, wzrasta życiowa aktywność, chce się człowiekowi śmiać ze szczęścia, nie wiadomo, skąd biorą się siły… Taki stan, to w istocie jedyny fakt w naturze ludzkiej twórczości. Nazywa się go „olśnieniem”, „natchnieniem”, „objawieniem”, ale są to wszystko puste słowa. Ścisły jego sens sprowadza się do tego, że u człowieka następuje przypływ energii.