— Ależ… to bynajmniej nie przypomina bredni szaleńca. To straszne, ale jest tu swoista logika, sens…
— To część zapisu tylko jednego jego „ja”, monsieur Wallon. Jednego z trzech. Osobowość każdego jego „ja” w ogólnie przyjętym rozumieniu jest w pełni normalna. Przyjmujemy jako szaleństwo naruszenie wzajemnych związków wewnątrz kompleksu „ja” określającego osobowość danego człowieka, albo, przy rozdwojeniu osobowości, chaotyczne pomieszanie wzajemnych związków odnoszących się do obu kompleksów. Zresztą to wszystko jest nader złożone, by krótko wyjaśnić… Poszczególne wideosygnały mózgu udawało się już wcześniej otrzymywać, nie tylko u chorych, lecz i u zdrowych ludzi. Były to krótkie przebłyski, swego rodzaju przypadkowe kadry jakiejś nieprzerwanej, lecz nie dającej się odczytać taśmy. Jak widać, chodzi o ogromną częstotliwość modulacji. Dla normalnego mózgu jest ona szczególnie wielka. Przy zachorowaniu częstotliwość zahamowuje się i wideosygnały łatwiej utrwalać. Nadto czytelność ich się zwiększa, zwłaszcza dotyczy to tych związków, które się odnosiły bezpośrednio do choroby.
— Innymi słowy, profesorze, pan mi proponuje jako materiał filmowy dla kina i telewizji urojone wizje swoich pacjentów?
— Niezupełnie… I tylko na początek, monsieur Wallon. Na próbę. Jeżeli Jacques owi Estergomowi uda się udoskonalić aparaturę, a mam nadzieję, że tego dokona, możemy otrzymać nieprzerwany zapis wideosygnałów mózgu jakiegokolwiek, a praktycznie każdego człowieka. A wtedy otworzy pan milionom swoich widzów wewnętrzny świat człowieka, prawdziwy, niepowtarzalny, straszny…
— Czyż każdy zechce odkryć swój wewnętrzny świat? Mam na myśli normalnych, wolnych łudzi.
— Doprawdy nie ma pan podstaw do niepokoju, drogi panie Waliom. Podaż we wszystkich okolicznościach będzie przewyższać popyt. Ludzie marzący o zarobku za wszelką cenę — prostytutki, przestępcy, różnego rodzaju wyrzutki społeczeństwa… Proszę nie zapominać, że wewnętrzny świat każdego z nich jest niepowtarzalny i nigdy jeszcze żaden rodzaj sztuki ziemskiej nie ujawnił go do końca. A pan, monsieur Wallon, swoimi filmami odsłoni go. Pan pokaż” ludziom autentycznego człowieka bez maski, bez tajemnic, bez jakiejkolwiek wewnętrznej cenzury…
— I pan wierzy, że pozwolą ma demonstrować takie filmy?
— Wszystko będzie zależało od umiejętności pańskich montażystów.
Oczywiście trzeba będzie bardziej surowo ograniczać wiek widzów. Ale to już drobiaizg.
— A sprawa etyki, moralności? Proszę pamiętać, że jestem katolikiem…
— Ale to nie przeszkadza panu jednak być producentem filmowym, anonsieur Wallon. Czyż dziewięć dziesiątych produkcji pańskich wytwórni nie przeczy temu, co pan nazywa moralnością i etyką? W istocie nic się nie zmieni. Tylko zamiast bardziej lub mniej udanymi imitacjami zacznie pan handlować oryginałami. I różnorodność oryginałów będzie nieskończona. Nikt nie będzie śmiał zarzucić panu powtórzeń, schematyzmu.
Profesor Satajana zamilkł. Francois Wallon przygryzał szorstkie siwe wąsy, badawczo spoglądając na rozmówcę. Na twarzy profesora zastygł uprzejmy uśmiech.
„Zdaje się, że jest zbyt wielkim uczonym, żeby go można było podejrzewać o oszustwo — myślał Wallon. — Jednak z drugiej strony…”
— Jeśli dobrze pana zrozumiałem, profesorze — powiedział głośno, to pańskie odkrycie może mieć znaczenie nie tylko dla telewizji i kina, czyż nie tak?
— Rozumie się — przytaknął Satajana. — Może ono zainteresować (teoretyków i praktyków wszystkich tych dziedzin nauki, które się zajmują człowiekiem jako takim, tnie wyłączając także policji, Kościoła, organów śledczych, wojska… Proszę sobie wyobrazić, jak bardzo uprościłoby się przesłuchiwanie przestępców, szpiegów, jeńców wojennych. Już nie (mówiąc o kontroli lojalności obywatelskie j. Przecież wideosygnały mózgu są całkowicie obiektywne, jeśli w tym przypadku można w ogóle użyć tego terminu.
— Ależ czy człowiek nie jest w stanie jakoś kierować nimi?
— Nie… Podczas utrwalania wideosygnałów — człowieka się po prostu usypia. Próbowałem zapisywać wideosygnały w stanie czuwania, lecz zapis wypada podwójny — informację zakodowaną w głębi komórek nerwowych zagłusza inna, której przekazywaniem człowiek może świadomie kierować. U ludzi silnej woli — ukrytej informacji w ogóle nie da się wyciągnąć bez zastosowania specjalnych środków…
— Czy pan, profesorze, nie próbował zwrócić się do resortu wojskowego?
Po raz (pierwszy w czasie tej rozmowy Satajana odwrócił oczy.
— Widzi pan, monsieur Wallon, całe swoje życie wolałem nie mieć do czynienia z wojskiem. I nie chcę, żeby moje odkrycie, jeśli to można nazwać odkryciem, zbyt szybko zostało wykorzystane w tych celach, w jakich na pewno zechciałoby je wykorzystać wojsko. To jedna iż przyczyn, dla której jestem zmuszony domagać się najsurowszej tajemnicy. I… oprócz tego, jeśli mi wiadomo, w resorcie wojskowym nie ma takiego inżyniera, jak pański Jacques Estergom.
— Możliwe. — Po twarzy Francois Wallona przemknęło coś w rodzaju uśmiechu. — Jacques Estergom jest rzeczywiście bardzo utalentowany. Złota głowa… Prawdopodobnie coś niecoś mógłby zrobić dla pana. Jednakże, panie Satajana, teraz nie dam panu ostatecznej odpowiedzi… Nie… Pańska propozycja jest interesująca, ba, nawet kusząca, ale ja muszę pomyśleć, rozważyć. Poradzę się ekspertów.
— Ale, monsieur Wallon… — szybko przerwał Satajana.
— Tak, tak, rozumiem. Nasza rozmowa będzie zachowana w tajemnicy. Dam ostateczną odpowiedź… za tydzień. Lecz i w przypadku pozytywnej decyzji proszę wziąć pod uwagę to, że inżynier Jacques Estergom będzie mógł się zająć pańską aparaturą dopiero za półtora lub dwa miesiące. Teraz ma ważną i terminową pracę.
— Cóż, bardzo żałuję, lecz nie mam innego wyjścia.
— A więc za tydzień. I jeszcze jedno: potrzebny mi pański film, ten dzisiejszy albo jakikolwiek inny w tym rodzaju. Oczywiście bez prawa kopiowania. Proszę zaproponować jakąkolwiek sumę jako zastaw.
Satajana lekceważąco machnął ręką.
— Nic nie trzeba. Wystarczy pańskie słowo. Film proszę sobie wziąć.
Wallon podniósł się zza stołu. Wysoki, barczysty, był o dwie głowy wyższy od Satajany. Odprowadzając profesora do drzwi gabinetu, pochylił wielką siwą głowę ku jego uchu i cicho powiedział:
— Proszę mi wybaczyć, ale ja przede wszystkim jestem handlowcem. Nie ukrywam, że łatwiej by mi było decydować, gdybym dobrze znał… krąg, jak by to powiedzieć… pańskich zainteresowań w tej sprawie, poza udoskonaleniem utrwalającej zapis aparatury, którego być może dokona Estergom.
Satajama podniósł głowę i patrząc stanowczo w oczy filmowego potentata, odrzekł baz uśmiechu:
— Nawet jeśli to pana urazi, czcigodny panie Waliom, nie potrafię powiedzieć nic ponad to, co już powiedziałem. Interesuje mnie pewna część informacji, — ukryta w najgłębszych tajnikach podświadomości. Tej informacji jak dotąd nikomu się nie udało uzyskać, ale według wszelkich oznak ona istnieje, powinna istnieć… Żegnam pana.
Ku największemu zdziwieniu Francois Wallona, Estergom, na propozycję współpracy z profesorem Satajana, z początku kategorycznie odmówił.
— Nie interesuje cię sam problem — Wallon uniósł siwe brwi — czy też boisz się, że go nie rozwiążesz?
Po chudej, smagłej twarzy Estergoma przebiegł skurcz.
— Nie podoba mi się Satajana — odciął i odwrócił się.