Выбрать главу

Dlaczego by nie założyć, że takie badania już są rozpoczęte, lecz w zupełnie innej części Galaktyki? Automatyczne statki już startowały, pierwsze anteny już są dowiezione do rozszerzającego się pierścienia międzygwiezdnych radioteleskopów. I na Ziemię też. Na początku badacze będą przestrzegać pewnej ostrożności, zwłaszcza na zamieszkanych planetach (przecież następstw jakiegokolwiek wkroczenia tam, wywierania wpływu, na pierwszy rzut oka nawet pozytywnego, praktycznie ocenić nie można). To znaczy, że i na Ziemi będą postępować zgodnie z tą regułą. Postarają się wykorzystać nasze osiągnięcia: przecież potrzebne im są platformy do przenoszenia anten, których położenie jest sprawdzone z dokładnością do jednego metra. Tor kolejowy to idealny punkt oporowy dla ruchomego radioteleskopu. A jak go zamaskować, uczynić niewidzialnym? I tu znów tak żywo wyobraziłem sobie zielony pociąg biegnący po śnieżnej dolinie, że ta ostatnia trudność wydała mii się całkiem łatwa do pokonania. „Każdy cud jest możliwy, jeśli się przy tym nie naruszy praw przyrody” — to zdanie wyszukałem w swoich starych konspektach. Tak wymyśliliśmy zielony pociąg (w rzeczywistości w ciągu jednego czy dwu wieczorów).

A wczesnym rankiem, kiedy się umyłem i ubrałem, otworzyłem okno i zobaczyłem posępne drzewa w szarej półmgle, zaćmione światło przedświtu i złowiłem oddech chłodnej ziemi — nasz pomysł wydał mi się nierealny i nieprawdopodobny. A jednak pragnąłem weń wierzyć.

Nacisnąłem klawisz telewizora, po wypukłym srebrnym ekranie przebiegły powyginane linie, zacisnęły się w węzeł, który zadrżał jak pęk strun i znikł. Jeszcze dwa klawisze: POLAR i BIBLIOTEKA.

Ukazała się znajoma twarz.

— Biblioteka, proszę mówić.

— Coś na temat radioastronomii.

— Zasady, historia, zastosowanie?

— Film. O wszystkim od razu.

— Czas?

— Półtorej godziny.

— Zamówienie przyjęte. Proszę czekać pięć minut.

Ekran zalało błękitne migotanie, jakby dawało wyraz wybuchowi energii telewizyjnego robota.

Z wysokości lotu ptaka ukazały się wąwozy i kaniony przegrodzone żaglami anten. Wysoko w górach, na tle wierzchołków ostrych szczytów migały ich głowice patrzące ponad śniegami. Na zboczach zielonych wzgórz zwijała się pajęczyna anten. Planeta była gruntownie zradiofonizowana, a ten drugi, gwiezdny etap radiofonizacji dopiero się zaczynał. Razem z teleskopami-gigantami pracowali jeszcze i wysłuchiwali eter pionierzy radiowego zwiadu: dwudziestometrowy Sierpuchowski, stumetrowy Amerykański, Krymski, Puertorikański, Wielki Australijski.

Jeszcze jeden klawisz: KONSULTANT.

— Czy działają międzyplanetarne radioteleskopy?

— Nie.

— Czy są projekty?

— Tak. Pierwszy projekt: Ziemia-Księżyc, drugi: Mars-Ziemia— Księżyc.

— Gzy inne cywilizacje mogą wykorzystać Ziemię do instalacji radioteleskopów?

— Niewykluczone. (Milczenie.) Wątpliwe, to zależy od poziomu zakłóceń radiowych.

— Czy można powiązać fenomen zielonego pociągu z badaniami kosmosu?

— Brak danych. (Przedłużająca się pauza.) Fenomen zielonego pociągu nieznany. Pytanie nie na temat.

„SZCZĄTKI MAMUTA ZNALEZIONE”

Jedziemy nartami po świeżo spadłym śniegu, miękkim i lekkim, a z modrzewi zlatują nowe białe czapy, i głosy dźwięczą ciszej i głuszej. Zupełnie zapomniałem o wiośnie, która już, już zabierała się do ogrzania ziemi, do obdarzenia jej pierwszą trawą, przeźroczystą wodą, krzykiem ptaków.

Jest nas czterech: Achwo, ja, Gleb, Kisielew — badacz tropów z Ruskiego Ustia, potomek koczowników i jakuckich myśliwych, urodzony budowniczy i podróżnik, który przeszedł Daleką Północ wzdłuż i wszerz, oraz Dymitr Wasilewski, kinooperator i uczony (to on przysłał nam wzmacniacze światła, a potem sam przyleciał do polaru, żeby zrobić film). Czy można spotkać na Północy ludzi, którzy by jej nie lubili? Chyba nie. Mnie się ta ziemia wydaje gigantycznym naturalnym rezerwatem: nabrzmiałe i ogromne są jej rzeki, wiatry bystre, długie i opieszałe zimowe noce i letnie dni.

Lecz żeby naprawdę poznać Północ, trzeba jej oddać życie jak Gleb, który pamiętał i nieczęste spotkania z białym żurawiem niezwykłej piękności, i z ginącymi, coraz rzadziej przelatującymi nad brzegiem ziemi tundrowymi łabędziami i białolicymi kazarkami, a w leśnych gąszczach, gdzie ryś strzeże łosia i wszelkiego zwierza, polował na czarnego sobola. A w Arktyce mało ptaków? Pełno, Gleb… Już wzięta jest pod ochronę i gęś białoszyja, i biały żuraw, i sokół, i kazarki białolice, czerwonopierśne, co jak zorze lecą ku szczytowi ziemi — do domu.

Wieki i dziesięciolecia powoli, lecz dokładnie kierują biegiem i wiatrami planety, wygładzają pofałdowania gór, pośród zimy darowują odwilż, i chociaż wiosny są chłodne, wciąż ciepleje i ciepleje radosne lato i z roku na rok łagodniejsza, nie tak luta zima. Aż nagle nie wiadomo kiedy niewidzialny siewca — czas rozrzuci po górach nasiona sosen, na wzniesieniach zasadzi jodły, w suchych miejscach różowy wrzos, w pobliżu wody iwę srebrzystą. Tam gdzie wąwozy i jary, rozrzuci nasiona brzozy, na błotach posadzi łozy, a wzdłuż rzek mocne dęby. Nagle, nie wiadomo kiedy… Przecież Północ pozwala na każde marzenie, lecz i na jawie jest ona rzeczywiście piękna.

Gdyby mi powiedzieli: dzisiaj ci się poszczęści, ale musisz wybrać, co wolisz — spotkanie z mamutem, prawdziwym mamutem, który ma sierść rudą, uszy kudłate, a kły żółte, czy też z zielonym pociągiem, który zresztą już widziałeś — ja bym, niestety, nie od razu odpowiedział. Gleb na pewniaka wybrałby mamuta, Achwo zielony pociąg, Dymitr…

— Co byś wybrał, Dymitrze? — krzyknąłem. — Mamuta czy pociąg?

A on nawet nie powtórzył pytania, od — razu je zrozumiał:

— Mamuta.

— Czemu?

— Sam nie widziałem i naocznych świadków nie znam. Tak… Wypchane zwierzęta, obrazki… lecz spotkać prawdziwego zwierza, to jakby wynaleźć machinę czasu, a ty oczywiście wolisz pociąg?

A więc i Dymitr jest rozkochamy w Północy — myślałem — kamera, wzmacniacze obrazu… to wszystko nie to. Być może poszedł z nami tylko dlatego, żeby natrafić, na mamuta czy choćby na niedźwiedzia, na rogatego, na leśnego diabła.

… Najpierw zamierzaliśmy się zatrzymać pod rozjazdem, choć mieliśmy namioty, ale potem pomyślawszy zadecydowaliśmy: nie, nie należy tego robić, przecież nie widział zielonego pociągu dyżurny ruchu na mijance (a już miesiąc tu mieszkał) — czymże bylibyśmy lepsi?… Poszliśmy w kierunku drogi na południe od rozjazdu. Ach wio i Gleb posunęli się jeszcze bardziej ku południowi, a my z Dymitrem zatrzymaliśmy się i rozbiliśmy namiot. Mieliśmy trzy dni czasu. Jeden z nas zawsze pełnił dyżur przy radiostacji i kiedy nadeszła moja kolej, gotów byłem nawet nocą odebrać sygnały Achwa.

Dymitr odnosił się sceptycznie do naszego pomysłu i naprawdę nie rozumiałem, po co tu z nami przyjechał.

Trzeciego dnia, kiedy radiostacja ożyła, Dymitr pierwszy rzucił się ku przyrządom, to znaczy, że jednak też czekał, tylko po prostu nie bałamucił siebie zbytnio nadzieją.

Zawczasu umówiliśmy się: słowo „pociąg” nie powinno wyjść w eter, jak w ogóle to, co dotyczy kolei żelaznej, przecież, sądząc po wszystkim, chodziło o tajemnicę, której ktoś gorliwie strzegł. Znaczy to, że tajemniczym musi być i umowny sygnał, kiedy Achwo i Gleb zauważą pociąg. Obaj zatrzymali się dwadzieścia kilometrów od nas i czas pojawienia się pociągu na naszym odcinku mierzył się na minuty. Na godzinę przed sygnałem Achwo rozmawiał z nami, było to sprawdzenie radiostacji.