Выбрать главу

Arthur C. Clarke

Stephen Baxter

Oko czasu

UWAGA AUTORA

Grody, potęgi i majestaty, Mierzone czasu miarą bezwzględną, Niemal tak długo trwają jak kwiaty, Które codziennie więdną…
Lecz jako z wiosną pączek zielony Z łodygi zwiędłej odrasta, Z ziemi ugornej, wyjałowionej Wciąż nowe rodzą się miasta.
Rudyard Kipling

Książka ta oraz cykl, który otwiera, nie poprzedza ani nie stanowi kontynuacji poprzedniej Odysei, lecz sytuuje się niejako pod kątem prostym do niej, podążając w odmiennym kierunku.

Cytat pochodzi z książki Rudyarda Kiplinga Puk z Pukowej Górki w przekładzie Józefa Birkenmajera.

CZĘŚĆ PIERWSZA

NIECIĄGŁOŚĆ

1. Poszukiwaczka

Od trzydziestu milionów lat planeta ochładzała się i wysychała, aż na północy kontynenty pokryła warstwa lodu. Pas lasów, które niegdyś porastały Afrykę i Eurazję, ciągnąc się niemal nieprzerwanie od brzegów Atlantyku aż do Dalekiego Wschodu, skurczył się do niewielkich rozmiarów. Istoty, które kiedyś zamieszkiwały owe wiecznie zielone obszary, musiały się przystosować do nowych warunków albo przenieść gdzie indziej.

Gatunek, do którego należała Poszukiwaczka, uczynił jedno i drugie.

Z niemowlęciem uczepionym piersi Poszukiwaczka przykucnęła w cieniu, na skraju małego lasu. Jej głęboko osadzone oczy pod opadającym, kościstym czołem spoglądały na jasny krajobraz. Za lasem rozciągała się równina zalana gorącym światłem słońca. Było to miejsce, gdzie wszystko było proste, a śmierć przychodziła szybko. Ale zarazem było to miejsce pełne możliwości. Pewnego dnia miało stać się granicą między Pakistanem i Afganistanem, zwanym przez niektórych Granicą Północno-Zachodnią.

Niedaleko, na skraju lasu, na ziemi leżała martwa antylopa. Zwierzę zdechło niedawno — z ran wciąż sączyła się lepka krew ale lwy już najadły się do syta, a inne zwierzęta padlinożercy, hieny i ptaki, jeszcze go nie odkryły.

Poszukiwaczka uniosła się, prostując długie nogi i rozejrzała się dookoła.

Poszukiwaczka była małpą człekokształtną. Jej ciało, pokryte gęstym, czarnym włosem, miało niewiele ponad metr wysokości. Pod zwiotczałą skórą prawie nie było tkanki tłuszczowej. Wysunięta do przodu twarz przypominała raczej pysk, a kończyny stanowiły relikt dawnego nadrzewnego trybu życia, miała długie ręce i krótkie nogi. W istocie bardzo przypominała szympansa, ale jej rasa oddzieliła się od swych kuzynów z głębi lasu dobre trzy miliony lat temu. Poszukiwaczka stała wyprostowana, jak prawdziwa istota dwunożna, a jej biodra i miednica były bardziej ludzkie niż u jakiegokolwiek szympansa.

Należała do rasy padlinożerców, ale niezbyt sprawnych. Jednak jej rasa miała zalety, jakich nie posiadały żadne inne zwierzęta. Żyjąc pod osłoną lasu, żaden szympans nigdy nie wykonał narzędzia tak skomplikowanego jak wprawdzie prymitywny, lecz z mozołem sporządzony topór, który Poszukiwaczka trzymała w dłoni. A w oczach miała coś, jakiś błysk, jakiego nie można było zobaczyć u innej małpy.

Nie było żadnego znaku zwiastującego bezpośrednie niebezpieczeństwo. Śmiało wyszła na słońce z dzieckiem uczepionym piersi. Za nią nieśmiało postępowali jeden za drugim pozostali członkowie gromady.

Niemowlę zapiszczało i boleśnie uszczypnęło matkę. Istoty te nie miały imion — ich język nadal był tylko nieco bardziej zaawansowany niż śpiew ptaków — ale ponieważ to dziecko, drugie dziecko Poszukiwaczki, od urodzenia zawzięcie trzymało się matki, Poszukiwaczka w myślach nazwała je Chwytaczką.

Obarczona jego ciężarem Poszukiwaczka jako jedna z ostatnich dotarła do padłej antylopy, gdy pozostali swymi wyszczerbionymi kamieniami odcinali chrząstki i skórę, która łączyła kończyny zwierzęcia z resztą ciała. W ten sposób zdobywano mięso; potem kończyny można było szybko zaciągnąć we względnie bezpieczne miejsce w głębi lasu i pożywić się bez zbędnego pośpiechu. Poszukiwaczka ochoczo dołączyła do reszty. Jednak ostre światło słoneczne bardzo jej dokuczało. Minie jeszcze milion lat, zanim dalecy potomkowie Poszukiwaczki, bardziej podobni do ludzi, będą mogli przebywać na słońcu, a ich ciała będą się pocić i magazynować wodę w tkance tłuszczowej, aby móc przetrwać na sawannach.

Kurczenie się lasów stanowiło katastrofę dla małp człekokształtnych, które je niegdyś zamieszkiwały. Ewolucyjny szczyt tej wielkiej rodziny zwierząt leżał w zamierzchłej przeszłości. Ale niektóre z nich zdołały się przystosować. Rasa, do której należała Poszukiwaczka, wciąż potrzebowała cienia; każdej nocy małpy nadal wdrapywały się na wierzchołki drzew, ale w ciągu dnia robiły wypady na odkryty teren, by wykorzystać możliwość zdobycia pożywienia, tak jak teraz. Ryzykowny sposób, ale było to lepsze niż przymieranie głodem. Kiedy las rozpadał się na mniejsze fragmenty, jego brzeg stawał się coraz dłuższy i przestrzeń życiowa mieszkańców tych terenów w istocie rosła. A kiedy zdesperowane małpy przebiegały lękliwie między dwoma światami, włączały się ślepe nożyce zmienności i selekcji.

Teraz słychać było ujadanie i szybki tupot łap. To hieny poniewczasie zwietrzyły krew antylopy i nadbiegały w wielkich obłokach kurzu.

Małpy zdążyły odciąć jedynie trzy kończyny antylopy. Ale nie było już czasu. Przyciskając dziecko do piersi, Poszukiwaczka popędziła za swoją gromadą w stronę chłodnego mroku zbawczego lasu.

Owej nocy, gdy Poszukiwaczka leżała w swym gnieździe w koronie drzewa, coś zbudziło ją ze snu. Chwytaczka, zwinięta w kłębek obok niej, cicho pochrapywała.

Coś wisiało w powietrzu, czuła w nozdrzach słaby zapach, który zwiastował zmianę.

Poszukiwaczka była zwierzęciem całkowicie zależnym od środowiska, w którym tkwiła, i była bardzo wrażliwa na zmiany. Ale było w niej coś więcej niż zwierzęca wrażliwość: kiedy spoglądała na gwiazdy oczyma przystosowanymi do ogarniania niewielkich leśnych przestrzeni, odczuwała jakąś nieokreśloną ciekawość.

Gdyby potrzebowała imienia, Poszukiwaczka pasowałoby doskonale.

To owa iskierka ciekawości, mglista zapowiedź zamiłowania do wędrówek, wyprowadziła jej rasę tak daleko poza obręb Afryki. Kiedy nadeszły epoki lodowcowe, resztki lasów skurczyły się jeszcze bardziej albo całkowicie znikły. Aby przeżyć, mieszkające na obrzeżach lasów małpy musiały podjąć ryzyko pokonania otwartej przestrzeni, żeby dotrzeć do kolejnej kępy drzew, która miała się stać ich nowym domem. Nawet te, którym udało się przeżyć, rzadko odbywały w ciągu swego życia więcej niż jedną taką podróż, odyseję liczącą około jednego kilometra. Ale niektóre z nich przeżyły, a część ich dzieci dotarła jeszcze dalej.

W ten sposób w ciągu tysięcy pokoleń małpy człekokształtne zamieszkujące obrzeża lasów powoli wydostały się z Afryki, docierając aż do Azji Środkowej i przekraczając pomost lądowy w Gibraltarze prowadzący do Hiszpanii. Była to zapowiedź większych migracji, które miały nadejść w przyszłości. Ale małpy człekokształtne zawsze były rozsiane na znacznym obszarze i nie pozostawiły po sobie wielu śladów; żaden paleontolog nigdy by nie podejrzewał, że z Afryki dotarły aż do północno-zachodnich Indii, a nawet jeszcze dalej.

A teraz, kiedy Poszukiwaczka spoglądała na niebo, pojedyncza gwiazda przesunęła się w jej polu widzenia, powoli, z nieubłaganą determinacją, jak skradający się kot. Zobaczyła, że jest na tyle jasna, że rzuca cień. Ciekawość walczyła w niej ze strachem. Uniosła dłoń, ale poruszająca się gwiazda była poza zasięgiem jej palców.