Выбрать главу

— Zamknij się — powiedział Halloran ochryple przez wyschnięte gardło.

— Rozkaz, panie Halloran.

— I przestań nazywać mnie panem Halloranem.

— Dlaczego?

— Bo nie jestem żadnym Halloranem. Jestem nieziemcem.

— Naprawdę?

— Tak, naprawdę. Czy wątpisz w moje słowo?

— No, wie pan, takie niczym nie poparte twierdzenie…

— Zaraz ci dam dowód. Nie znam hasła. Czy to ci wystarczy?

Podczas gdy robot się wahał, Halloran mówił dalej.

— Posłuchaj, pan Halloran powiedział mi, że mam ci przypomnieć o twoich podstawowych definicjach, stanowiących kryteria twojego działania. Ziemianin to istota rozumna, która zna hasło, nieziemiec to istota rozumna, która nie zna hasła.

— Tak — przyznał robot niechętnie. Znajomość hasła jest dla mnie sprawdzianem. A jednak coś mi się tu nie podoba. Przypuśćmy, że mnie okłamujesz?

— Jeżeli kłamię, to znaczy, że jestem Ziemianinem, który wie, że nie ma niebezpieczeństwa. Ale ty wiesz, że nie kłamię, bo wiesz, że żaden Ziemianin nie kłamałby na temat hasła.

— Nie wiem, czy wolno mi przyjąć takie założenie.

— Musisz. Przecież żaden Ziemianin nie chciałby uchodzić za obcego, prawda?

— Oczywiście, że nie.

— I hasło jest jedynym pewnym sposobem na odróżnienie człowieka od nieziemca?

— Tak.

— Zatem rzecz jest udowodniona.

— Wciąż nie jestem pewien — powiedział Maks i Halloran zrozumiał, że robot niechętnie przyjmował informacje od nieziemca, nawet jeżeli nieziemiec chciał tylko udowodnić, że jest nieziemcem.

Czekał. Po chwili Maks powiedział:

— Dobrze. Zgadzam się, że jesteś nieziemcem. W związku z tym zabraniam ci wstępu do obozu.

— Wcale nie chcę, żebyś mnie wpuścił. Rzecz w tym, że jestem jeńcem Hallorana i sam wiesz, co to znaczy. — Robot zamrugał czujnikami.

— Nie wiem, co to znaczy.

— To znaczy — powiedział Halloran — że musisz w stosunku do mnie postępować zgodnie z rozkazami Hallorana. A rozkazy są takie, że mam być uwięziony na terenie obozu i nie wolno ci mnie wypuścić bez wyraźnego polecenia.

— Pan Halloran wie, że nie mogę cię wpuścić na teren obozu.

— Oczywiście! Ale Halloran każe ci uwięzić mnie w obozie, a to jest coś zupełnie innego.

— Naprawdę?

— Ależ oczywiście! Musisz wiedzieć że Ziemianie zawsze biorą do niewoli obcych, którzy próbują dostać się na teren obozu!

— Coś takiego obiło mi się o uszy — powiedział Maks. — Mimo to nie mogę cię wpuścić. Mogę cię pilnować tutaj, przed obozem.

— To jest do niczego — powiedział ponuro Halloran.

— Żałuję, ale to wszystko, co mogę zrobić.

— No, dobrze — zgodził się Halloran siadając na piasku. — Jestem zatem twoim więźniem.

— Tak.

— To proszę mi dać pić.

— Nie wolno mi…

— Do diabła, wiesz przecież, że wzięci do niewoli nieziemcy mają być traktowani z względami stosownymi do ich stopnia i muszą zgodnie z Konwencją Genewską otrzymywać wszystko, co jest im niezbędne do życia.

— Tak, coś o tym słyszałem — powiedział Maks. — Jaki jest twój stopień?

— Starszy jamisdar. Numer książeczki 12278031. I muszę natychmiast otrzymać wodę, bo inaczej umrę.

Maks namyślał się przez kilka sekund i powiedział:

— Dam ci wody. Ale dopiero, jak pan Halloran się napije.

— Chyba wystarczy dla nas obu? — spytał Halloran siląc się na przymilny uśmiech.

— Decyzja — stwierdził twardo Maks — należy do pana Hallorana.

— Dobrze — powiedział wstając Halloran. — Czas na moją południową modlitwę, którą muszę odbyć na osobności.

— A jeżeli uciekniesz?

— Po co? — spytał Halloran odchodząc. — Halloran i tak by mnie złapał.

— To prawda. Ten człowiek to geniusz — mruknął robot.

Upłynęło bardzo niewiele czasu. Nagle spoza głazów wyszedł Halloran.

— Pan Halloran? — spytał Maks.

— To ja — powiedział Halloran radośnie. — Czy zgłosił się tu mój jeniec?

— Tak, proszę pana. Jest tam, za tymi skałkami, modli się.

— Nie ma w tym nic złego. Słuchaj, Maks, kiedy zgłosi się tu po raz drugi, koniecznie daj mu wody.

— Chętnie. Jak tylko pan się napije.

— Co tam, mnie się nie chce pić. Daj koniecznie wody temu nieszczęsnemu nieziemcowi.

— Nie mogę, póki się nie upewnię, że pan się napił. Stan odwodnienia, o którym wspominałem, zaszedł jeszcze dalej. Jest pan bliski utraty przytomności. Nalegam stanowczo, żeby pan się napił.

— Dobrze już, przestań mi wiercić dziurę w brzuchu i przynieś manierkę.

— Ależ, proszę pana.

— Co tam znowu?

— Wie pan, że nie wolno mi opuścić posterunku na granicy obozu.

— Dlaczego, do diabła?

— Bo to sprzeczne z rozkazami. Także dlatego, że tam, za skałkami jest obcy.

— Ja za ciebie popilnuję, a ty bądź dobrym chłopcem i przynieś manierkę.

— To miło z pana strony, ale nie mogę się zgodzić. Jestem robotem RR zbudowanym wyłącznie w celu strzeżenia obozu. Nie wolno mi przekazywać obowiązków nikomu, nawet człowiekowi albo drugiemu robotowi RR, dopóki nie otrzymam hasła i nie zostanę zdjęty z posterunku.

— Tak, tak — mruknął Halloran. Z którego końca bym zaczął, dochodzę do ściany. — Z trudem powlókł się z powrotem za skałki.

— Co się stało? — spytał robot. Co ja takiego powiedziałem? — Odpowiedzi nie było.

— Panie Halloran? Starszy jamizdarze?

Nadal żadnej odpowiedzi. Maks kontynuował obchód obozu.

* * *

Halloran był wyczerpany. Gardło bolało go od gadania z tępym robotem, a całe ciało od nieustannego ataku podwójnego słońca. To już nie było poparzenie słoneczne — był czarny, spalony, nie człowiek, a pieczony indyk. Ból, pragnienie i zmęczenie nie pozostawiały miejsca na żadne uczucie poza wściekłością.

Był wściekły na siebie, że dał się złapać w tak absurdalną pułapkę, że tak głupio dał się zabić. („Halloran? A tak, to ten biedak, co nie znał hasła i umarł z pragnienia niecałe pięćdziesiąt metrów od wody i cienia. Smutna, dziwna i śmieszna śmierć…”)

Tylko wściekłość trzymała go teraz przy życiu, umożliwiała mu analizę sytuacji i poszukiwanie drogi do obozu.

— Co mi jeszcze pozostało?

Przekręcił się na wznak i patrzył w rozpalone do białości niebo. Przed oczami pływały mu czarne punkty. Halucynacje? Nie, to krążące ptaki. Ignorowały swoją codzienną, złożoną z kojotów dietę i czekały no coś ekstra, na egzotyczny kąsek…

Halloran zmusił się, żeby usiąść. Muszę rozważyć sytuację, przekonywał siebie, i znaleźć jakiś fortel.

Z punktu widzenia Maksa wszystkie istoty rozumne, które znają hasło, są Ziemianami, a wszystkie istoty rozumne, które nie znają hasła, są nieziemcami.

Co znaczy…

Właśnie, co to znaczy? Przez chwilę Halloranowi zdawało się, że znalazł klucz do całej zagadki, ale miał trudności ze skupieniem się. Ptaki krążyły coraz niżej. Jeden z kojotów zbliżył się i obwąchiwał mu buty.

Wszystko nieważne. Skoncentrować się. Stać się automatologiem-praktykiem.

— Tak naprawdę, jak się zastanowić, to Maks jest głupi. Nie zbudowano go z myślą o wykrywaniu fałszerstw, poza bardzo ograniczoną dziedziną. Jego kryteria są, powiedzmy, archaiczne. Jak w tej opowieści o Platonie, który zdefiniował człowieka jako bezpiórego dwunoga, na co stary cynik Diogenes przyniósł oskubanego kurczaka. Wówczas Platon zmienił definicję i określił człowieka jako bezpiórego dwunoga z płaskimi paznokciami.