Выбрать главу

– Rób, na co masz ochotę, kochanie – odpowiedział; pani Allen z pogodną obojętnością.

Katarzyna poszła za jej radą i pobiegła się ubrać. Ukazała,5ię ponownie po kilku minutach dając im czas na wygłoszenie zaledwie kilku pochlebnych o niej zdań, gdyż Thorpe uprzednio zjednywał był uznanie pani Allen dla gigu. Pożegnawszy swoją opiekunkę, opatrzona jej dobrymi życzeniami, pośpieszyła z panem Thorpe'em na dół.

– Najdroższa moja! – krzyknęła Izabella, ku której pociągnęły Katarzynę obowiązki przyjaźni, nim zdążyła wsiąść do gigu. – Szykowałaś się co najmniej trzy godziny. Obawiałam się już, żeś chora. Jaki cudowny był ten wczorajszy bal! Mam ci tysiące rzeczy do powiedzenia, ale teraz spiesz się i wsiadaj, bo marzę, żebyśmy już ruszyli.

Katarzyna posłuchała rozkazu i odwróciła się, lecz zdążyła jeszcze usłyszeć, jak jej przyjaciółka wykrzykuje głośno do Jamesa:

– Cóż to za urocza dziewczyna! Świata poza nią nie widzę!

– Niech się pani nie obawia – mówił Thorpe pomagając jej wsiąść do pojazdu – jeśli przy ruszaniu mój koń trochę zatańczy. Skoczy sobie zapewne kilka razy i może troszkę przysiadzie na zadzie, ale szybko ulegnie ręce pana. To koń z temperamentem i bardzo wesoły, ale całkiem bez narowów.

Ta charakterystyka nie wydała się Katarzynie szczególnie pociągająca, ale za późno już było się cofać, a za młoda była, by się przyznać do strachu, pogodziwszy się więc z losem i ufając przechwałkom pana Thorpe'a, że zwierzę wie, co to ręka pana, usiadła spokojnie. Kiedy i pan Thorpe się usadowił, służący, który przytrzymywał konia przy pysku, otrzymał rzucony wyniosłym głosem rozkaz: – Puszczaj! – po czym ruszyli najspokojniej, jak tylko można sobie wyobrazić, bez żadnych skoków czy brykań, czy czegoś podobnego. Zachwycona, że tak im się szczęśliwie udało, Katarzyna wyrażała głośno radość i wdzięczne zdumienie, towarzysz jej zaś wyjaśnił natychmiast sprawę, mówiąc, że wszystko jest skutkiem jego niezawodnej metody trzymania cugli oraz rzadkiej umiejętności i zręczności, z jaką posługuje się batem. Chociaż Katarzyna nie mogła oprzeć się zdumieniu, że panując tak znakomicie nad koniem uważał za stosowne niepokoić ją opowiadaniem o jego wybrykach, pogratulowała sobie jazdy pod opieką tak znakomitego woźnicy. Zauważywszy zaś, że koń wciąż idzie równym krokiem i nie wykazuje najmniejszej ochoty do niepokojącej żwawości (biorąc pod uwagę, że porusza się z niewątpliwą szybkością dziesięciu mil na godzinę) oraz że ta szybkość wcale nie jest przerażająca, oddała się bez reszty przyjemności zażywania świeżego powietrza i ożywczego ruchu w piękny lutowy dzień, bez najmniejszego poczucia niebezpieczeństwa. Po ich pierwszej krótkiej rozmowie nastąpiło kilkuminutowe milczenie, które przerwał nagle Thorpe. mówiąc:

– Stary Allen jest bogaty jak Żyd, co? – Katarzyna nie zrozumiała pytania, wobec tego powtórzył je. wyjaśniając: – Stary Allen, ten, z którym pani tu jesteś.

– Och, mówi pan o panu Allenie? Tak, wydaje mi się, że jest bardzo bogaty.

– I nie ma dzieci?

– Nie, nie ma.

– Fantastyczne dla tych, co po nim dziedziczą. To twój ojciec chrzestny, prawda?

– Ojciec chrzestny? Nie.

– Ale dużo z nimi przebywasz?

– Tak, bardzo dużo.

– No właśnie to miałem na myśli. Robi wrażenie porządnego staruszka, coś słyszałem, że w swoim czasie nieźle sobie używał – przecież podagra nie przychodzi z niczego. Wychyla jeszcze dzisiaj swoją butelczynę dziennie?

– Butelczynę dziennie? Nie. Skąd też panu coś podobnego w głowie postało? To człowiek bardzo wstrzemięźliwy, i chyba nie wyobrażał sobie pan, by wczorajszego wieczoru był nietrzeźwy.

– Skądże znowu! Wy, kobiety, zawsze podejrzewacie mężczyzn o nietrzeźwość. Czemu to, przecież nie myślisz, pani, że człowieka może zwalić z nóg jedna butelczyna. Gdyby każdy wypijał butelkę dziennie, nie widziałabyś na świecie połowy tych nieporządków, jakie są, to pewne. Przyniosłoby to wszystkim korzyść.

– – Nie mogę w to uwierzyć.

– Och, wielkie nieba, to byłby ratunek dla tysięcy ludzi! Nie pije się w tym królestwie jednej setnej tego wina, które się powinno wypijać. Przy tym klimacie trzeba coś na rozgrzewkę.

– A przecież słyszałam, że w Oksfordzie pije się bardzo dużo wina.

– W Oksfordzie! Zapewniam cię, pani, że w Oksfordzie wcale się teraz nie pije. Nikt nie pije. Rzadko się spotyka kogoś, kto w najlepszym przypadku przekracza swoje cztery półkwartki. Na przykład, uważano za rzecz niebywałą, że na ostatnim przyjęciu u mnie wychyliliśmy, przeciętnie biorąc, po pięć półkwartków na głowę. Uważano to za rzecz wręcz niepowszednią. Trzymam przednie wino. Rzadko spotyka się, pani, podobne w Oksfordzie i pewno tym to trzeba tłumaczyć. Ale możesz, pani, sama teraz ocenić, jak wiele tam się pije.

– Tak, mogę teraz ocenić – oświadczyła gorąco Katarzyna – że wszyscy pijecie o wiele więcej, niż sądziłam. Pewna jestem jednak, że mój brat tyle nie pije.

To oświadczenie wywołało głośną i grzmiącą odpowiedź, z której trudno było cokolwiek zrozumieć prócz kraszących ją licznych okrzyków przechodzących niemal w przekleństwa, a Katarzyna utwierdziła się tylko w przekonaniu, że w Oksfordzie dużo się pije, oraz nabrała miłego przeświadczenia o względnej wstrzemięźliwości swego brata.

Wszystkie myśli Thorpe'a zwróciły się teraz ku zaletom ekwipażu, a Katarzyna musiała podziwiać żywość i swobodę, z jaką poruszał się koń, i lekkość, z jaką toczył się pojazd, zarówno dzięki świetnym chodom zwierzęcia, jak wybornym resorom. Jak mogła, tak nadążała za jego chwalbami, bo przewyższyć ich nie była w stanie. Jego znajomość przedmiotu i jej absolutna ignorancja, gwałtowność jego wypowiedzi i jej własna nieśmiałość – przekreślały taką ewentualność. Nie potrafiła znaleźć żadnych nowych powodów do zachwytu, ale chętnie wtórowała wszystkiemu, co tylko panu Thorpe przyszło do głowy, i wkrótce ustalili bez najmniejszej trudności, że jego ekwipaż jest najdoskonalszy z wszystkich ekwipaży tego rodzaju w Anglii, pudło – najzgrabniejsze, koń ma najlepsze chody, a on sam jest najlepszym woźnicą.

– Nie sądzi pan – odezwała się po chwili Katarzyna, uznając, że sprawa- ekwipażu została już ostatecznie przesądzona i próbując jakiejś odmiany tematu – że gig Jamesa się rozleci?

– Rozleci? Wielkie nieba! Widziała pani kiedy w życiu takie dziadostwo? Nie ma w tym ani jednego zdrowego kawałka żelaza. Koła rozklepane ze szczętem przez dziesięcioletnie co najmniej użytkowanie, a pudło rozsypie się przy lada dotknięciu palcem. W życiu nie widziałem podobnego gruchota. Dzięki Bogu, my mamy coś lepszego. Za pięćdziesiąt funtów nie zrobiłbym dwóch mil tamtym gigiem.

– Wielkie nieba! – zawołała Katarzyna, naprawdę przerażona – więc zawróćmy, proszę! Z pewnością grozi im wypadek, jeśli będziemy jechać dalej. Proszę, zawróćmy, niechże pan się zatrzyma, porozmawia z moim bratem i powie mu, jakie niebezpieczeństwo im grozi.

– Niebezpieczeństwo! Mój Boże! Co znowu takiego! Jak się to pudło pod nimi rozsypie, to najwyżej bęcną, a że błota nie brak, zabawa będzie świetna. O, do licha! Ich gig jest całkiem bezpieczny, jeśli nim powozi ktoś, kto wie, jak powozić. Taki mało używany pojazd w dobrych rękach może chodzić dwadzieścia lat i więcej. Och, a niechże panią. Za pięć funtów pojechałbym nim do Yorku i z powrotem, bez żadnego wypadku.

Katarzyna słuchała ze zdumieniem. Nie wiedziała, jak pogodzić te dwie całkiem odmienne relacje tyczące tej samej rzeczy, nie znała bowiem samochwalstwa i nie miała pojęcia, do jak wielu bezpodstawnych stwierdzeń i zuchwałych kłamstw może prowadzić wybujała próżność. Wychowywała się w rodzinie zwykłych, praktycznych ludzi, którzy rzadko błyskali dowcipem. Ojciec jej zadowalał się najwyżej jakimś kalamburem, a matka przysłowiem. Nie mieli zwyczaju opowiadać kłamstw, aby dodać sobie wagi czy też stwierdzać w jednej chwili coś, czemu zaprzeczali w następnej. Przez pewien czas medytowała w wielkim pomieszaniu nad tym wszystkim i kilka razy niewiele brakowało, by poprosiła pana Thorpe o głębszy namysł nad tym, co naprawdę sądzi w tej materii, ale powstrzymała ją refleksja, że młody człowiek niezbyt się nadaje do jakichkolwiek głębszych namysłów czy wyjaśniania tego, co przed chwilą tak bardzo zagmatwał. Tłumaczyła też sobie, że przecież nie dopuściłby, aby własna siostra i James wystawieni byli na niebezpieczeństwo, któremu mógł był łatwo zapobiec, i wreszcie doszła do wniosku, że pan Thorpe1 w gruncie rzeczy uważa ów gig za całkiem bezpieczny, wobec czego sama nie będzie się więcej niepokoić.