– Jej śmierć musiała być straszną tragedią.
– Ogromną i pogłębiającą się z czasem – odparła cicho Eleonora. – Miałam zaledwie trzynaście lat, kiedy to się stało i choć zapewne odczułam jej śmierć tak mocno, jak może ją odczuć ktoś bardzo młody, nie wiedziałam, nie mogłam zdawać sobie sprawy, jaką poniosłam stratę. – Przerwała na chwilę, a potem dodała z mocą: – Wiesz, że nie mam siostry i chociaż Henry… chociaż moi bracia są bardzo serdeczni, a Henry dużo czasu tu spędza, za co jestem mu ogromnie wdzięczna, często, rzecz prosta, czuję się bardzo samotnie.
– Tak, z pewnością musisz za nim strasznie tęsknić.
– Matka byłaby stale przy mnie, matka byłaby mi nieodłączną przyjaciółką, jej wpływ przeważałby wszystko Inne.
– Czy bardzo była urocza? Bardzo ładna? Czy jest jakiś jej portret w opactwie? I czemu ulubiła sobie właśnie ten lasek? Czy to ze smutku? – pytania popłynęły teraz strumieniem.
Na pierwsze trzy otrzymała odpowiedź twierdzącą, dwa następne zostały pominięte, a zainteresowanie Katarzyny zmarłą panią Tilney wzrastało z każdym pytaniem, bez względu na to, czy otrzymała na nie odpowiedź, czy nie. Nie miała wątpliwości co do tego, że nie była szczęśliwa w małżeństwie. Generał był na pewno niedobrym mężem. Nie lubił jej ścieżki – jakże więc mógł lubić ją samą? A ponadto, chociaż jest przystojny, ma w twarzy coś, co świadczy o tym, że był dla niej niedobry.
– Zapewne – tu zaczerwieniła się, świadoma, jak chytre i podstępne jest to pytanie – jej portret wisi w pokoju twego ojca?
– Nie, malowany był do salonu, ale ojcu obraz się nie podobał, więc przez pewien czas nie miał swego miejsca. Wkrótce po śmierci mamy dostałam go na własność i powiesiłam w swojej sypialni. Chętnie ci go pokażę, podobieństwo jest uderzające.
Oto następny dowód. Podobizna, i to udana podobizna zgasłej żony, nie znajduje uznania w oczach męża. Musiał być wobec niej okrutny jak potwór.
Katarzyna nie próbowała dłużej ukrywać przed sobą uczuć, jakie generał już poprzednio w niej wzbudził, pomimo okazywanych jej atencji, a to, co dotychczas było lękiem i niechęcią, teraz przekształciło się w głęboką odrazę. Tak, odrazę. Jego okrucieństwo wobec tej czarującej kobiety kazało jej myśleć o nim ze wstrętem. Nieraz już czytała o takich postaciach, postaciach, które pan Allen zwykł nazywać nienaturalnymi i sztucznymi, ale tu oto jest oczywisty dowód przeczący jego słowom.
Właśnie ustalała ostatecznie swój pogląd w tej sprawie, kiedy ścieżka się skończyła i panny wyszły wprost na generała. Tu okazało się, że Katarzyna pomimo swego cnotliwego oburzenia musi znowu spacerować przy jego boku, słuchać jego słów i nawet uśmiechać się, kiedy on się uśmiecha. Nie mogła jednak cieszyć się już otaczającymi ją widokami i zaczęła okazywać znużenie. Generał zauważył to, zaniepokoił się o jej zdrowie, co powinno wywołać w niej skruchę za ową powziętą niedawno opinię, i nalegał, by wróciła z jego córką do domu. On przyjdzie tam za piętnaście minut. Rozstali się ponownie, ale po chwili zawołał Eleonorę i zabronił jej kategorycznie oprowadzać Katarzynę po opactwie, zanim nie wróci. Już po raz wtóry próbował odwlec to, na czym jej tak bardzo zależało, i ten fakt wydał się Katarzynie niezwykle znamienny.
ROZDZIAŁ 23
Generał wrócił dopiero po godzinie, która upłynęła Katarzynie na niezbyt pochlebnych refleksjach nad charakterem pana domu. Ta przedłużana nieobecność, te samotne wędrówki nie świadczyły o spokoju ducha czy o sumieniu wolnym od wyrzutów. Wreszcie się pojawił i to z uśmiechem na ustach – a przecież jakże posępne musiały być jego myśli. Panna Tilney, która orientowała się trochę, jak bardzo ciekawa domu jest jej przyjaciółka, wznowiła zaraz rozmowę na ten temat, a jej ojciec, wbrew oczekiwaniom Katarzyny, okazał się wreszcie gotów służyć im za przewodnika – pewno nie miał pod ręką żadnych nowych argumentów za dalszym zwlekaniem – i tylko zatrzymał się jeszcze na pięć minut, by wydać dyspozycje co do drugiego śniadania, które miało na nich oczekiwać, gdy wrócą.
Ruszyli więc. Generał wiódł je majestatycznie, godnym krokiem, co zwracało uwagę, ale nie mogło zachwiać wątpliwości oczytanej w odpowiedniej lekturze Katarzyny, i prowadził je przez hall i dalej przez mały salonik, i jeden przedpokój bez określonego przeznaczenia – do pokoju imponującego zarówno rozmiarami, jak i umeblowaniem. Był to właściwy salon, używany tylko przy bardzo ważnych okazjach. Katarzyna potrafiła jedynie powiedzieć, że jest to pokój nobliwy, wspaniały i śliczny, ponieważ przy swoim małym wyrobieniu nawet nie dostrzegła koloru atłasu na obiciach, a wszystkie zachwyty co do detali wziął na siebie generał. Dla niej nie była istotna kosztowność czy elegancja wyposażenia jakiegoś pokoju. Nie obchodziły jej meble pochodzące z czasów późniejszych niż wiek piętnasty. Kiedy generał zaspokoił swoją ciekawość obejrzawszy z bliska każdy dobrze mu znany ornament, przeszli do biblioteki, komnaty na swój sposób równie wspaniałej, gdzie znajdował się zbiór książek, na który człowiek skromny mógłby spoglądać z dumą. Katarzyna słuchała, podziwiała i zachwycała się o wiele szczerzej niż poprzednio, wykorzystała w pełni tę świątynię wiedzy przejrzawszy pobieżnie tytuły książek na połowie jednej półki i gotowa była iść dalej. Ale wbrew pragnieniom, nie zobaczyła przed sobą amfilady pokoi. Chociaż budynek był bardzo obszerny, obejrzała już większą jego część. Powiedziano jej, że łącznie z kuchnią te sześć czy siedem pokoi, które widziała, stanowią trzy skrzydła budynku otaczającego wirydarz, nie bardzo jednak chciała w to wierzyć czy też wyzbyć się podejrzeń, że jest tu jeszcze wiele pomieszczeń sekretnych. Z ulgą przyjęła wiadomość, że wrócą do pokoi codziennego użytku poprzez kilka mniej ważnych, wyglądających na wewnętrzny dziedziniec, które razem z jakimiś korytarzami, nie biegnącymi w prostej linii, łączą poszczególne skrzydła. Idąc dalej, miała dodatkową satysfakcję usłyszawszy, że stąpa właśnie po tej części budynku, która niegdyś była klasztorem. Pokazano jej ślady dawnych cel, natomiast nie otworzono przed nią kilku drzwi, które po drodze zauważyła, ani nie powiedziano, co się za nimi kryje. Wreszcie znalazła się w pokoju bilardowym i w osobistym apartamencie generała, nie bardzo pojmując, jak się one łączą, i nie wiedząc, w którą stronę powinna się po wyjściu z nich skierować, i na koniec przeszła przez mały ciemny pokoik pozostający w dyspozycji Henry'ego, pełen porozrzucanych książek, rozmaitej broni i jakichś płaszczy. W stołowym, choć go już oglądali i zawsze mieli w przyszłości oglądać o godzinie piątej, generał nie mógł odmówić sobie przyjemności i krokami przemierzył długość pokoju, aby dać najzupełniej dokładne informacje pannie Morland, która ani o nie dbała, ani w nie wątpiła. Potem udali się krótkim przejściem do kuchni. – starej kuchni klasztornej, o potężnych ścianach pokrytych wiekowym kopciem, wyposażonej w nowoczesne piece kuchenne i podgrzewacze. Generał i tutaj pofolgował swojej namiętności do udoskonalania. Na obszernym terenie kuchni zastosowano wszystkie nowoczesne wynalazki ułatwiające pracę kucharzom, tam zaś, gdzie zawiodła cudza inwencja, nie zawiodła na ogół inwencja generała, który potrafił znaleźć poszukiwaną doskonałość. Już za samo wyposażenie tej kuchni należało mu się poczesne miejsce na liście benefaktorów zakonu.
W kuchennych murach kończyła się wiekowa część opactwa, bowiem czwarte skrzydło kwadratu, ze względu na opłakany stan, zostało rozebrane przez ojca generała, który wzniósł na tym miejscu obecną część budynku. Kończyło się tutaj wszystko, co sędziwe. Nowy budynek był nie tylko nowy, ale ostentacyjnie nowy, przeznaczony z założenia na oficynę gospodarczą, za nim zaś leżały stajnie. Nie uważano za konieczne zachować żadnej jednolitości stylu ze starym budynkiem. Katarzyna mogłaby nawymyślać temu, kto dla codziennej wygody zmiótł z powierzchni ziemi część cenniejszą nad wszystkie pozostałe i chętnie oszczędziłaby sobie cierpienia, jakie musi rozbudzić widok takiego upadku, gdyby tylko generał jej pozwolił. Oświadczył jednak, że jeśli ma w sobie odrobinę próżności, to właśnie w związku z tym, jak urządził oficynę gospodarczą, a że jest przekonany, iż osobie o takim jak panna Morland usposobieniu miły będzie widok wygód i udogodnień, dzięki którym umniejszono wysiłki jej podwładnych, zaprowadzi ją tam bez dalszych usprawiedliwień. Obejrzeli wszystko pobieżnie, a ilość i wygoda tych pomieszczeń zrobiły na Katarzynie nadspodziewane wrażenie. Roboty, dla których wykonania wystarczało w Fullerton – jak sądzono – kilka bezkształtnych spiżarni i. jeden nieporęczny pokój kredensowy, tutaj zostały odpowiednio posegregowane, a wykonywano je osobno w obszernych, przestronnych pomieszczeniach. Nie mniej niż liczba tych pomieszczeń uderzyła ją liczba służących, których wciąż spotykali. Gdziekolwiek weszli, dygała przed nimi jakaś dziewczyna w drewnianych chodakach czy też umykał przed nimi lokaj w dezabilu. A przecież to było opactwo. Jak bardzo się różniło w zakresie tych domowych urządzeń od wszystkiego, o czym czytała! Od opactw i zamków, o wiele przecież większych od Northanger, gdzie mimo to całą brudną robotę domową wykonywały najwyżej dwie pary kobiecych rąk! Pani Allen bardzo często się dziwiła, jak też one dawały sobie z tym wszystkim radę, a Katarzyna, stwierdziwszy rozmiar tutejszych potrzeb, sama zaczęła się dziwić.