Kiedy Katarzyna wchodziła do domu, w głowie jej kłębiło się zbyt wiele myśli i wrażeń, by mogła coś widzieć czy mówić, i dopóki generał nie zapytał jej o zdanie, miała mgliste pojęcie o pokoju, w którym siedzieli. Rozejrzała się i natychmiast zauważyła, że to najwygodniejszy pokój na świecie, ale zbytnio się pilnowała, by powiedzieć to głośno, więc generał był rozczarowany jej powściągliwą oceną.
– Nie powiadamy, że to jest dobry dom – oznajmił. – Nie porównujemy go z Fullerton czy Northanger. Uważamy go za zwyczajną plebanię, małą i ciasną, to prawda, ale przyzwoitą i ogólnie biorąc, nadającą się na mieszkanie, no i nie gorszą chyba niż inne, a więc inaczej mówiąc, sądzę, że niewiele jest w Anglii wiejskich plebanii, które mogłyby się z tą choć w części równać. Nie znaczy to jednak, by nie można w niej dokonać jawnych ulepszeń. Nie jestem bynajmniej przeciwko temu, co się mieści w granicach rozsądku – jakaś wysunęła dobudówka – chociaż między nami mówiąc, jeśli mam do czegoś szczególną awersję, to do takiego łatania dobudówkami.
Tak niewiele z tego, co mówił, wpadało w ucho Katarzyny, że ani tego nie rozumiała, ani nie odczuwała przykrości, a że Henry wysunął skwapliwie inne tematy i zaczął je omawiać, nadto służący wniósł tacę z przekąskami, generałowi wkrótce powrócił dobry humor, a Katarzynie – jej zwykła swoboda.
Pokój, o którym mowa, był obszerny, o dobrych proporcjach i ładnie urządzony; służył za jadalnię. Wychodząc, żeby się przespacerować na dworze, zobaczyli najpierw mniejszy pokój należący do pana domu i niezwykle porządnie sprzątnięty na tę okazję, a potem pokój przeznaczony na salon, który – choć nie umeblowany – zachwycił Katarzynę dostatecznie, by zadowolić nawet generała. Był to foremny pokój o francuskich oknach, za którymi rozciągał się miły dla oka widok, choć na zielone łąki tylko. Wyraziła od razu swój zachwyt z całą szczerą prostotą, z jaką go odczuła.
– Och, proszę pana, czemu pan nie urządzi tego pokoju! Jaka szkoda, że nie jest umeblowany! To najładniejszy pokój, jaki w życiu widziałam, to najładniejszy pokój na świecie!
– Ufam – oznajmił generał z uśmiechem satysfakcji – że zostanie umeblowany bardzo niedługo. Potrzeba tu tylko kobiecego gustu.
– Och, gdyby to był mój dom, zawsze bym tu siedziała. Och, co za urocza chatka, tam między drzewami, i do tego jabłonki! To najładniejsza chatka…
– Podoba się pani. Aprobuje ją pani, to wystarcza. Henry, pamiętaj, żeby powiedzieć o tym Robinsonowi. Chata zostaje.
Ten komplement przywołał Katarzynę do przytomności i zamknął jej natychmiast usta, i chociaż generał zwrócił się do niej niemal wprost prosząc o wybór dominującego koloru tapet i zasłon, nie można było wyciągnąć z niej na ten temat ani słowa. Ale świeże widoki i świeże powietrze pomogły odsunąć w niepamięć te kłopotliwe skojarzenia. Kiedy zań doszli do części parkowej, która składała się z jednej ścieżki wokół łąki, gdzie Henry od pół roku zaczął wykazywać swoje talenty, odzyskała już do tego stopnia przytomność, iż uznała w duchu, że to najładniejszy park, jaki widziała w życiu, chociaż nie rósł tam ani jeden krzak wyższy od zielonej ławki stojącej na zakręcie.
Zrobili jeszcze wypad na inne łąki, przeszli szybko przez część wsi, zaszli do stajni, by obejrzeć tam jakieś nowe urządzenia, bawili się rozkosznie z gromadką szczeniąt, które już umiały baraszkować – i tak przyszła godzina czwarta, choć Katarzyna powiedziałaby, że jeszcze nie ma trzeciej. O czwartej mieli jeść obiad, a o szóstej ruszyć w drogę powrotną. Jeszcze żaden dzień nie minął tak szybko!
Musiała zauważyć, że obfitość jadła nie wzbudziła najmniejszego zdumienia generała: wprost przeciwnie, zerkał nawet na boczny kredens szukając tam zimnych mięsiw, których nie było. Obserwacje jego dzieci były całkiem odmienne. Rzadko się zdarzało, żeby jadł z takim apetytem przy innym stole niż własny, i nigdy w życiu nie widzieli, żeby tak mało przejął się faktem, iż topione masło skrzepło.
O godzinie szóstej, kiedy generał wypił kawę, wsiedli do powozu, a zachowanie generała podczas całej wizyty było tak miłe i Katarzyna była tak pewna, czego on w duszy pragnie, że gdyby mogła być równie pewna pragnień jego syna, wyjeżdżałaby z Woodston nie martwiąc się zbytnio, jak i kiedy będzie tutaj wracać.
ROZDZIAŁ 27
Następnego ranka przyszedł do Katarzyny całkiem niespodziewany list od Izabelli:
Bath, kwiecień…
Najdroższa Katarzyno!
Wielką radość sprawiły mi twoje dwa listy i tysiąckrotnie cię przepraszam, że wcześniej na nie nie odpowiedziałam. Doprawdy, wstyd mi za moją opieszałość, ale-w tym okropnym miejscu trudno na cokolwiek znaleźć czas. Niemal co dzień od twojego wyjazdu z Bath już brałam pióro w dłoń, ale zawsze przeszkadzała mi taka czy inna błaha jakaś sprawa. Błagam, napisz do mnie szybko i adresuj do domu. Bogu dzięki, opuszczamy jutro to wstrętne miasto. Odkąd cię nie ma, nie znajduję tu żadnej przyjemności: kurz potworny, a wszyscy, na kim mi zależało, wyjechali. Myślę, że gdybym cię tylko mogła zobaczyć, nie dbałabym o resztę, bo nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo jesteś mi droga! Bardzo się niepokoję o twego kochanego brata, bo nie miałam od niego listu, odkąd wyjechał do Oksfordu i obawiam się, że zaszło jakieś nieporozumienie. Twoja życzliwa pomoc wszystko naprawi. To jedyny mężczyzna, jakiego kochałam czy mogłam kochać, wierzę, że go co do tego upewnisz. Wiosenna moda już mija, a kapelusze teraz takie, że trudno sobie wyobrazić coś okropniejszego. Mam nadzieję, że miło spędzasz czas, ale obawiam się, że w ogóle o mnie nie myślisz. Nie powiem wszystkiego, co mogłabym powiedzieć o rodzinie, u której jesteś, bo nie chciałabym być małoduszna ani nastawiać cię przeciwko tym., których szanujesz, ale trudno dziś wiedzieć, komu można ufać, a młodzi ludzie nie potrafią mieć tego samego zdania przez dwa dni z rzędu. Z radością ci donoszę, że młody człowiek, do którego spośród wszystkich największą czuję abominację, wyjechał z Bath. Z opisu zgadujesz… że muszę mieć na myśli kapitana Tilneya, który, jak zapewne pamiętasz, był nieziemsko skłonny naprzykrzać mi się i nagabywać jeszcze przed twoim wyjazdem. Potem był jeszcze nieznośniejszy, chodził za mną jak cień. Wiele dziewcząt dałoby się na to nabrać, bo trudno o większe atencje, ale ja zbyt dobrze znam tę niestałą płeć! Wyjechał dwa dni temu do swojego regimentu i mam nadzieję, że nigdy już w życiu nie będzie mi się naprzykrzał. To największy fanfaron, jakiego spotkałam, i zdumiewająco antypatyczny. Przez dwa ostatnie dni nie odstępował na krok Charlotty Davis: litowałam się nad jego gustem, ale jego samego ignorowałam. Ostatnim razem spotkaliśmy się na Bath Street i natychmiast weszłam do sklepu, żeby nie mógł do mnie podejść. Nawet nie spojrzałabym na niego! Poszedł potem do pijalni, ale za żadne skarby świata nie podążyłabym za nim. Jakaż to różnica, on i twój brat! Proszę, przyślij mi o nim jakieś wiadomości! Zamartwiam się nim: wyjeżdżał w takim niedobrym nastroju, chyba zaziębiony czy coś takiego, i tak to na niego przygnębiająco wpłynęło. Napisałabym sama do niego, ale zawieruszył mi się gdzieś jego adres, a jak już mówiłam, obawiam się, że opacznie zrozumiał moje zachowanie. Wytłumacz mu wszystko, proszę, a jeśli w dalszym ciągu żywi jakieś wątpliwości, kilka słów do mnie albo wizyta u nas, na Putney, za następną bytnością w Londynie, może wszystko naprawić. Od wieków nie byłam w Salach Asamblowych ani w teatrze, z wyjątkiem wczorajszego wieczoru, kiedy poszłam z Hodgesami, ot dla zabawy, za pół ceny. Zmusili mnie do tego swoimi docinkami, nie chciałam, żeby gadali, że się zamykam, bo Tilney wyjechał. Tak się złożyło, że siedzieliśmy obok Mitchellów, a oni udawali straszne zdumienie, że mnie widzą w teatrze. Wiem, jacy są złośliwi. Kiedyś nie potrafili nawet być dla mnie uprzejmi, a teraz udają wielką przyjaźń, ale nie taka ze mnie idiotka, żeby się na to nabrać. Znasz dobrze żywość mojego usposobienia. Anna Mitchell próbowała włożyć turban, taki jak ten, który miałam na głowie tydzień wcześniej na koncercie, ale wyglądała jak straszydło. Bardzo pasował do mojej osobliwej urody, tak przynajmniej powiedział mi wtedy Tilney, mówił, że wszystkie oczy są na mnie zwrócone, ale to ostatni człowiek, któremu bym uwierzyła. Teraz ubieram się tylko w czerwień, wiem, że mi w tym okropnie, ale trudno, to ulubiony kolor twojego kochanego brata. Kochana Katarzyno, napisz do niego i do mnie bez zwłoki. Twoja na zawsze… itd.