– Marzę o Chicago. Marzę o tamtych studenckich czasach.
– Tak, byliśmy wesołymi chłopakami.
– Marzę o księgarni Waltera Schneemana. I o uniwersyteckiej tawernie. O swym stoliku w czytelni studenckiej. O ćwiczeniach u Prestona Robertsa. O swoich żydowskich przyjaciołach, o tobie, Herbie Haberze, Barrym Targanie i Artcie Geffinie… Żydach zasługujących na miano prawdziwych Żydów! Od trzech tygodni, Philipie, śnię o Chicago każdej nocy!
Uścisnął mocno moje dłonie i potrząsnął nimi niby furman lejcami. A potem niespodziewanie zapytał:
– Co robisz? To znaczy, co robisz akurat teraz? Zamierzałem rzecz jasna złożyć wizytę Apterowi, ale postanowiłem nie wspominać o tym George’owi Ziadowi, mając na uwadze jego wzburzenie. Zeszłego popołudnia rozmawiałem przez telefon z Apterem, zapewniając go zwięźle, że osoba, którą wziął za mnie przed tygodniem na procesie Demianiuka, to tylko ktoś bardzo podobny, że sam zjawiłem się w Jerozolimie całkiem niedawno i chcę spotkać się z nim w jego warsztacie w starej dzielnicy. Wtedy Apter rozpłakał się i przyszło mi do głowy, że jakoś wszyscy napotykani przeze mnie w tym mieście ludzie natychmiast zalewają się łzami. Kuzyn wyjaśnił mi powód swej rozpaczy: bał się przemocy, bał się Arabów rzucających kamieniami i dlatego, skoro chciałem się z nim zobaczyć, to musiałem udać się do jego mieszkania.
Nie miałem ochoty tłumaczyć George’owi, że mieszka tu, w Jerozolimie, mój krewny, ofiara holocaustu. Musiałbym bowiem wysłuchać, jak to ofiary holocaustu, skrzywione przez swe ciężkie losy, pragną obecnie „zdominować” Palestyńczyków, którzy od ponad czterdziestu lat prowadzą walkę wyzwoleńczą.
– Zee, mam chwilkę na filiżankę kawy… Potem muszę gdzieś iść.
– Chcesz wpaść na kawę? Gdzie? Tutaj? W mieście mego ojca? Oni zaraz się do nas przysiada…
Usiądą mi na kolanach – powiedział, wskazując dwóch młodych ludzi stojących przy straganie z owocami o kilka metrów od nas. Ubrani byli w dżinsy i rozmawiali ze sobą: dwaj niscy, mocno zbudowani faceci, których pewnie wziąłbym za miejscowych robotników palących papierosy, gdyby Zee mnie nie oświecił. – To izraelscy tajniacy. Nie mogę nawet udać się do publicznej toalety w mieście swego ojca… bo ci zaraz ruszą za mną i zaczną szczać mi na buty. Są wszędzie. Wypytują i robią rewizje na lotnisku, cenzorują listy, jadą za mną samochodem, podsłuchują rozmowy telefoniczne… Wsadzili nawet wtyczkę do grupy moich studentów.
Zaśmiał się głośno i gorzko i podjął:
– W ubiegłym roku mój najzdolniejszy student napisał doskonałą analizę „Moby Dicka” z marksistowskiego punktu widzenia. Okazało się, że też był od nich. Philipie, nie mogę tutaj wstąpić na kawę. Zwycięski Izrael to straszne miejsce. Ci triumfujący Żydzi to straszni ludzie. Wszyscy oni, wszyscy ci Joszuowie i Ozeasze… Także ci, którzy są przeciw okupacji zachodnich brzegów Jordanu, ale nie mają nic przeciwko zajmowaniu domu mego ojca; ci „piękni Izraelczycy” co to chwalą się czystymi rękami i wyznają syjonizm. Nie są lepsi od żołdaków, są wręcz jeszcze gorsi. Co oni wiedzą o „żydostwie”, ci „zdrowi, uczciwi” Żydzi, którzy krzywią nosy na „neurotyków” z diaspory? Czy to ma być „zdrowie”? Czy to ma być „uczciwość”? Nie, to jest arogancja. Żydzi, którzy ze swych synów uczynili brutalnych żołdaków… Oni mają w pogardzie was, Żydów bez broni! Żydzi, którzy kleszczami łamią ręce arabskim dzieciom… kpią sobie z was, niezdolnych do przemocy! Żydzi bez tolerancji, Żydzi, dla których wszystko jest białe albo czarne, którzy podzielili się na te wszystkie komiczne partie… Oni są nietolerancyjni nawet wobec siebie nawzajem! Ci żydzi, co uważają się za lepszych od tych z diaspory. Czują się lepsi od tych łagodnych filantropów, którzy ich utrzymują. Od ludzi sukcesu, pełnych tolerancji istot, które wiedzą, że świat jest bardzo różnorodny. Nie, to niby oni są autentyczni, tutaj, zamknięci w gettach i uzbrojeni po zęby. Czy jesteś tutejszy, czy jesteś „autentyczny”, czy mieszkasz pośród takich jak ty? To arogancja, Philipie, i to nieznośna! Uczą w swoich szkołach lekceważenia dla Żydów z diaspory, uznawania anglojęzycznych, hiszpańskojęzycznych, rosyjskich Żydów za wariatów, pędraków, przerażonych neurotyków, Żyd mówiący obecnie po hebrajsku to dla nich nie tylko ktoś lepszy… Myślą chyba, że porozumiewanie się po hebrajsku to najwyższe osiągnięcie ludzkości! Jesteśmy tutaj, sądzą, używamy hebrajskiego, to nasz język i nasz kraj i nie musimy zastanawiać się bez przerwy: „Jesteśmy Żydami, ale kto to taki, ci Żydzi?” Nie musimy być tymi wyobcowanymi, niepewnymi siebie, nawiedzonymi, ogłupiałymi neurotykami… Nie liczą się ze światowymi dokonaniami w nauce, sztuce. Dla nich to wszystko wymyślili… goje! „Żyję tu, mówię po hebrajsku, spotykam Żydów takich jak ja: czyż to nie cudowne?” Och, jakim ubogim duchowo Żydem jest taki arogancki Izraelita! Oni uznają się za jedynych wybrańców i spytaj ich, kto to taki Saul Aliński, David Riesman, Meyer Szapiro, Leonard Bemstein, Bella Abzug, Paul Goodman, Allen Ginsberg i tak dalej i tak dalej… Kimże naprawdę są, ci tutejsi prowincjusze? Więźniami! Oto wielkie osiągnięcie: uczynić z izraelskich Żydów więźniów i pilotów bombowców! I myślę, że w końcu postawią na swoim, że mogą pokonać i upokorzyć każdego Araba w Hebronie, każdego Araba w Galilei i w Gazie. Każdy Arab na świecie będzie się bać izraelskiej bomby atomowej. Wiesz, co tu będzie za pięćdziesiąt lat? Hałaśliwe, malutkie państewko bez żadnego znaczenia. Do tego doprowadzi karanie i wyniszczanie Palestyńczyków… do przemiany Izraela w beznadziejne, obłędne państwo. Oto prawdziwy wkład tych „autentycznych” Żydów w rozwój światowej cywilizacji! Powstanie kraj, który pogrzebie wszystko, co wyróżniało przez wieki Żydów od innych narodów. Mogą sterroryzować, spacyfikować Arabów duszących się pod ich butem, wymóc strachem szacunek dla ich „wyjątkowości”… Ale ja sam wyrosłem pośród was, wyście mnie wykształcili, w y. Ja mieszkałem wśród prawdziwych Żydów w Harvardzie, w Chicago, wśród naprawdę wspaniałych ludzi, których podziwiałem, których kochałem, w stosunku do których rzeczywiście mógłbym odczuwać kompleksy… podziwiałem waszą żywotność, wasz zjadliwy humor, umiejętność ludzkiego współczucia, tolerancji, serce, po prostu wrodzoną dobroć… Was, ludzi z żydowskim zmysłem przetrwania, zręcznych, dowcipnych, spolegliwych, twórczych. A ci tutaj wszystkie te cechy zamienili na policyjną pałkę! Złoty Cielec był bardziej żydowski od izraelskich polityków, panów Samarii, Judei i Gazy! Najgorsze elementy żydowskich gett połączyły się w Izraelu z wojowniczością, okrucieństwem gojów, a owi „autentyczni” jeszcze się tym szczycą! Żydów ceni się za intelekt i są inteligentni. Jedyne miejsce, gdzie przerażają głupotą, to Izrael. Pluję na nich! Pluję na nich!
I mój przyjaciel Zee zrobił to rzeczywiście. Splunął na brudny, zaśmiecony targowy bruk, zerkając wrogo na dwóch goryli w dżinsach, których wcześniej nazwał izraelskimi tajniakami. Żaden z nich nie patrzył jednak w naszą stronę. Wydawali się pochłonięci bez reszty rozmową, jaką wiedli między sobą.
Dlaczego pojechałem z nim tego popołudnia do Ramallah, zamiast udać się na umówione wcześniej spotkanie z Apterem? Ponieważ przekonywał mnie tak usilnie? Musiałem zobaczyć na własne oczy, czym władze okupacyjne czynią sobie kpiny ze sprawiedliwości; musiałem poznać system ustawodawczy, za pomocą którego okupant pragnął dokończyć dzieła kolonizacji; musiałem odłożyć wszystkie zaplanowane wcześniej rzeczy, by odwiedzić sąd wojskowy, gdzie toczyła się sprawa przeciwko najmłodszemu bratu jednego z jego znajomych i gdzie mógłbym osobiście przekonać się, jakiemu to cynicznemu zepsuciu uległy wszystkie żydowskie zalety, pielęgnowane przez Semitów z diaspory.