Выбрать главу

Znowu poczułem uścisk dłoni Kamila i jego ciepły oddech.

– Czy nie tak? Czy Izrael nie jest tylko dla Żydów…? Przerwało mu ostre uderzenie sędziowskiego młotka. Sędzia usiłował w ten sposób uciszyć Kamila. Kamil westchnął nieporuszony, skrzyżował na piersi ramiona i pogrążył się w głębokiej zadumie na jakieś dwie minuty. A potem znowu rzekł mi na ucho:

– Skoro Izrael nie jest tylko dla Żydów, to dlaczego ci sami amerykańscy Żydzi, którzy tak złorzeczą na segregację rasową RPA, nie dostrzegają straszliwego ucisku tutejszych Arabów?

Postanowiłem i tym razem mu nie odpowiadać, ale to speszyło go równie mało jak uderzenie sędziowskiego młotka.

– Oczywiście, nie ma co gadać o Południowej Afryce. Tych, co wyłamują palce i szpikują więźniów narkotykami, należy raczej porównać z niemieckimi nazistami.

Teraz gwałtownie zwróciłem ku niemu twarz, równie instynktownie, jakbym nacisnął hamulec samochodu, przed który coś wyskoczyło na jezdnię. Spojrzałem w te łagodne, wilgotne oczy… I mimo że wszystkie te słowa były dla mnie mętną elokwencją, przytaknąłem ruchem głowy i przybrałem najbardziej ponurą z min, czego wymagała ode mnie rola w tej maskaradzie. Jaki był jednak cel tej maskarady? Jeśli nawet w ogóle jakiś był, to straciłem go z pola widzenia, skołowany tanią retoryką swego sąsiada. Miałem jej już po uszy.

– Proszę posłuchać – zacząłem cicho i spokojnie, lecz kolejne słowa były już wypowiedziane gwałtowniej – naziści nie wyłamywali palców. Stworzyli cały przemysł unicestwiania ludzkich istot.

Uczynili śmierć procesem przemysłowym. Proszę nie naginać faktów historycznych!

Wypowiedziawszy to zerwałem się na równe nogi, ale nim wyminąłem George’a, sędzia ponownie uderzył młotkiem, tym razem dwukrotnie, i zobaczyłem, jak czterech uzbrojonych żołnierzy zablokowało wyjście, do którego zmierzałem. Wówczas bystry sędzia wdzięcznie obwieścił po angielsku:

– Pan Roth jest przerażony naszymi neokolonialnymi praktykami. Proszę go puścić. Ten człowiek potrzebuje świeżego powietrza.

Następnie przemówił po hebrajsku i żołnierze przy drzwiach rozstąpili się. Pchnąłem drzwi i wyszedłem na podwórze. Kiedy jednak tylko zacząłem zastanawiać się, jak stąd wrócić do Jerozolimy, ludzie wyszli za mną z sali. Wszyscy, z wyjątkiem George’a i Kamila. Czyżby zostali aresztowani?

Zajrzałem do środka i zobaczyłem, jak wyprowadzano oskarżonych. Pomieszczenie było puste, z wyjątkiem podwyższenia dla sędziego. Obok fotela zajmowanego przez wojskowego sędziego, który najwyraźniej ogłosił przerwę, stało mych dwóch towarzyszy. Sędzia słuchał i nie odzywał się. To George mówił. Właściwie to toczył pianę z ust. Kamil stał spokojnie obok. Zdawał się bardzo wysoki, ręce trzymał w kieszeniach. Swą agresywność krył pod sprytną maską wyrozumiałości i cierpliwości.

Obrońca, wielki brodacz w jarmułce, zaciągał się papierosem ledwie metr czy dwa ode mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech zaprawiony krztyną złośliwości.

– A więc – zwrócił się do mnie jak do człowieka, którego dobrze znał; odpalił drugiego papierosa od niedopałka pierwszego, zaciągnął się głęboko i dokończył – więc rozmawiają teraz o panu.

Skoro zobaczył mnie na sali rozpraw z bratem jednego z oskarżonych, to zapewne wysnuł wniosek – niepoprawny – że jestem mu osobiście nieprzychylny. Następny antagonista. Tylko mój czy Pipika?

Obu po trochu, jak się wkrótce okazało.

– O tak, przemawia pan publicznie – stwierdził – i świat zwraca uwagę na pańskie wypowiedzi.

Żydzi zaczynają bić się w piersi. „Dlaczego on jest przeciw nam? Czemu nie jest z nami?” To musi być wspaniałe uczucie, gdy się wie, że ludzie tak się przejmują.

– Na pewno lepsze niż bycie obrońcą kogoś oskarżonego o drobne złodziejstwo.

– Jestem ponad stukilowym żydowskim ortodoksyjnym adwokatem. Niech pan nie minimalizuje mojego znaczenia.

– Proszę dać mi spokój.

– Wie pan, kiedy łachmyty jak ci tutaj biorą mnie na obrońcę Arabów, nie chcę ich nawet słuchać.

„Czego oczekujecie od takiego pokątnego adwokata jak ja?” pytam ich. Cóż, wiem, że Arabowie poważają grubasów, takich co to potrafią zdrowo przyłożyć. Ale gdy George Ziad przyprowadza na tę salę swoich cudacznych lewaków, to czuję się rzeczywiście fatalnie. Pan przynajmniej jest tu w jakimś celu. Pojedzie pan teraz do Sztokholmu i poprą pana bojownicy z Trzeciego Świata.

– Jasne. Wszystko ma swoją cenę.

– A ten bystrzak, sądowy poeta… Czy mówił już panu o płonącym budynku? „Jeśli skaczesz z okna płonącego budynku, to możesz wylądować na plecach człowieka, który akurat przechodzi ulicą. To dosyć fatalny wypadek. Nie musisz wtedy tłuc go po głowie pałką. Ale tak dzieje się na zachodnim brzegu Jordanu. Najpierw lądują ludziom na plecach, niby dla własnego ratunku, a poem zaczynają okładać ich po głowach ”‘. Folklor. Takie to autentyczne. Jeszcze nie złapał pana za rękę? Zrobi to, bardzo gorliwie, kiedy uzna, że już pan gotowy. Powinien dostać nagrodę albo jakiś order w dowód uznania… O tak, oni zawzięli się na pana, panie Roth. Jest pan żydowskim Jessem Jacksonem, człowiekiem wartym tyle co tysiąc takich facetów jak Chomsky. Oni są – powiedział patrząc na George’a i Kamila wychodzących z sali na podwórze – ofiarami gierek wielkich tego świata. O czym oni marzą? O Palestynie? O Palestynie sąsiadującej z Izraelem? Niech pan spróbuje kiedyś dowiedzieć się od nich, na czym im tak naprawdę zależy.

George i Kamil podeszli do nas po pewnym czasie i pierwszą rzeczą, jaką zrobili, była powitalna wymiana uścisków dłoni. Z kolei adwokat poczęstował każdego z nas papierosem. Ja podziękowałem, on zaś zapalił następnego i zaczął się śmiać. Śmiechem gardłowym, chropawym, bronchitowym i bardzo donośnym. Wypali jeszcze z tysiąc paczek i może już nie mieć okazji kpienia z mdlącej naiwności lewaków, ludzi pokroju Jessego Jacksona i mnie.

– Znamienity pisarz – zwrócił się do Kamila i George’a – nie wie, jak rozumieć naszą wymianę serdeczności – następnie odezwał się do mnie. – Jesteśmy na Bliskim Wschodzie. Wszyscy potrafimy kłamać z uśmiechem. Szczerość wywodzi się nie stąd, ale tutejsi chłopi starają się, jak mogą. To właśnie odkryje pan u Arabów: potrafią doskonale odgrywać dwie różne role jednocześnie.

Są tacy przekonywający, tak jak pan w swoich książkach, a po chwili, gdy ktoś wychodzi z pokoju, całkowicie zmieniają front.

– A jak pan sobie z tym radzi? – zapytałem.

– Interes to podstawa. To oczywista zasada, jaką wyznawali jeszcze pierwotni mieszkańcy pustyni.

Źdźbło trawy należy do mnie i zje je moje zwierzę albo padnie z głodu. Zwierzę jest moje albo twoje.

Tu zaczyna się interes, który usprawiedliwia wszelką dwulicowość. Na tym polega islamska idea taąiyi. Można to przetłumaczyć na angielski jako „udawanie” albo „obłuda”. Taąiya wyróżnia zwłaszcza islam szyicki, ale obecna jest w całej kulturze muzułmańskiej. Otwarcie mówiąc udawanie jest częścią islamskiej kultury i nie traktuje się go jako czegoś karygodnego. Nie oczekuje się tu od człowieka, że sam wpędzi się słowami w niebezpieczeństwo i że będzie szczery i prawdomówny.

Szczerość często uznają tu za przejaw głupoty. Ludzie mówią jedno, zajmują określoną postawę, a myślą i postępują prywatnie zupełnie odwrotnie. Mają na to swoje wyrażenie: „ruchome piaski ”; ramół mutaharrika. A oto i przykład. Arabowie dzielnie przeciwstawiali się syjonizmowi, ale w czasach sprawowania tu mandatu przez Anglików sprzedawali ziemię Żydom. I nie tylko czynili tak oportuniści, także ich przywódcy. Na usprawiedliwienie tego również mieli przysłowie. Ad-daroori lih achkaam. „Potrzeba rządzi się swoimi prawami”. Udawanie, dwulicowość, tajemniczość to cechy bardzo cenione przez pańskich przyjaciół – powiedział do mnie. – Nie sądzą, by inni ludzie powinni wiedzieć, o czym naprawdę myślą. Jak pan widzi, nastawienie krańcowo różne od żydowskiego; Żydzi zawsze mówią każdemu o wszystkim, dawniej przypuszczałem, że Bóg zesłał Żydom Arabów, by oduczyć ich naiwności. Sporo się nauczyłem od George’a i tego poety. Bóg zesłał nam Arabów, żebyśmy umieli tak jak oni skrywać swą przebiegłość.