Tylko czy urządził całe to przedstawienie po to, by przeszukać mój pokój, czy na odwrót ”- przeszukanie stanowiło jedynie pretekst, by zaprezentować tę komedię? A jeśli postawił na to drugie; jeżeli włamał się, aby sparodiować to, do czego sam przejawiałem zamiłowanie, a co ludzie określają obecnie wyrażeniem „robienia szopek”? Tak, mogłem przypuszczać, że ten mój Pipik to tylko błazeński duch w ludzkim ciele i naigrawa się z pisarstwa! Jak mogłem nie pojąć tego wcześniej? Tak, tak on jest oczywiście błazeńskim duszkiem, który stroi sobie tutaj ze mnie kpiny; ze mnie i z innych skostniałych zwolenników tego, co ważne i realne. Znalazł się tu, by odciągnąć nas od żydowskiego zacietrzewienia, które często mąci myśli. Zawitał w Jerozolimie, żeby wyśmiać wszystkich po kolei.
– Jakie erotyczne akcesoria? – zapytałem go.
– Miała wibrator. W samochodzie była też maczuga. Nie pamiętam co jeszcze…
– Co to takiego ta maczuga, jakiś rodzaj olbrzymiego sztucznego fallusa? Teraz takich wynalazków na pęczki… Jak dawniej rakiet tenisowych.
– Maczug używają sado – i masochiści. Do bicia, karania i temu podobnych rzeczy.
– Co stało się z Donną? Czy ona jest biała? Jakoś tego nie załapałem… Powiedz szczerze, kto ci podsunął tę rolę? A może raczej odgrywasz kogoś dla mnie?
– Nie znam zbyt wielu pisarzy – odparł. – Czy oni wszyscy myślą w ten sposób? Że niby każdy kogoś gra? Człowieku! Słuchałeś chyba ze zbyt wielkim nabożeństwem pewnej audycji, kiedy byłeś mały… Przecież przepadałeś za nimi, tak samo jak Sandy. Niedzielne poranki. Pamiętasz? Tysiąc dziewięćset czterdziesty. Jedenasta przed południem. I ta melodyjka: Da-dum-da-dadada, dum-da-dadada, dum-dada-da-dum…
Nucił melodię rozpoczynającą audycję pod tytułem „Udawajmy”, półgodzinną opowiastkę, która przyciągała do radioodbiorników w latach trzydziestych i czterdziestych, prócz mnie i mojego brata, ze dwa miliony dzieci w Ameryce.
– Być może – dorzucił – pojmowanie rzeczywistości zatrzymało się w twoim przypadku na poziomie audycji „Udawajmy”?
Nie wysiliłem się nawet, żeby temu zaprzeczyć.
– Och, co za banał, prawda? Czy ja cię nie zanudzam? Cóż – powiedział – teraz, kiedy dobijasz do sześćdziesiątki i radio nie nadaje „Udawajmy”, ktoś powinien ci wreszcie wytłumaczyć, że, po pierwsze, świat jest realny, po drugie, grywa się o wysokie stawki i po trzecie, nikt już nie udaje z wyjątkiem ciebie. Znam twoje myśli od bardzo dawna i nie od dziś wiem, o co chodzi pisarzom: wy myślicie, że wszystko jest teatrem.
– Nic podobnego, Pipik. Myślę i wiem, że ty jesteś rzeczywiście kłamcą i fałszerzem. Swoje historyjki opowiedz pięcioletniemu dziecku, może w nie uwierzy. Ale ty próbujesz je wcisnąć sześćdziesięcioletniemu facetowi. Pamiętaj, że wyszukiwanie patologicznych skłonności w opowieściach stało się ostatnio kolejną specjalnością ludzi w średnim wieku. A sam pewnie też niedługo skończysz sześćdziesiąt lat i powinieneś skończyć z tą błazenadą. Rozumiesz?
– Mogę zrozumieć wszystko, z wyjątkiem jednego. Cynizm narasta z wiekiem, bo głowa nabita jest coraz większą ilością bzdur. Jak twój Wywód odnosi się do nas?
Zapytałem na głos sam siebie:
– Czy ja naprawdę rozmawiam z tym człowiekiem? Czy serio zadaję sobie trud, żeby dojść z nim do ładu? Po co?
– ą – Jak to po co? Skoro możesz dyskutować z Aaronem Appelfeldem – rzekł, podniósł książkę Aarona i potrząsnął nią – to dlaczego nie możesz ze mną?
– Z bardzo wielu powodów.
Natychmiast wpadł w szał zazdrości, gdyż rozmawiałem poważnie z Aaronem, a z nim nie.
– Wymień przynajmniej jeden! – krzyknął.
Ponieważ, wyliczałem w myślach, Aaron tak skrajnie różni się ode mnie, a Pipik w żaden sposób nie mógł tego powiedzieć o sobie; ponieważ Aaron nie jest moim duplikatem, a ja nie jestem karykaturą jego, wiemy, że ja to ja i on to on; ponieważ Aaron i ja doświadczyliśmy w życiu czegoś zupełnie odwrotnego; ponieważ obaj uważamy się nawzajem za prawdziwych Żydów, i to najwyraźniej błędnie; ponieważ nie da się porównać ze sobą naszych losów i naszych powieści, moja biografia stanowi antytezę jego biografii; ponieważ obaj przejęliśmy drastycznie rozdwojoną spuściznę – ponieważ z powodu sumy tych wszystkich żydowskich antynomii mamy ze sobą zawsze sporo do pogadania i staliśmy się bliskimi przyjaciółmi.
– Wymień choć jeden! – rzucił drugi raz, ale wolałem zwyczajnie przemilczeć ten temat, zachować własne przemyślenia dla siebie. – Uważasz Appelfelda – ciągnął – za człowieka, za jakiego się podaje. Czemu nie podejdziesz w ten sam sposób do mnie? Bez przerwy bronisz się przede mną.
Ignorujesz mnie, znieważasz, obrażasz, irytujesz się i wściekasz na mnie… no i okradasz mnie. Po co tyle tego jadu? Dlaczego wciąż widzisz we mnie rywala… Nie rozumiem tego. Czemu traktujesz mnie tak złośliwie, czemu jesteś do mnie tak wojowniczo nastawiony? Przecież razem moglibyśmy osiągnąć tak wiele. Możemy podjąć twórczą współpracę, możemy zostać partnerami… współdziałać w tandemie zamiast tak głupio wchodzić sobie w drogę!
– Posłuchaj, moja osobowość zupełnie mi wystarcza. Ty jesteś mi zbyteczny. Skończmy już z tym.
Nie chcę wchodzić z tobą w żadne konszachty. Chcę tylko, żebyś się ode mnie odczepił.
– Moglibyśmy się chociaż zaprzyjaźnić.
Powiedział to tak rozpaczliwym głosem, że aż musiałem się roześmiać.
– Nigdy. Prawdziwi przyjaciele powinni mieć więcej cech odrębnych niż wspólnych… Nie, przyjaciółmi również nie możemy zostać. Trudno.
Ku mojemu zdumieniu wyglądał po usłyszeniu tego jak ktoś, kto zaraz wybuchnie głośnym płaczem.
A może po prostu skończyło się przeciwbólowe działanie leku, który wcześniej wziął.
– Wiesz co? Nie dokończyłeś swojej opowieści – powiedziałem. – Nie poznałem losów Donny.
Rozerwij mnie trochę, a potem, jeśli nie masz nic przeciwko, może byśmy zakończyli naszą chorą znajomość. No więc co stało się z piętnastoletnią uczennicą z Highland Park? Jak kończy się ten film?
To, naturalnie, rozdrażniło go znowu.
– Film! Naprawdę sądzisz, że oglądam seriale kryminalne? One wykrzywiają rzeczywistość, każdyjeden. Wolę już wieczorne dzienniki…
Chwileczkę… Okazało się, że Donna to Żydówka. Jak dowiedziałem się później, uciekła z domu przez matkę. Nie będę ci o tym opowiadał, pewnie mało cię to obchodzi. Ja jednak naprawdę wgryzałem się w te sprawy. Były całym moim życiem, zanim zachorowałem. Próbowałem zawsze dokopać się do źródła problemu i starałem się wyprostować, co jeszcze się dawało. Próbowałem ludziom pomagać.