Выбрать главу

Pisarz, który jakieś siedem miesięcy wcześniej zapadł na głębokie załamanie nerwowe, najpewniej wywołane nadużywaniem niebezpiecznego środka nasennego, przepisanego mu po przebytej operacji kolana, został poważnie wytrącony z równowagi przez opisane wypadki. Również przez swoje własne, niewytłumaczalne zachowanie. Obawiał się, że wszystko to może spowodować nawrót choroby.

Głęboki niepokój w skrajnym momencie dezorientacji każe mu nawet zanegować realność tego, co się dzieje. Wydało mu się, że nadal przebywa w swej wiejskiej posiadłości w Connecticut i padł tylko ofiarą halucynacji; tych samych, które ubiegłego lata przywiodły go na skraj samobójstwa. Zdaje się przestać nad sobą panować, nie mając też wpływu na tego drugiego Philipa Rotha. W istocie nie chce myśleć o drugim Philipie Rocie jako o oszuście albo o swoim cieniu, lecz zaczyna nazywać go Mosze Pipikiem. To imię i nazwisko przywołane z dzieciństwa, w języku jidysz brzmiące jak „Mojżesz Pępek”. Tym sposobem ma nadzieję uwolnić się od paranoicznych obaw, potęgujących rzeczywiste zagrożenie, jakie wywołało pojawienie się „tego drugiego”.

Na drodze z Ramallah pisarza ratuje z ciężkiej opresji młody oficer dowodzący plutonem, który rozpoznaje w Rocie autora książki przeczytanej przez siebie akurat tegoż dnia. Przepraszając za zajście, Gal, ów porucznik, osobiście odwozi go dżipem do hotelu w arabskiej dzielnicy Jerozolimy, zwierzając się przy okazji – poważanemu przez siebie pisarzowi – z własnych zgryzot. Otóż porucznik uznał, że stał się marionetką w rękach izraelskiej żandarmerii. W odpowiedzi pisarz ponownie roztoczył świetlane, diasporystyczne wizje, co jemu samemu zdało się równie groteskowe jak wykład udzielony rodzinie przyjaciela z Ramallah. Philip Roth odegrał jednak cudzą rolę z ogromnym zapałem.

W hotelu pisarz odkrywa, że Mosze Pipik, bez trudu wprowadzając w błąd recepcjonistę, który bierze go za Philipa Rotha, dostał się do jego pokoju i czeka tam na niego w łóżku. Pipik domaga się, by Roth oddał mu czek Smilesburgera. Następuje burzliwa wymiana zdań; po niej ma miejsce niespodzianie spokojne, niemal przyjacielskie interludium, w trakcie, którego Pipik rozwodzi się na temat przygód, jakie spotkały go, gdy był detektywem w Chicago.

Gniew Pipika eksploduje jednak ponownie, kiedy pisarz mówi, że czek Smilesburgera przepadł na dobre. Epizod kończy się tym, że Pipik, histeryzując i jednocześnie kipiąc wściekłością, prezentuje pisarzowi swoją erekcję, ten zaś wyrzuca go siłą z pokoju na hotelowy korytarz.

Pisarz jest tak zmęczony panującym wokół niego zamętem, że postanawia uciec z Izraela pierwszym samolotem do Londynu. Tarasuje drzwi, broniąc się w ten sposób przed własną bezradnością wobec prowokacji Pipika, jak i przed ewentualnością jego powrotu. Siada przy oknie, aby ułożyć kilka ostatnich pytań, jakie zamierza zadać Appelfeldowi – którego chce jeszcze odwiedzić po drodze na lotnisko. Z okna dostrzega kilkuset izraelskich żołnierzy zajmujących miejsca w ciężarówkach; żołnierze ci najprawdopodobniej mają wziąć udział w pacyfikacji zamieszek na zachodnim brzegu Jordanu. Potem widzi na ulicy, przy której stoi hotel, kilku zamaskowanych Arabów przemykających chyłkiem, przenoszących kamienie z jednego rogu ulicy na drugi. Opracowawszy ostatnie pytanie dla Appelfelda, pisarz dochodzi do wniosku, że musi powiadomić izraelską policję o tym, co dzieje się pod oknem.

Jednak w chwili, kiedy stara się bezskutecznie dodzwonić na policję, słyszy rozpaczliwy szept partnerki Pipika dochodzący zza zabarykadowanych drzwi. Kobieta tłumaczy, że Pipik – którego zresztą uparcie nazywa Philipem – wrócił do hotelu King David i tam planuje, wraz z ortodoksyjnymi żydowskimi bojówkarzami, uprowadzenie syna Demianiuka, więzienie go w ukryciu i torturowanie aż do czasu, gdy Demianiuk przyzna się, iż był Iwanem Groźnym z Treblinki. Wślizguje się do środka z żółtą opaską, na której widnieje gwiazda Dawida – jaką musieli nosić europejscy Żydzi podczas wojny – i powiada pisarzowi, że Mosze Pipik nosi tę opaskę przy sercu, odkąd przekazał mu ją w prezencie w Gdańsku Lech Wałęsa. Pisarz jest tak wzburzony tą profanacją, że traci panowanie nad emocjami i raz jeszcze zmaga się z tym samym obłędem, od jakiego pragnął się uwolnić uciekając z Izraela.

Wpuszczają do środka, stawiając warunek, że musi poznać prawdziwą tożsamość Moszego Pipika.

Okazuje się, że ona sama właśnie zbiegła od Pipika i przybyła w nocy do pisarza nie tyle po to, by wydobyć odeń czek Smilesburgera (choć początkowo niemrawo usiłowała to jednak uczynić), ani aby przekonać pisarza, żeby ten nie dopuścił jakoś do porwania młodego Demianiuka, lecz w nadziei wyzwolenia się z „antysemickiej zmory”, w sidła której, paradoksalnie, ponownie wpadła. Kusząco rozciągnięta (może raczej rozwalona) na hotelowym łóżku pisarza, ubrana w niemodną sukienkę – która jednakże pisarzowi wydaje się nadzwyczaj seksowna – rozwodzi się na temat swego życia duchowego i kolejnych przemian: od nie kochanego dziecka katolików, fanatycznych i tępych, przez frywolną hipiskę ku moralnie prowadzącej się dziewczynie oddanej Jezusowi. Od służebnicy Jezusa ku pielęgniarce na oddziale onkologicznym, codziennie stykającej się ze śmiercią i nienawidzącej Żydów. Od siostry pałającej nienawiścią do Żydów ku uległej, „wyleczonej antysemitce”… Obecnie zapewne znajdowała się na progu nowej transformacji.

Może dotyczy to również pisarza, skołowanego umysłowo, rozchwianego emocjonalnie, wyczerpanego, oszołomionego erotycznym powabem Wandy Jane „Jinx” Posseski… który wchodzi w nią i – co gorsza – odkrywa, że jest w niej prawie zakochany.

Wątek urywa się w momencie, w którym pisarz pozostawia kobietę – żałośnie rozczochraną i śpiącą – i wychodzi z walizką w ręce na palcach, by nie mącić jej rozkosznego odpoczynku. Cichutko wyplątuje się z tej historii, niepokojącej, kompletnie absurdalnej, upstrzonej zbyt wieloma zbiegami okoliczności, pozbawionej wewnętrznej spójności, nie posiadającej logicznej konkluzji. W historii owej roi się od wątków zbyt zwariowanych jak na gusta pisarza, od wydarzeń i wypadków, które spadają jak cegły za każdym mijanym rogiem. Żadnej refleksji, żadnych perspektyw. Jak gdyby opowieść sama w sobie nie była wystarczająco powikłana i nieprawdopodobna, to jeszcze przytrafia się ta utrata czeku Smilesburgera (czek zresztą pojawia się przypadkowo, równie przypadkowo jak sam Louis B. Smilesburger; diabeł z pudełka, deux ex machina), która zbija rozwój akcji z względnie możliwego kursu i wzmaga podejrzenia pisarza, że cała ta historia jest wymyślnym żartem, żartem niesmacznym, biorąc pod uwagę, iż antagonista Philipa Rotha głosi podjęcie walki o zachowanie żydowskiej egzystencji.

A czy sama postać antagonisty trzyma się kupy? Czy rzeczy, które mówi o sobie, każą brać go poważnie? W przeszłości prawdziwie męskie ambicje. Wszczepiony sztuczny członek. Brak osobowości, jawny i groteskowy. Pompatyczne wywody. Histeryczna egomania. Tanie szpanerstwo.

Łatwe wpadanie w złość. Chwalenie się partnerką. Duma z faktu, że „jest nie do odróżnienia” od pisarza – wszystko to, plus próby rzeczywistego zaistnienia, jałowe i śmieszne, wyklucza taką możliwość. Pipik nie jest w stanie nawet uczynić z siebie fikcyjnej, wiarygodnej postaci, będąc zawiłą układanką. Nadaje się jedynie na charakter do farsy, na którą wszyscy zerkają z przymrużeniem oka. Jego istnienie w roli antagonisty, jego istnienie w ogóle, spoczywa w rękach pisarza, któremu Pipik kradnie ochłapy jestestwa, próbując w ten niegodziwy sposób uwiarygodnić siebie.