– Proszę im wybaczyć śmiałość i potraktować ich pytania jako wyraz wielkiego uznania, jakim pana darzą. Nazywam się Dawid Supposnik (x), jestem antykwanuszem. Prowadzę własny interes w Tel Awiwie. I również mam czelność zawracać panu głowę…
Wręczył mi wizytówkę, która przedstawiała go jako handlarza starymi i rzadkimi książkami w językach niemieckim, angielskim, hebrajskim i jidysz.
– Omawianie w starszych klasach „Eliego fanatyka” zawsze wzbudza emocje wśród uczniów – wyjaśnił Supposnik. – Młodzież jest zwykle zafascynowana losami Eliego i całkowicie identyfikuje się z jego problemami, choć w duszy młodzi skłonni są raczej odrzucać religijny fanatyzm.
– Tak jest – potwierdziła Debora. Tal milczał, wyraźnie rozgoryczony.
– Pańska wizyta sprawiłaby uczniom olbrzymią radość. Zdają sobie jednak sprawę, że doprowadzenie do niej jest prawie niemożliwe i dlatego właśnie ten młody człowiek starał się pana wypytywać tu i teraz.
– Zdarzały mi się w życiu bardziej przykre przesłuchania – odrzekłem – ale dziś bardzo się spieszę.
– Jestem przekonany, że może pan listownie zawrzeć ogólną odpowiedź na pytania postawione przez uczniów. To w zupełności wystarczy, a ponadto będzie niezwykle uprzejmym gestem z pana strony.
Debora otworzyła usta, w oczywisty sposób wzburzona, podobnie jak Tal, tą nieproszoną interwencją:
– Ale – zwróciła się do mnie błagalnym głosem – wolelibyśmy, żeby pan przyjechał.
– Pan Roth już wam wyjaśnił – stwierdził Supposnik, tak samo nieporuszony protestem dziewczyny, jak wcześniej Tala – że ma ważne sprawy w Jerozolimie. I wystarczy. Człowiek nie może przebywać w dwóch miejscach jednocześnie.
– Do widzenia – powiedziałem wyciągając rękę, którą najpierw uścisnęła Debora, a potem, z pewnym wahaniem, Tal. Następnie oboje odwrócili się i odeszli.
Kto nie może być w dwóch miejscach jednocześnie? Ja? I kim jest właściwie ten Supposnik?
Dlaczego odpędził tych dwoje i sam mi się narzucał?
Miał pociągłą twarz, głęboko osadzone, niewielkie, jasne oczy, mocne czoło, jasne włosy zaczesane gładko do tyłu. Wyglądał na oficera, na typ brytyjskiego oficera służącego w koloniach. Na wojaka, który przebywał w Izraelu w trakcie sprawowania przez Anglików mandatu. Nigdy bym nie powiedział, że to człowiek profesjonalnie handlujący unikalnymi książkami w języku jidysz.
Supposnik, jakby czytając w moich myślach, rzekł:
– Kim jestem i czego chcę, prawda?
– Owszem. I jeśli pan się nie obrazi, to wolałbym, żeby odpowiedział pan w miarę skrótowo.
– Kwadrans w zupełności mi wystarczy.
– Niestety, nie mam piętnastu minut.
– Panie Roth, pragnąłbym zaangażować pański talent do walki z antysemityzmem, do walki, której wynik zapewne nie jest panu obojętny. Proces Demianiuka również można wykorzystać… Czy nie na rozprawę się pan tak spieszy?
– A nawet jeżeli?
– Proszę pana, każdy w Izraelu wie, co pan tu robi.
Właśnie wtedy dostrzegłem George’a Ziada, który wszedł do hotelu i skierował się ku ladzie recepcjonisty.
– Przepraszam – odezwałem się do Supposnika – na jedną chwilkę. Przy recepcji George przywitał się ze mną wylewnie. W mig zorientowałem się, że jest tak samo podekscytowany jak podczas naszego poprzedniego spotkania.
– Widzę, że masz się dobrze – rzekł szeptem. – Myślałem, że stało się najgorsze.
– Czuję się doskonale.
Jakby w to nie wierząc, poklepywał mnie, sprawdzając, czy jestem cały i zdrowy.
– Przetrzymywali cię? Przesłuchiwali? Czy bili cię?
– Nie, nie zatrzymali mnie. Czy bili? Oczywiście, że nie. To było wielkie nieporozumienie. George, uspokój się! – powiedziałem mu, ale on, gdy już zdołałem odsunąć się od niego na krok, zacisnął mi palce na ramionach.
Młody recepcjonista, lecz nie ten sam, którego widziałem tu poprzednio, zwrócił się do mnie:
– Witam, panie Roth. Jak tam dzisiejsze samopoczucie? – Potem bardzo jowialnym tonem rzucił George’owi: – O, widzę, że to już nie hol hotelu King David, tylko dwór rabbiego Rotha. Wielbiciele nie dają mu wytchnienia. Każdego ranka ustawiają się w kolejce… Uczniowie, dziennikarze, politycy… – ze śmiechem dodał. – Ostatni raz było tak, gdy przyjechał Sammy Davis junior, żeby pomodlić się pod Ścianą Płaczu.
– Zbyt pochlebne porównanie – powiedziałem. – Nie jestem aż taki ważny.
– Każdy w Izraelu chce się spotkać z panem Rothem – odparł recepcjonista.
Odwiodłem George’a, wciąż uczepionego mojego ramienia, od lady i gadatliwego recepcjonisty.
– Chyba tu, w tym hotelu, nie jesteś specjalnie mile widziany? – zapytałem.
– Musiałem przyjść. Przez telefon nie ma co się kontaktować. Wszystko podsłuchują i nagrywają, żeby potem wykorzystać taśmy na moim albo twoim procesie.
– George, skończ z tym. Nikt nie chce mnie sądzić. Nikt mnie nie pobił. To wszystko jest śmieszne.
– Tym krajem rządzi wojsko. Zarządzenia wprowadzane są tu przemocą. Całe państwo istnieje dzięki przemocy i represjom.
– To ty to tak postrzegasz. Przestań. Nie zaczynaj teraz. Żadnych sloganów. Jestem twoim przyjacielem.
– Sloganów? Nie przekonałeś się jeszcze wczorajszej nocy, że to policyjne państwo? Mogli cię zastrzelić, Philipie, a potem winę zrzucić na arabskiego taksówkarza. Oni specjalizują się w zabójstwach. To nie slogan, to prawda. Szkolą zabójców dla wszystkich faszystowskich władz na całym świecie. Nie mają ani odrobiny współczucia dla swych ofiar. Żydzi nie mogą ścierpieć opozycji. Żyd potrafi zamordować drugiego Żyda, którego nie lubi, tak samo łatwo jak jednego z nas.
Potrafi i robi to.
– Zee, człowieku, chyba trochę przesadzasz. Zeszłej nocy kłopotu narobił przede wszystkim kierowca. Bez przerwy się zatrzymywał i latał na stronę ze swoją latarką… To była prawdziwa komedia omyłek. Faceta złapało sranie. I wzbudził tym podejrzliwość patrolu… To była kompletna bzdura.
– A gdyby tak policja albo wojsko maltretowało ludzi w Pradze albo Warszawie? Czy też zachowałbyś taką obojętność? Tutaj nawet ty tracisz rozsądek… Oni mieli cię nastraszyć, Philipie.
Całkowicie zastraszyć. A ty jeszcze trąbisz teraz pochwały pod ich adresem… Utwierdzasz ich w tej syjonistycznej obłudzie. Posłuchaj, jesteś w opozycji wobec nich. A oni opozycjonistów „neutralizują”.
– Zaraz – powiedziałem. – Gadasz kompletnie bez sensu. Niech no tylko pozbędę się tamtego faceta… Wtedy będziemy mogli gdzieś przysiąść i spokojnie porozmawiać.
– Jakiego faceta? Kto to?
– Antykwariusz z Tel Awiwu. Handlarz białymi krukami.
– Znasz go dobrze?
– Nie. Przyszedł tu, żeby się ze mną zobaczyć.
W owej chwili George rzucił wrogie spojrzenie Supposnikowi, który siedział na kanapie po przeciwnej stronie holu, czekając aż do niego wrócę.
– On jest z tajnej policji. To izraelski tajniak.
– George, daj spokój. Chyba jesteś przemęczony… Jaki tam z niego policjant?
– Philipie, aleś ty naiwny! Nie pozwolę im cię otumanić, jeśli sam chcesz do tego dopuścić!
– Wszystko ze mną w porządku! Przestań już, z łaski swojej. Rozejrzyj się wkoło, popatrz, jak się sprawy mają. Czy ja ci muszę to wszystko mówić? Zdarzają się drastyczne sytuacje na drogach. Po prostu znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Zdarzają się nieporozumienia… ale tak między nami to niepokoję się o ciebie. Zaczynasz gadać od rzeczy. Z nas dwóch ja orientuję się lepiej, co jest grane. Musimy serio porozmawiać. Dziwi cię bardzo, że jestem tutaj. Posłuchaj, zdarzyło się coś straszliwie niezwykłego, coś, co muszę wyjaśnić i z czym jeszcze sobie nie poradziłem. Namieszałem wczoraj w głowach tobie i Annie… Zachowałem się u was wyjątkowo idiotycznie. Popełniłem niewybaczalne głupstwo. Ale nie roztrząsajmy tego w tej chwili. Chodź ze mną… Muszę być na procesie Demianiuka. Chodźmy, po drodze, w taksówce wszystko ci wytłumaczę. Pewne sprawy wymknęły się spod kontroli i stanowi to głównie moją winę.