Выбрать главу

Uri zaśmiał się i odszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

Jedzenie dla pana Rotha? Co to mogło znaczyć? Ta zadziwiająca śpiewność głosu, ten przyjazny ton, z nutą ojcowskiej czułości przebijającej przez głęboki bas… Co się za tym wszystkim kryło?

– Rozszarpałby na strzępy każdego, kto próbowałby się do pana zbliżyć – zapewnił Smilesburger.

– Lepszego psa obronnego nie potrafiłem dla pana znaleźć. Co to za książka?

Nie byłem w mocy tłumaczyć mu niczego, nawet odpowiedzieć na pytanie, co czytałem. Nie wiedziałem, co rzec. Nie miałem pojęcia, o co zapytać. W głowie miałem tylko jedno pragnienie – zacząć głośno krzyczeć. Lecz byłem zbyt przerażony, żeby to uczynić.

Smilesburger, zręcznie manewrując kulami, znalazł się przy mnie i spytał:

– Nikt panu nie powiedział? Nie powiedzieli panu nic? Niewybaczalne. Nikt nie powiedział panu, że mam przyjść? Nikt nie wyjaśnił, że nie musiał pan czekać? Nikt nie przyszedł i nie wytłumaczył, że mogę się spóźnić?

Nie odpowiadaj na te przewrotne zaczepki. Nie powtarzaj im, że mają niewłaściwego człowieka.

Wszystko co powiesz, tylko pogorszy twoje położenie. Wszystko, co mówiłeś dotychczas tu, w Jerozolimie, odniosło tylko złe skutki.

– Dlaczego Żydzi tak bezmyślnie obchodzą się ze swoimi ziomkami? Żeby kazać lak panu tkwić w tym mrocznym pomieszczeniu… – stwierdził Smilesburger ze smutkiem. – Nie zaproponowali nawet filiżanki kawy. Wciąż to samo, zupełnie nie rozumiem… Czemu brak Żydom elementarnej gościnności w stosunku do przedstawicieli swego narodu? Niegrzeczność rodzi przecież urazę. A prowokacje kończą się wojnami.

Ja nie byłem niegrzeczny. I nikogo nie sprowokowałem. Mógłbym wyjaśnić kwestię tego miliona dolarów. Tylko po co? Żeby sprawić mu przyjemność? Żeby dać mu możność wysłania raz jeszcze Uriego po jedzenie dla mnie? Nie odpowiadałem.

– Fakt, że Żyd nie przepada za drugim Żydem – powiedział Smilesburger – to przyczyna tylu naszych cierpień. Tyle animozji, wykpiwania, otwartej nienawiści… dlaczego? Gdzie żydowska wyrozumiałość i tolerancja? Dlaczego tyle podziałów między Żydami? Takie kłótnie cechują nie tylko Żydów w Jerozolimie w 1988 roku… Miały miejsce także w gettach, setki lat temu. A zburzenie Drugiej Świątyni dwa tysiące lat temu? Dlaczego doszło do zburzenia Drugiej Świątyni? Bo jeden Żyd nienawidził drugiego. Dlaczego nie zjawił się mesjasz? Z powodu wściekłych kłótni wśród Żydów. Anonimowi Antysemici są potrzebni nie tylko gojom… również samym Żydom. Gorączkowe kłótnie, wzajemne oskarżenia, złośliwe kalumnie, złośliwe plotki, skargi, zarzuty, obraźliwe słowa… Ludzie nie potępiają Żydów za to, że ci nie jedzą wieprzowiny. Potępiają ich za złe słowa. Mówimy za dużo i nie wiemy, kiedy przestać. Problem polega głównie na tym, że używamy niewłaściwego tonu. Jesteśmy zjadliwi. Przemądrzali.

Histeryczni. Ironiczni. Żydzi mówią za głośno. Są zbyt namolni. Zbyt napastliwi. Zwracają się do innych w niewłaściwy sposób. Brak wyczucia to cecha żydowskiego stylu. Straszne… „Za każdą chwilę milczenia otrzymuje się wielką, niepojętą nagrodę”… To cytat z Midraszu., Jakie zadanie ma człowiek na tym świecie? Zachowanie milczenia”. Jak to wyraził ze wspaniałą prostotą pewien mędrzec… Starczyło mu ledwie kilkanaście sylab: „Słowa zasadniczo tylko wszystko psują”. Nic pan nie mówi? To dobrze. Kiedy Żyd jest zeźlony, tak jak pan teraz, to najtrudniej mu zapanować nad własną mową. Pan jest dzielnym Żydem. Na konto Philipa Rotha należy zapisać powściągliwość, jaką okazał, zachowując milczenie. Skąd Żydom przyszło do głowy, że ciągle muszą gadać, krzyczeć, żartować sobie cudzym kosztem, po całych dniach roztrząsać przez telefon błędy popełnione przez najlepszych przyjaciół? Napisano: „Nie będziesz obnosić się z opowieściami pośród swego narodu”.

Nie będziesz tego czynić! To zakazane! Tak mówi prawo! „Spraw, bym nie rzekł, czego nie potrzeba”… To z modlitwy Chaima Chofetza. Jestem jego uczniem. Żaden Żyd nie kocha swych współbraci bardziej niż on. Zna pan nauki Chaima Chofetza? Wielki człowiek, skromny nauczyciel, poważany rabbi z Radzynia w Polsce. Poświęcił swe życie sprawie nauczenia Żydów milczenia. Gdy odszedł z tego świata w Polsce, liczył sobie dziewięćdziesiąt trzy lata. Było to w roku, kiedy pan urodził się w Ameryce. To on właśnie chciał zwalczyć złe, wielowiekowe nawyki. Opracował szczegółowe zasady dotyczące tego, co wolno mówić i kiedf. Sformułował prawo złej mowy, tak zwane loszon hora, wedle którego Żydowi nie wolno czynić złośliwych uwag pod adresem swego ziomka, nawet gdy zawierają ziarno prawdy. Jeśli są fałszywe, to tym bardziej godne są potępienia, rzecz jasna. Nie wolno mówić źle i nie wolno słuchać złych słów. Nieważne, czy się słucha wierząc, czy nie wierząc. W podeszłym wieku Chaim Chofetz wychwalał własną głuchotę, bo ta chroniła go od wysłuchiwania złośliwości. Może pan sobie wyobrazić, jak trudno było zdobyć się na to człowiekowi, który żył ze słowa. Chaim Chofetz wyszczególnił wszystko: loszon horę w żartach, loszon horę bez wymieniania imion i nazwisk, zwyczajną loszon horę, loszon horę dotyczącą krewnych, szwagrów, dzieci, zmarłych, heretyków, odszczepieńców, nawet odnoszącą się do handlowania… i zakazał tego wszystkiego. Nawet jak ktoś mówi źle o tobie, to nie powinieneś odpłacać mu tym samym. Nawet jeżeli ktoś zarzuci ci dokonanie przestępstwa, to nie wolno ci powiedzieć, kto był prawdziwym sprawcą. Nie możesz rzec: „On to zrobił” bo to właśnie loszon hora. Wolno powiedzieć ci tylko: „Ja tego nie uczyniłem”. Czy wyobraża pan sobie teraz, jaki to był ambitny plan powstrzymania Żydów przed obwinianiem innych o cokolwiek? Wyobraża pan sobie, jak na to Żydzi zareagowali? Każdy czuł się urażony, znieważony, bo każdy uznał to za osobisty atak wymierzony w niego. Przecież, powiadali, wszyscy wieszają na innych ludziach psy. Myśleli: z jednej strony antysemityzm, z drugiej loszon hora, a w środku, zduszona na śmierć, piękna dusza żydowskiego ludu! Biedny Chaim Chofetz pragnął jedynie, by Żydzi nie zniesławiali się wzajemnie. On, taki wrażliwy człowiek, walczył o to zawzięcie. Jednak obcy był mu fanatyzm. Kochał swój naród i nie mógł znieść jego upadku, spowodowanego złośliwym gadulstwem. Nie mógł znieść tych ciągłych kłótni, a więc obrał sobie za cel zaszczepienie pomiędzy Żydami zgody i harmonii w miejsce dotychczasowych podziałów.

Dlaczego Żydzi nie potrafili się pojednać? Dlaczego wiecznie muszą wykłócać się między sobą? Po co te nieustanne konflikty? Odpowiedź jest prosta… Nie chodzi o to, że Żyd kłóci się z drugim Żydem, chodzi o to, że Żyd nie może dojść do ładu ze sobą samym. W każdym Żydzie tkwi wiele różnorakich osobowości. Nie powiedziałem, że dwie osobowości, bo to zdarza się nawet wśród gojów. W Żydzie natomiast siedzi tłum Żydów. Siedzi dobry Żyd i zły Żyd. Nowoczesny Żyd i staroświecki. Filosemita i antysemita. Przyjaciel gojów i wróg gojów. Żyd arogancki i wrażliwy. Żyd pobożny i szelma. Żyd uprzejmy i nieokrzesany. Żyd pieniacz i Żyd spolegliwy. Żyd żydowski i Żyd odżydzony… Mam wyliczać dalej? Czy muszę tłumaczyć to wszystko panu, człowiekowi, który zbił fortunę jako czołowy znawca żydostwa w międzynarodowym świecie literackim? Czy dziwi pana, że Żydzi wciąż coś roztrząsają? Przecież Żyd to wcielenie sprzeczności! Czy to dziwne, że Żydzi bez przerwy gadają…?

Gadają bezmyślnie, impulsywnie, nierozważnie, chaotycznie. Nie umieją oczyścić swej mowy z kpin, zniewag, oskarżeń, złości. Nasz biedny Chaim Chofetz… Modlił się do Boga: „Spraw, abym nie rzekł niczego niepotrzebnego i niechaj ma mowa płynie tylko z niebios” A tymczasem Żydzi gadają dla samego gadania. Przez cały czas! Nie umieją przestać! Dlaczego? Ponieważ siedzi w nich tak wielu mówców. Zamilknie jeden, to gada drugi. Zamilknie drugi, odzywa się trzeci. Czwarty i piąty też mają coś do dorzucenia. Chaim Chofetz modlił się: „Będę wypowiadał się ostrożnie o innych”… a tymczasem ci inni obgadywali się dniami i nocami. Proszę mi wierzyć, Freud miał łatwiejsze życie w Wiedniu niż Chaim Chofetz w Radzyniu. Przychodzili do Freuda ci gadający Żydzi, a co on im powiadał? Gadajcie dalej. Powiedzcie wszystko. Wszystkie słowa dozwolone. Im więcej złośliwych, tym lepiej. Dla Freuda milczący Żyd był najgorszą rzeczą pod słońcem… Według niego milczący Żyd szkodził żydowskim interesom. Żyd, co nie mówi złośliwie? Żyd, który się nie wścieka? Żyd nie obgadujący innych? Żyd, który nie wykłóca się z szefem, sąsiadem, żoną, dziećmi, rodzicami? Żyd, który nie czyni uwag mogących kogoś zranić? Żyd, który mówi jedynie to co dozwolone? Gdyby po świecie chodzili właśnie tacy Żydzi, to spełniłoby się marzenie Chaima Chofetza, a Zygmunt Freud umarłby z głodu razem ze wszystkimi innymi psychoanalitykami! Ale Freud nie był głupcem i znał Żydów, znał ich świetnie. Niestety lepiej od innych ludzi mu współczesnych… znał ich na wylot. A oni napływali do niego strumieniem, ci Żydzi, którzy nie potrafili przestać gadać. I opowiadali Freudowi takie straszne rzeczy, jakich nie rzekł nikt od czasów zburzenia Drugiej Świątyni. A jaki tego rezultat? Freud stał się sławny, bo pozwalał im mówić wszystko. Natomiast Chaim Chofetz, który nakazywał im powściągliwość w słowach, który zalecał wypluwać złe słowa jak kawałki wieprzowego mięsa, z tym samym niesmakiem i obrzydzeniem, który kazał milczeć zamiast odzywać się pogardliwie, nie zyskał miru pośród żydowskiego ludu… W każdym razie nie dorównał popularnością doktorowi Zygmuntowi Freudowi. A teraz można stwierdzić cynicznie, że właśnie złośliwa mowa czyni Żydów prawdziwymi Żydami. Freud wymyślił, że loszon hora to najlepsze lekarstwo dla jego pacjentów. Cóż znaczyłby Żyd, gdyby nie mógł mówić źle o innych? Zwłaszcza źle o innych Żydach, a to najgorszy rodzaj loszon hory, najcięższy grzech ze wszystkich. To co robię teraz, to, że besztam Żydów, również jest loszon horą. I nie tylko łamię zalecenia Chaima Chofetza, ale także popełniam inny grzech, trzymając pana tutaj i zmuszając do słuchania swoich wynurzeń. Jestem Żydem i postępuję źle. Zachowuję się nawet gorzej od innych Żydów. Zwykły Żyd jest zbyt głupi, by zrozumieć, że postępuje niewłaściwie, ale ja jestem uczniem Chaima Chofetza i pojmuję to. Wiem dobrze, iż póki mówimy złe słowa, to mesjasz nie przyjdzie i nie wybawi nas… A mimo to sam popełniam grzech, nazywając innych Żydów głupcami. Czy marzenie Chaima Chofetza ma szansę się spełnić? Może, jeżeli wszyscy pobożni Żydzi będą przestrzegać prawa i choć na jeden dzień wstrzymają się od złośliwości… Jeżeli stanie się cud i w jednej chwili żaden Żyd nie wypowie ani jednego złego słowa… Jeżeli wszyscy Żydzi na ziemi zamilkną choć na jedną sekundę. Jednak nawet ten ostatni warunek nigdy się nie spełni, więc jak można liczyć na wybawienie? Osobiście uważam, że Żydzi uciekli z galicyjskich wiosek, z miasteczek takich jak Radzyń, do Ameryki i Palestyny, by wyrwać się z piekła loszon hory. Skoro złośliwe gadanie doprowadzało do szału takiego świętego i cierpliwego człowieka jak Chaim Chofetz, który wolał być nawet głuchy, niż wysłuchiwać swych ziomków, to może sobie pan wyobrazić, jak znosili to przeciętni, nerwowi Żydzi. Żaden z pierwszych syjonistów nie przyznałby się do tego, ale po cichu niektórzy z nich myśleli sobie: wyjadę do Palestyny… Tam temperatura dochodzi do czterdziestu stopni, panuje tyfus i malaria, ale za to ludzie nie obgadują jedni drugich! Tak, na izraelskiej ziemi, z dala od gojów, którzy naigrawają się z nas, którzy nas nienawidzą i poniżają, z dala od ich prześladowań i chaosu, w jaki nas wpędzili, z dala od ich złośliwości, frustracji, wściekłości spływających do każdej żydowskiej duszy… Z daleka od gett i przymusu milczenia stworzymy własny kraj, gdzie staniemy się wolni, gdzie nie będziemy się wzajemnie znieważać ani obgadywać za plecami, gdzie Żyd, uzdrowiony duchowo, nie powie złego słowa pod adresem innego Żyda. Cóż, niestety muszę przyznać… i czemu sam daję dowód… W Izraelu jest sto, tysiąc razy gorzej niż w Polsce za czasów Chaima Chofetza. Żyd nie cofa się przed żadnym słowem. Nie potrafi nad sobą zapanować. W Polsce istniał antysemityzm, co przynajmniej skutkowało tak, że Żyd nie zrzucał winy na drugiego Żyda w obecności gojów. Tu i teraz jednak nie musimy kłopotać się żadnymi gojami. Tu nikomu nie przychodzi do głowy, że chociaż nie ma goja, przed którym się trzeba wstydzić, to mimo wszystko pewnych rzeczy powiadać nie należy, że może Żyd powinien pomyśleć dwa razy, zanim otworzy usta i z dumą, wedle nakazów Zygmunta Freuda, ubierze w słowa swe najgorsze myśli.