Выбрать главу

– Musimy znaleźć anioła – powiedział. – I to jak najszybciej.

– Zgadzam się – przytaknęła Lucy. Potem spojrzała na Petera z zaciekawieniem, bo zrozumiała, że miał na myśli coś więcej niż zwykłą zachętę do działania. – O co chodzi?

Zanim jednak Peter zdołał odpowiedzieć, Francis, który roztrząsał coś w duchu i nie zwracał na nich oboje uwagi, wyprostował się i podszedł bliżej.

– Mam pomysł – oświadczył z wahaniem. – Nie wiem, ale…

– Mewa, muszę ci coś powiedzieć… – zaczął Peter, ale sam sobie przerwał. – Co to za pomysł?

– Co musisz mi powiedzieć?

– To może chwilę zaczekać. Twój pomysł?

– Tak bardzo się bałem – zaczął Francis. – Ciebie tam nie było, wokół tylko ciemność, a nóż leżał na mojej twarzy. Strach to zabawne zjawisko, Peter – ciągnął. – Przestawia ci myślenie tak bardzo, że nic innego nie widzisz. Założę się, że Lucy o tym wie, ale ja nie wiedziałem i nasunęło mi to pewien pomysł…

– Francis, spróbuj wyrażać się jaśniej – powiedział Peter, jakby mówił do ucznia podstawówki. Z uczuciem, ale i zainteresowaniem.

– Taki strach sprawia, że myśli się tylko o jednym: jak bardzo się boisz i co się stanie, i czy on wróci, i o tych strasznych rzeczach, które zrobił i jeszcze może zrobić, bo wiedziałem, że mógł mnie zabić, i chciałem zapaść się w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie byłbym sam…

Lucy nachyliła się do Francisa, bo nagle dostrzegła przebłysk tego, do czego zmierzał.

– Mów dalej – zachęciła.

– Ale cały ten strach przysłonił coś, co powinienem zobaczyć. Peter kiwnął głową.

– Co?

– Anioł wiedział, że tej nocy ciebie tam nie będzie.

– Czytał książkę dzienną. Albo widział bijatykę. Albo słyszał, że wysłali mnie do izolatki.

– A więc sytuacja była dla niego dogodna, bo raczej nie chciał zajmować się nami dwoma naraz. Miał doskonałą okazję, żeby mnie przerazić…

– Też tak sądzę – włączyła się Lucy.

– Ale po co zabił Tancerza.

– Żeby nam pokazać, że może zrobić wszystko, co zechce. Żeby podkreślić wagę swojej wiadomości. Nie jesteśmy bezpieczni. – Francis odetchnął ciężko, bo myśl, że Tancerz zginął tylko dlatego, żeby dać im coś do zrozumienia, bardzo go wzburzyła. Nie umiał sobie wyobrazić, co pchnęło anioła do tak dramatycznego czynu, a potem, niemal w tej samej chwili, uświadomił sobie, że może jednak umie. To przeraziło go jeszcze bardziej, ale znalazł otuchę w jasnym świetle korytarza i towarzystwie Petera i Lucy. Są mądrzy i silni, pomyślał, a nie szaleni i słabi jak on, dlatego anioł postępował z nimi ostrożnie. Francis wziął głęboki wdech. – Mimo wszystko ryzykował – podjął. – Jak sądzicie, czy istniał jeszcze inny powód, dla którego anioł musiał przyjść tej nocy do tej sali?

– Inny powód?

Francis prawie się jąkał, każda myśl rozbrzmiewała w nim echem, coraz głębiej, jakby stał na skraju olbrzymiej jamy, kuszącej obietnicą zapomnienia. Na chwilę zamknął oczy i pod powiekami rozbłysła mu czerwona, niemal oślepiająca błyskawica. Nie spieszył się, starannie formułował każde słowo, bo w tej właśnie chwili zrozumiał, co takiego było w sali, czego potrzebował anioł.

– Upośledzony mężczyzna… – zaczął Francis – miał coś, co należało do anioła…

– Zakrwawiona koszula.

– Zastanawiam się…

Nie dokończył. Spojrzał na Petera, który odwrócił się do Lucy Jones. Nie musieli nic mówić. Cała trójka przecięła korytarz i wpadła do dormitorium.

Mieli szczęście: potężny mężczyzna siedział na krawędzi łóżka, gaworząc coś cicho do szmacianej lalki. W głębi sali znajdowało się kilku innych pacjentów. W większości leżeli na łóżkach, wyglądali przez okna albo wpatrywali się w sufit, zupełnie nieobecni duchem. Upośledzony spojrzał na trójkę przybyszów i uśmiechnął się. Lucy podeszła do niego, przejmując inicjatywę.

– Cześć – powiedziała. – Pamiętasz mnie? Kiwnął głową.

– To twój przyjaciel? – spytała. Znów przytaknął.

– I tutaj obaj śpicie?

Mężczyzna poklepał materac, a Lucy usiadła obok niego. Choć była wysoka, przy nim wyglądała jak karzełek. Przesunął się, robiąc jej miejsce.

– I tutaj obaj mieszkacie…

Uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę mocno się skupiał, a potem wyjąkał:

– Mieszkam w dużym szpitalu.

Słowa wytaczały się z jego ust jak głazy. Każde było zniekształcone i twarde jak skała; Lucy pomyślała, że formowanie słów musiało być dla niego kolosalnym wysiłkiem.

– I tutaj trzymacie swoje rzeczy? – spytała. Mężczyzna znów poruszył głową w górę i w dół.

– Czy ktoś próbował ci zrobić krzywdę?

– Tak – powiedział przeciągle, jakby w ten sposób chciał wyrazić coś więcej. – Biłem się.

Lucy wzięła głęboki oddech, ale zanim zadała następne pytanie, zobaczyła, że w oczach upośledzonego wezbrały łzy.

– Biłem się – powtórzył. – Nie lubię się bić – dodał. – Mama mówi: żadnych bójek. Nigdy.

– Twoja mama jest mądra – przyznała Lucy. Nie miała żadnych wątpliwości, że mężczyzna byłby zdolny wyrządzić komuś poważną krzywdę, gdyby się nie hamował.

– Jestem za duży – wyjaśnił. - Żadnych bójek.

– Jak twój przyjaciel ma na imię? – Lucy wskazała lalkę.

– Andy.

– Ja jestem Lucy. Czy też mogę być twoim przyjacielem? Pokiwał głową i uśmiechnął się.

– Pomożesz mi w czymś?

Ściągnął brwi; Lucy pomyślała, że miał problemy ze zrozumieniem, więc dodała:

– Zgubiłam coś.

Mężczyzna chrząknął, jakby chciał powiedzieć, że też zdarzyło mu się kiedyś coś zgubić i nie lubił takich sytuacji.

– Zajrzysz dla mnie do swoich rzeczy?

Upośledzony zawahał się, wzruszył ramionami. Sięgnął pod łóżko i jedną ręką wyciągnął stamtąd zieloną, wojskową skrzynkę.

– Co? – spytał.

– Koszulę.

Ostrożnie podał jej Andy’ego, potem rozpiął zatrzask skrzynki. Lucy zauważyła, że skrzynka nie była zamknięta na klucz. Mężczyzna pokazał swój skromny dobytek. Na wierzchu leżały poskładane majtki i skarpetki, obok znajdowało się zdjęcie mężczyzny i jego matki. Fotografia miała kilka lat, była trochę pogięta i postrzępiona na krawędziach, jakby często trzymano ją w rękach. Głębiej leżały dżinsy i buty, sportowe koszule oraz trochę wytarty, ciemnozielony sweter.

Zakrwawionej koszuli nie było. Lucy spojrzała szybko na Petera, który pokręcił głową.

– Nie ma – powiedział cicho.

– Dziękuję – zwróciła się Lucy do upośledzonego. – Możesz już schować swoje rzeczy.

Mężczyzna zamknął skrzynkę i wsunął ją z powrotem pod łóżko. Lucy oddała mu lalkę.

– Masz tu jeszcze jakichś przyjaciół? – Wskazała salę. Pokręcił głową.

– Całkiem sam – mruknął.

– Ja będę twoim przyjacielem – zadeklarowała Lucy, chociaż wiedziała, że to kłamstwo. Poczuła się winna, po części za beznadzieję sytuacji upośledzonego, a po części za siebie, że tak łatwo oszukała kogoś, kto był prawie dzieckiem i kto mógł z upływem lat stawać się coraz starszy, ale nigdy mądrzejszy.

Kiedy wrócili do jej gabinetu, Lucy westchnęła.

– Cóż, wygląda na to, że powinniśmy pożegnać się z myślą o dowodach rzeczowych.

W jej głosie brzmiała gorycz porażki, ale Peter był bardziej optymistycznie nastawiony.

– Nie, nie, czegoś się dowiedzieliśmy. To, że anioł coś komuś podrzucił, a potem zadał sobie spory trud, żeby to odzyskać, daje nam pewne informacje na temat jego osobowości.