Выбрать главу

– On po mnie idzie – szepnąłem. – Nie wiem, czy dam mu radę sam.

– To prawda – odparł Peter. – Nigdy nie można być niczego pewnym. Ale ty go znasz, Mewa. Jego siłę, ograniczenia. Wszystko to wiedziałeś i tego właśnie wtedy potrzebowaliśmy. – Spojrzał na ścianę. – Zapisz to, Mewa. Każde pytanie. I każdą odpowiedź.

Cofnął się, odsłaniając mi kolejny pusty fragment tynku. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że Peter zniknął, kiedy podniosłem ułamek ołówka, ale zauważyłem, że chłód oddechu anioła zmroził pokój dookoła mnie, więc zadrżałem, pisząc:

Pod koniec dnia Francisa ogarnęło przeświadczenie, że wszystko, co się dzieje, ma jakiś sens, ale że on sam nie dostrzega do końca kształtu sceny…

Pod koniec dnia Francisa ogarnęło przeświadczenie, że wszystko, co się dzieje, ma jakiś sens, ale że on sam nie dostrzega do końca kształtu sceny. Przemykające przez jego wyobraźnię pomysły wciąż były dla niego zdumiewające; sytuację komplikował jeszcze powrót głosów, pełnych powątpiewania i niezgodnych jak nigdy dotąd. Zawiązały w jego głowie węzeł niezdecydowania, wykrzykując sprzeczne sugestie i żądania, każąc mu uciekać, chować się, walczyć. Wrzeszczały tak często i głośno, że ledwie słyszał inne rozmowy. Wciąż wierzył, że wszystko stanie się oczywiste, jeśli tylko przyjrzy się temu przez odpowiedni mikroskop.

– Peter, Piguła powiedział, że w tym tygodniu zaplanowane są posiedzenia komisji…

Strażak uniósł brwi.

– To na pewno zdenerwuje pacjentów.

– Dlaczego? – spytała Lucy.

– Nadzieja – odparł, jakby to jedno słowo wystarczyło za całe wyjaśnienie. Potem spojrzał z powrotem na Francisa. – O co chodzi, Mewa?

– Wydaje mi się, że to wszystko łączy się jakoś z dormitorium w Williams – powiedział Francis powoli. – Anioł wybrał upośledzonego. Musiał znać jego rozkład dnia, żeby podrzucić mu koszulę. Domyślił się też, że upośledzony będzie jednym z mężczyzn, których Lucy zamierzała przesłuchać.

– Bliskość – powiedział Peter. – Możliwość obserwacji. Słuszna uwaga, Francis.

Lucy skinęła głową.

– Zdobędę listę pacjentów z tamtego dormitorium – oznajmiła.

Francis zastanawiał się nad czymś przez chwilę.

– A możesz też postarać się o listę osób wyznaczonych na rozmowę z komisją zwolnień? – zapytał ledwo słyszalnym szeptem.

– Po co?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem – odparł. – Ale dzieje się dużo rzeczy naraz i próbuję zrozumieć, jaki mogą mieć ze sobą związek.

Lucy kiwnęła głową. Francis nie był pewien, czy mu uwierzyła.

– Zobaczę, co się da zrobić – powiedziała, ale chłopak miał wrażenie, że zgodziła się tylko dlatego, żeby zrobić mu przyjemność, i tak naprawdę nie widziała w tym żadnego sensu. Spojrzała na Petera. – Moglibyśmy zorganizować przeszukanie całej sypialni w Williams. Nie potrwałoby to długo, a jest szansa, że przyniosłoby efekty.

Lucy pomyślała, że trzeba trzymać się konkretniejszych aspektów dochodzenia. Listy i podejrzenia były intrygujące, ale czułaby się o wiele pewniej, dysponując dowodami, które można przedstawić na sali sądowej. Strata zakrwawionej koszuli martwiła ją o wiele bardziej, niż to po sobie pokazywała; zależało jej na znalezieniu innego dowodu rzeczowego.

Znów pomyślała: nóż, palce, zakrwawione ubrania i buty.

– Coś w tym może być – powiedział Peter. Spojrzał na prokurator i uświadomił sobie, jaka jest stawka.

Francis wątpił w tego typu rozwiązanie. Pomyślał, że anioł na pewno przewidział takie posunięcie. Musieli wymyślić coś podstępnego, co aniołowi nie przyszłoby do głowy. Coś dziwnego, innego i bardziej przystającego do miejsca, w którym byli. Cała trójka ruszyła do gabinetu Lucy, ale Francis spostrzegł Dużego Czarnego przy dyżurce i odłączył się od grupy, żeby porozmawiać z wielkim pielęgniarzem. Lucy i Peter poszli dalej, jakby nieświadomi, że Francis został.

Duży Czarny podniósł wzrok.

– Za wcześnie jeszcze na lekarstwa, Mewa – powiedział. – Ale domyślam się, że nie po to przyszedłeś, co?

Francis pokręcił głową.

– Pan mi uwierzył, prawda?

Pielęgniarz rozejrzał się, zanim odpowiedział.

– Jasne, Mewa. Problem w tym, że nie jest dobrze zgadzać się z pacjentem. Rozumiesz? Tu nie chodziło o prawdę. Tu chodziło o moją pracę.

– On może wrócić. Dzisiaj w nocy.

– Wątpię. Gdyby chciał cię zabić, Mewa, już by to zrobił.

Francis też tak sądził, chociaż to spostrzeżenie dodawało mu otuchy, a zarazem przerażało.

– Panie Moses – wychrypiał bez tchu. – Dlaczego nikt tutaj nie chce pomóc pannie Jones?

Duży Czarny zesztywniał i odwrócił się.

– Przecież ja pomagam, nie? Mój brat też.

– Wie pan, o co mi chodzi. Duży Czarny kiwnął głową.

– Wiem, Mewa. Wiem.

Rozejrzał się, chociaż wiedział, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać. Mimo to mówił szeptem, bardzo ostrożnie.

– Musisz coś zrozumieć, Mewa. Narobienie tutaj dymu przy szukaniu tego gościa… wiesz: rozgłos, dochodzenie władz, nagłówki w gazetach i tłum reporterów z telewizji, no, oznaczało koniec kariery dla niektórych ludzi. Za dużo pytań. Prawdopodobnie trudnych. Może nawet doszłoby do przesłuchań w senacie stanu. Mnóstwo zamieszania, a nikt, kto pracuje na państwowym, zwłaszcza doktor albo psycholog, nie ma ochoty się tłumaczyć, dlaczego pozwolił mordercy mieszkać w szpitalu. Mówimy tu o skandalu, Mewa. O wiele łatwiej zatuszować sprawę, wymyślić jakieś wyjaśnienie jednej czy dwóch śmierci. Nikt nikogo nie oskarża, wszyscy dostają pensje, nikt nie traci pracy i życie toczy się dalej swoim dawnym torem. Tak samo jak w każdym innym szpitalu. Wszystko ma iść bez zmian, o to tu chodzi. Nie wpadłeś na to jeszcze sam?

Francis uświadomił sobie, że wpadł. Po prostu nie chciał się z tym pogodzić.

– Musisz pamiętać o jednym – dodał Duży Czarny, kręcąc głową. – Nikogo tak naprawdę nie obchodzą wariaci.

Panna Laska podniosła wzrok i skrzywiła się, kiedy Lucy weszła do sekretariatu. Ostentacyjnie nachyliła się nad jakimiś formularzami i zaczęła wściekle stukać w klawisze maszyny do pisania, kiedy tylko Lucy podeszła do jej biurka.

– Doktor jest zajęty – oznajmiła; jej palce śmigały nad klawiaturą, a stalowa kulka starego selectrica skakała po kartce. – Nie umówiła się pani na spotkanie – dodała.

– To zajmie tylko chwilkę.

– Zobaczę, czy uda mi się coś załatwić. Niech pani usiądzie. Sekretarka nie odsunęła się od maszyny, nie podniosła nawet słuchawki telefonu, dopóki Lucy nie odsunęła się od biurka i nie usiadła na wygniecionej kanapie w poczekalni.

Nie odrywała wzroku od panny Laski. Wpatrywała się w nią tak intensywnie, że sekretarka w końcu przerwała stukanie, wykręciła wewnętrzny numer i powiedziała coś do słuchawki, odwracając się tyłem do Lucy. Nastąpiła krótka wymiana zdań.

– Doktor panią przyjmie – poinformowała po chwili sekretarka tonem, jakim recepcjonistka zwraca się do pacjenta w poczekalni.

Gulptilil stał za biurkiem, wpatrując się w drzewo rosnące tuż za oknem. Odchrząknął, kiedy pani prokurator weszła, ale nie poruszył się. Lucy czekała, aż lekarza zainteresuje jej obecność. Po chwili odwrócił się, nieznacznie pokręcił głową i opadł na fotel.

– Panna Jones – zaczął ostrożnie. – Dobrze się składa, że pani przyszła, już miałem sam panią wezwać.

– Wezwać?

– Właśnie tak – powiedział Gulptilil. – Dopiero co rozmawiałem z pani szefem, prokuratorem hrabstwa Suffolk. Powiedzmy, że bardzo ciekawiła go pani obecność tutaj i postępy w prowadzeniu sprawy. – Rozparł się w fotelu. Na twarzy miał krokodylowy uśmiech. – Ale chyba przyszła pani do mnie z jakąś prośbą, czyż nie?