Выбрать главу

Znalazł wozaka, który zgodził się zawieść ich do Skraju Drogi. Matka i siostra Wydry zamieszkały tam u kuzynów na czas odbudowy spalonego domu. Powitały ich z radością i niedowierzaniem. Nie wiedząc o tym, że Ogara łączy cokolwiek z władcą i jego magiem, przyjęły go jak jednego ze swoich, dobrego człowieka, który odnalazł półżywego Wydrę w lesie i przywiózł do domu.

— To mądry człowiek — oznajmiła matka Wydry, Róża. — Bez dwóch zdań. Komuś takiemu daje się wszystko, co najlepsze.

Wydra powoli dochodził do siebie. Nastawiacz kości opatrzył mu złamaną rękę i strzaskane biodro; mądre niewiasty smarowały maściami skaleczenia po ostrych kamieniach na jego rękach, głowie i kolanach, matka przynosiła przysmaki z ogrodu i lasu, on jednak wciąż leżał słaby i wymizerowany, jak wówczas gdy znalazł go Ogar. Nie ma w sobie serca, orzekła mądra kobieta z wioski. Gdzieś je zagubił, pochłonięte przez strach, troski bądź wstyd.

— Gdzie zatem jest twe serce? — spytał Ogar. Po długiej ciszy Wydra rzekł:

— Na Roke.

— Tam gdzie Wczesny pożeglował z wielką flotą? Rozumiem. Masz tam przyjaciół. Wiem, że jeden z tych statków wrócił. Spotkałem w tawernie członka załogi. Pójdę, popytam. Dowiem się, czy dotarli na Roke i co się tam stało. Na razie mogę tylko rzec, że stary Wczesny spóźnia się z powrotem. Hmm, hmm — mruknął, zadowolony z własnego żartu. — Wczesny się spóźnia — powtórzył i wstał. Spojrzał na chorego, mizernego Wydrę. — Odpoczywaj — dodał i odszedł.

Nie było go kilka dni. Gdy w końcu wrócił wozem zaprzężonym w konia, wyglądał tak, że siostra Wydry pobiegła do brata, krzycząc:

— Ogar musiał wygrać jakąś walkę albo zdobyć majątek! Jedzie miejskim wozem, z miejskim koniem, jak książę!

Wkrótce potem zjawił się sam Ogar.

— No cóż — rzekł. — Po pierwsze, gdy tylko dotarłem do miasta, udałem się do pałacu, by posłuchać nowinek. I co ja widzę? Widzę starego króla pirata stojącego na własnych nogach, wykrzykującego rozkazy jak dawniej! Stojącego! Od lat był sparaliżowany. A teraz stoi i wykrzykuje rozkazy! Niektórzy ludzie robili to, co kazał, inni nie. Wymknąłem się stamtąd — w pałacu takie sytuacje bywają niebezpieczne. Poszedłem do przyjaciół i spytałem, gdzie się podziewa stary Wczesny i czy flota dotarła już na Roke i wróciła. Wczesny? Zdziwili się. Nikt o nim nie słyszał. W mieście nie było po nim śladu. “Może ty mógłbyś go znaleźć?" — dodali w żartach. Hmm. Wiedzą, jak go uwielbiani. A co do statków, niektóre wróciły. Marynarze twierdzą, że nie dotarli do wyspy Roke. W ogóle jej nie ujrzeli. Przepłynęli przez miejsce, na którym według morskich map powinna się znajdować, i nie było tam żadnej wyspy. Potem rozmawiałem z ludźmi z jednej z wielkich galer. Twierdzili, że w okolicy gdzie powinna leżeć wyspa, wpłynęli w mgłę gęstą jak mokra szmata. Morze także zgęstniało, toteż wioślarze z trudem unosili wiosła. Tkwili tak w pułapce cały dzień i noc, a gdy się wydostali, na morzu nie pozostał żaden statek z wielkiej floty. Niewolnicy byli na granicy buntu, toteż kapitan jak najszybciej wrócił do domu. Kolejny statek, stara “Sztormowa Chmura", niegdyś flagowy okręt Losena, zawinęła do portu na moich oczach. Rozmawiałem z kilkoma marynarzami. Mówili, że w miejscu gdzie winna leżeć Roke, znaleźli jedynie mgłę i rafy. Pożeglowali zatem dalej na południe wraz z siedmioma innymi okrętami i spotkali się z flotą z Wathortu. Może tamtejsi władcy usłyszeli, że zbliża się wielka armada, bo nie zadawali żadnych pytań. Wysłali ze swych statków magiczny ogień i rzucili się do abordażu. Ludzie, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że z najwyższym trudem udało im się uciec, a i to nie wszystkim. Przez cały ten czas nie mieli wieści od Wczesnego. Nikt nie zaklinał pogody, chyba że mieli własnego magika na pokładzie. Wrócili zatem do domu, wlokąc się przez Morze Najgłębsze, niczym psy, które przegrały walkę. To mi powiedział marynarz ze “Sztormowej Chmury". Podobają ci się wieści?

Wydra z trudem powstrzymywał łzy. Ukrył twarz w dłoniach.

— Tak — rzekł w końcu. — Dziękuję.

— Tak też sądziłem. A co do króla Losena — dodał Ogar — kto wie… — Pociągnął nosem i westchnął. — Na jego miejscu bym się wycofał. Chyba sam tak zrobię.

Wydra zdołał się uspokoić. Otarł nos i oczy, odchrząknął.

— To chyba dobry pomysł. Przybądź na Roke. Tam jest bezpieczniej.

— Wygląda na to, że trudno ją znaleźć — zauważył Ogar.

— Ja potrafię — rzekł Wydra.

IV. MEDRA

Naszych drzwi strzeże człowiek stary, Co wpuszcza wedle własnej miary, Choć wielu przejść chce, rzadko kiedy Potrafią wkroczyć w Bramę Medry. A woda płynie bystro w dal, A woda płynie w dał.

Ogar został w Skraju Drogi. Mógł tam zarabiać na życie szukaniem. Poza tym spodobała mu się tawerna i gościnność matki Wydry.

Nim nastała jesień, gnijące ciało Losena zawisło do góry nogami na sznurze w oknie pałacu królów, a sześciu wodzów rozpoczęło walki o jego królestwo. Okręty wielkiej floty ścigały się i polowały na siebie nawzajem na falach cieśnin i wzburzonego magią morza. “Nadzieja" jednak, kierowana rękami dwóch młodych czarodziejów z Dłoni, z Havnoru, przewiozła Medrę bezpiecznie przez Morze Najgłębsze aż na Roke.

W porcie czekała na niego Żar. Podszedł, wychudzony, kulejący, i ujął jej dłonie. Nie potrafił spojrzeć jej w twarz.

— Na mym sercu ciąży zbyt wiele śmierci, Elehal — rzekł.

— Chodź ze mną do Gaju — odparła.

Poszli tam razem i zostali aż do zimy. W następnym roku zbudowali sobie domek na brzegu strumienia Thwilburn wypływającego z Gaju. Mieszkali tam latem.

Pracowali i nauczali w Wielkim Domu. Widzieli, jak wyrasta: kamień po kamieniu, każdy z nich wzmocniony zaklęciami ochrony, trwałości, spokoju. Byli przy ustanawianiu Reguły Roke, choć nie wszyscy przyjęli ją chętnie. Zawsze zdarzali się przeciwnicy. Magowie przybywali z innych wysp i powstawali z grona uczniów — kobiety i mężczyźni obdarzeni mocą, wiedzą i dumą, zaprzysiężeni zgodnie z Regułą i gotowi do wspólnej pracy dla dobra innych. Każdy jednak inaczej spoglądał na świat.

Starzejąca się Elehal z coraz większym znużeniem przyjmowała problemy i namiętności Szkoły. Coraz mocniej pociągały ją drzewa. Wędrowała wśród nich samotnie, daleko, jak sięga myśl. Medra stąpał u jej boku, nie docierał jednak równie daleko. Był przecież kulawy.

Po jej śmierci jakiś czas samotnie mieszkał w domku tuż przy Gaju.

Pewnego jesiennego dnia przybył do Szkoły ścieżką biegnącą przez pola na Pagórek Roke. Wszedł tylnymi drzwiami. Pokonując sale i kamienne korytarze, dotarł do serca Szkoły — marmurowego Podwórca Fontanny, na którym drzewo zasadzone przez Elehal wznosiło wysoko gałęzie czerwone od jagód.

Słysząc o jego przybyciu, na miejscu zjawili się nauczyciele z Roke — mężczyźni i kobiety uznani za mistrzów swych sztuk. Sam Medra był Mistrzem Szukania, póki nie odszedł do Gaju. Obecnie sztuki tej nauczała młoda kobieta, niegdyś jego uczennica.

— Długo się zastanawiałem — rzekł. — Jest was ośmioro. Dziewięć to lepsza liczba. Jeśli zechcecie, uznajcie mnie znów za mistrza.

— Co będziesz robił, mistrzu Rybołowie? — spytał Mistrz Przywołań, siwowłosy mag z Hien.

— Pilnował drzwi — odparł Medra. — Jestem kulawy, więc nie oddalę się zanadto. Jestem stary, więc będę wiedział, co rzec do tych, którzy tu przybędą. Jestem szukaczem, więc umiem odkryć, czy to dla nich właściwe miejsce.