Выбрать главу

Gdy zastanowimy się nad faktem obecności tylu różnic w krótkiej, ale przecież doktrynalnie ważnej opowieści, musi nas zadziwiać dowolność, na jaką pozwala­ją sobie ewangeliści wobec przekazu, który w ich przekonaniu musiał być historycznie autentyczny, a więc nienaruszalny. Tymczasem każdy z tych autorów manipuluje tym przekazem na swój sposób, zależnie od tego, jak dyktowała mu imaginacja lub propagowana przezeń idea. Każdy po prostu dodaje i ujmuje, co mu się żywnie podoba.

Toteż niektórzy bibliści wyrazili wątpliwość, czy wydarzenia na Górze Oliw­nej, przynajmniej w wersji ewangelistów, w ogóle miały miejsce. Narzuca się tu przypuszczenie, że w fantazji ludowej odegrała tu znowu twórczą rolę reminiscen­cja ze Starego Testamentu i że cały ten epizod w biografii Jezusa powstał pod wpływem sławnej sceny z Mojżeszem na górze Synaj. Ktokolwiek zada sobie trud porównania obu tekstów, przyzna, że istotnie są w nich pewne analogie. Zresztą sami ewangeliści naprowadzają nas na trop tego starotestamentowego rodowodu, gdy zapewniają, że na Górze Oliwnej wszystko działo się tak, iżby wypełniły się przepowiednie proroków (Mt. 25,26; Mk. 14,26; J. 18,9).

Jest rzeczą możliwą, że Jezus ukrywał się w gęstym gaju oliwnym Getsemani i że tam został aresztowany. Wszystkie inne szczegóły, które temu wydarzeniu towarzyszą w wersji ewangelistów, były chyba już dokomponowane przez zbiorową wyobraźnię chrześcijańskich wyznawców, a więc są typowym tworem folkloru. A z folklorem najczęściej bywa tak, że łatwo ulega odmianom i uzupełnieniom w miarę przemijania czasu i pokoleń ludzkich.

Czy jednak lud prosty mógł zdobyć się na tak wyborną poetycko, tak wstrząsającą i pełną prawdy życiowej scenę Jezusowej męki, na tak dogłębne zrozumienie psychologii człowieka stojącego przed ostateczną decyzją swego życia? Jeśli miałby ktoś pod tym względem jakieś zastrzeżenia, to trzeba tu przypomnieć, że gdzie jak gdzie, ale właśnie w twórczości ludowej kryje się zawsze najczystsza poezja i najautentyczniejsza prawda o człowieku. Wiedzieli o tym pisarze, plastycy i kompozytorzy wszystkich epok, którzy z tego zdroju chętnie czerpali. Jeżeli chodzi o czasy, kiedy ta historia o męce Jezusa się rodziła, to pamiętać należy, iż był to okres tragiczny i burzliwy dla ludzi prostych i upośledzonych. Można by powiedzieć, że każdy nędzarz, każdy niewolnik przeżywał wówczas swój własny dramat Getsemani. Historia o duchowych katuszach Jezusa na Górze Oliwnej, zanim została zapisana przez ewangelistów, krążyła chyba od dawna wśród wyznawców Jezusa i była metaforyczną projekcją tego wszystkiego, co oni w większości przeżywali w swoim własnym życiu.

W związku z tymi rozbieżnościami pragniemy tu zająć się jeszcze Ewangelią według Marka ze względu na to, że spotykamy się w niej z pewnym tajemniczym incydentem, który do dnia dzisiejszego fascynuje badaczy biblijnych. Werset zawierający opis tego wydarzenia brzmi następująco: „Wtedy uczniowie jego, opuściwszy go, wszyscy pouciekali. A młodzieniec pewien szedł za nim, odziany tylko w prześcieradło. I pojmali go. Lecz on, porzuciwszy prześcieradło, nagi uciekł od nich” (14,50-52).

Sceneria w ogrójcu Getsemani była owej nocy ponura i złowroga. Mistrz spędzał ostatnie swoje godziny wśród najgorszych przeczuć, w męce duchowej pełnej wątpliwości i rozterek. Nagle w mroku nocnym między poskręcanymi ze starości drzewami oliwnymi zamigotały pochodnie, rozległy się nawoływania i niebawem zamrowiło się od nasłanych przez arcykapłanów zbirów, uzbrojonych w kije i miecze. W tej dramatycznej atmosferze jakże groteskowa i nawet frywolna wydawać się może anegdotka o szybkonogim młodzieńcu, który ratuje się w ten sposób, że w rękach łapaczy pozostawia swoje prześcieradło i nago daje nura w ciemność nocy.

Kim był ów tajemniczy młodzieniec? Dlaczego przebywał w otoczeniu Jezusa odziany tylko w prześcieradło? Dlaczego Marek nie nazywa go po imieniu? Dla ludzi wierzących, przeświadczonych o tym, że wszystko, co się dzieje w ewange­liach, jest historyczną prawdą, sprawa była łatwa do rozszyfrowania. Ten młodzieniec – powiadają – to sam św. Marek, autor ewangelii. Według nich najlepszym dowodem na to jest fakt, że on jedyny ten drobny epizod podaje i że podaje go lakonicznie wprawdzie, ale zastanawiająco realistycznie. Mateusz, Łukasz i Jan może o tym zajściu nic nie wiedzieli, albo też po prostu zlekceważyli go jako szczegół mało ważny.

A więc kardynalnym dowodem według tych przypuszczeń ma być właśnie ów uderzający fakt wyłączności Marka. Stoją oni na stanowisku, że to, co dla ludzi postronnych mogło nie mieć żadnego znaczenia, a przeciwnie mogło stanowić niepożądany zgrzyt w dramatycznej jednolitości narracji, dla Marka miało wagę najintymniejszego wspomnienia z lat młodości. I z tych właśnie powodów nie oparł się on pokusie wtrącenia do ewangelii tych trzech zdań, mających zaświadczyć, że widział Jezusa, że był naocznym świadkiem jego aresztowania.

No dobrze – powiadają na to sceptycy – jeżeli Marek był istotnie tym młodzieńcem, to w takim razie, dlaczego robi z tego tajemnicę? Dlaczego nie podaje jego imienia? Zwolennicy opinii, iż młodzieńcem był Marek, i na to mają gotową odpowiedź: do anonimowości skłoniła Marka wrodzona skromność. Bo przypomnijmy sobie, co się działo, gdy ujęto Jezusa. Jego najbliżsi towarzysze stchórzyli i po prostu uciekli opuszczając swego Mistrza w złej doli. „Wtedy uczniowie jego opuściwszy go, wszyscy pouciekali” – powiada Marek, a Mateusz i Jan przyświadczają mu w tym w całej pełni (Mk. 14,50; Mt. 26,56; J. 16,32).

Natomiast gdy chodzi o Marka, to on jeden nie uciekł, lecz krok w krok szedł za pojmanym Jezusem i z tego powodu o mało co wpadłby również w ręce arcykapłańskich siepaczy. Był wówczas jeszcze za młody, by stać się uczniem Mistrza, a jednak postąpił bardziej po męsku niż najbliżsi uczniowie Jezusa.

Z tej swojej postawy tam w ogrójcu Getsemani był w cichości ducha bardzo dumny i jest rzeczą zrozumiałą, iż pragnął, by pozostał po niej jakiś trwały ślad. Ale z drugiej strony poczucie skromności i taktu nakazywało mu, by nie identyfikować się na kartach ewangelii otwarcie i nie narazić się na zarzut, iż w tak drażliwej sprawie dopuszcza się grzechu chełpliwości. Czytelnicy przez implikację mieli się domyślić, kim był ów młodzieniec.